Cyberpunk 2077

Cyberpunk 2077: Phantom Liberty coraz bliżej! Za co pokochałem Night City?

Kajetan Węsierski | 27.08.2023, 14:00

Od premiery Cyberpunka 2077 minęło już ponad 2.5 roku. Chyba nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że sam dzień debiutu był ogromnym wydarzeniem? 10 grudnia 2020 wielu z nas obierało przesyłki z paczkomatów, czekało ze świecącymi oczami na kuriera, włączało preinstalowane pliki, albo po prostu - po staremu - śmigało do najbliższego marketu z elektroniką, aby nabyć dla siebie fizyczną kopię prosto z półki. 

To wszystko, co było potem, przejdzie do historii, ale w nieco innym wymiarze. Te niesławne błędy, liczne problemy, sądowe pozwy i ogromny spadek wartości giełdowej ekipy z CD Projekt RED. Jeśli ktoś kiedykolwiek napisze historię o okresie obejmującym kilka miesięcy przed premierą, sam debiut oraz kilka następnych tygodniu, to daleko temu będzie do komedii. Bardziej dramat. A dla wielu nawet horror. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Niemniej, nie było też tak, że mieliśmy do czynienia z całkowitą wtopę. Były osoby, które bawiły się nieźle (sam się do tej grupy zaliczam) i na pewno dobrze wspominają przygodę. A że dużymi krokami zbliżamy się do premiery pierwszego pełnoprawnego dodatku fabularnego, warto przypomnieć osiem elementów, za które pokochałem Night City. Całkowicie subiektywnie, ale… Zachęcam do lektury

Widoczny podział na kasty 

Coś, co właściwie zaserwowano nam już na samym starcie, to oczywiście podział społeczeństwa na grupy. Na pierwszy rzut oka dojrzeć mogliśmy trzy klasy, które definiowane były przez zasobność portfeli czy też kont bankowych. Mieliśmy skrajnie bogatych (żyjących w apartamentach w centrum lub na przedmieściach), przeciętnie majętnych, a także nomadów, którzy trzymali się na uboczu - na pustkowiach. Na starcie mogliśmy w pewnym sensie wybrać przynależność do którejś grupy, choć nie była ona tak widoczna, jak to, co nas otaczało. 

Nocne życie 

Skoro w nazwie miasta jest „noc”, to nie można być zaskoczonym, iż właśnie w tej porze doby wszystko zaczyna się tam rozkręcać. Biznesy kwitną najbardziej, porachunki są rozwiązywane, ale wiele ważnych spotkań ma miejsce, gdy zapadnie zmrok. I jest to coś pięknego, albowiem spokojnie da się stwierdzić, że Night City to jedno z tych miejsc, które nigdy nie śpią. A oślepiające neony tylko potęgują wrażenie. 

Ogromna otwartość 

W Night City nie tylko można „być, kim się chce”, ale także iść, gdzie ma się ochotę. Choć oczywiście jest to hiperbolą, bo nie da się wejść do absolutnie każdego budynku, to wiele z nich rzeczywiście stoi przed nami otworem. To sprawia, że mapa zyskuje kolejny wymiar. Przemieszczamy się nie tylko wzdłuż i wszarz, ale także wzwyż. Niby nic odkrywczego, ani wyszukanego, a jednak dawało poczucia większej wolności i zdecydowanie potęgowało immersję, na którą tak bardzo stawiała ekipa z CD Projekt RED. 

Misje, misje i jeszcze raz misje 

Można się czepiać bugów wizualnych, błędów w animacji, problemów z dźwiękiem, modelem jazdy oraz wieloma innymi rzeczami. I wszystkie te oskarżenia dałoby się wybronić, ale… Nie można odmówić deweloperom ogromnego talentu do pisania misji. Kolejny już raz - niczym w serii gier o Geralcie z Rivii - mamy do czynienia ze znakomicie zaprojektowanymi zadaniami. Zaliczyć do tej grupy możemy zarówno te z głównego wątku, jak i poboczne, które nie są nawet obligatoryjne. A to się chwali! 

Różnorodność kulturowa 

Wspomniałem już o podziale społecznym, choć głównie pod kątem finansowym. A warto zaznaczyć, że w Night City jest miejsce dla każdego - również pod względem kulturowym. Mieszanina kulturowa jest oczywiście czymś normalnym w metropoliach i fajnie, że mieliśmy z tym do czynienia także w mieście, w którym rozgrywa się akcja. Wszak pewnie wielu z Was pamięta misję z ukrzyżowaniem, a także pogrzeb. A to przecież tylko sprawy religijne, które stanowiły zaledwie część tego wszystkiego, na co mogliśmy się natknąć. 

Żyjące miasto

Czy miasto było tak żywe w momencie premiery, jak prezentowano nam na zwiastunach? Nie, w żadnym wypadku. Wszyscy pewnie pamiętacie te memy, na których porównywano obietnice z rzeczywistym stanem w grze. Niemniej, nie można też stwierdzić, że był to temat stuprocentowo skopany. NPC rzeczywiście było mniej, ale miasto żyło. Polecam zatrzymać się przy losowej postaci w Night City - wiele z nich miało swój zaprogramowany cel i rzeczywiście sprawiało wrażenie żyjących i funkcjonujących na normalnych zasadach. 

Gangi 

Gangi miały ogromne znaczenie w grze. Jeszcze przed jej premierą, zasypywani byliśmy licznymi newsami związanymi z lore. Przedstawiano nam niemal wszystkie grupy, gangi i przestępcze organizacje. A gdy się to wszystko wchłonęło, a później natknęło na konkretne ekipy podczas przechadzania się po Night City, to strach mieszał się z ekscytacją. Mam nadzieję, że również w zbliżającym się DLC będzie to temat, który będzie miał ogromne znaczenie. Chcę dalej zagłębiać się w te kwestie, a jest pole, żeby go pociągnąć.

Siła leży w detalach 

Na sam koniec punkt, który będzie dobrym podsumowaniem całego zestawienia. Można oczywiście uderzać w CD Projekt RED, że Cyberpunk 2077 był po prostu źle przygotowany pod względem technicznym, ale… Kurczę, jeśli chodzi o wykreowany na potrzeby gry świat, to trudno się do czegoś przyczepić. Odnoszę wrażenie, że zadbano tam nawet o najmniejsze szczególiki. Elementy ubioru, bilbordy, reklamy, audycje radiowe. Wszystko jest tam spójne, a to - zwłaszcza przy tak dużych grach - nie jest wcale czymś oczywistym. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Cyberpunk 2077.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper