Ahsoka (2023)

Ahsoka (2023) – recenzja, opinia po 2 odcinkach serialu [Disney]. Bezpośrednia kontynuacja Rebeliantów

Piotrek Kamiński | 22.08.2023, 18:00

Ahsoka Tano szuka wskazówek co do aktualnego miejsca pobytu admirała Thrawna. Ma nadzieję, że przybliży ją to do odnalezienia przyjaciela, zaginionego Ezry Bridgera. Podczas swoich poszukiwań dowiaduje się o istnieniu spisku, którego celem jest odbudowa imperium pod wodzą Thrawna. Czy tego chce, czy nie, będzie musiała stawić czoła spiskowcom i wynajętym przez nich najemnikom, wśród których znajduje się były rycerz Jedi i jego padawanka.

„The force is female!” głosił napis na koszulce Kathleen Kennedy podczas któregoś tam „Star Wars Celebration”. Te cztery słowa sprawiły, że internet został dosłownie zalany falą wściekłych komentarzy ludzi, którzy błagali aby szefowa Lucasfilm przestała niszczyć ich ulubioną markę. Bo przecież w „Gwiezdnych wojnach” nigdy nie było silnych postaci kobiecych, jak Leia, Padme, czy Ahsoka, prawda? Najzabawniejsze jest to, że mimo wszystko ich krzyk nie był do końca nieuzasadniony, ponieważ dzisiejsze Hollywood nie jest zainteresowane pisaniem pełnowymiarowych, złożonych postaci z problemami, lękami i tym podobnymi kwiatkami. Łatwiej jest zrobić chodzący ideał, któremu wszystko się udaje, który wszystko potrafi, wie i rozumie i który nie potrzebuje niczyjej pomocy. Efektem są po prostu nudni bohaterowie, jak Rey. Scenariusze stały się też przez to bardziej przewidywalne – do Mulan dopisano żeński czarny charakter, ponieważ niepisaną zasadą jest, że główna bohaterka nie może przegrać z mężczyzną, po czym i tak okazało się, że czarownica była nie tyle zła, co niegodziwie wykorzystana. Na szczęście Dave Filoni czuje postacie, które współtworzył, więc mimo że w serialu jak na razie podejrzanie brakuje pierwiastka męskiego – poza stojącym po przeciwnej stronie Baylanem Skollem (Ray Stevenson) – historie poszczególnych bohaterek serialu mają potencjał na zapewnienie widzom kilku godzin solidnej zabawy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ahsoka (2023) – recenzja, opinia po 2 odcinkach serialu [Disney]. Nierówny start, ale po chwili nabiera odpowiedniego rytmu

Baylan Skoll

Jest jeszcze w pierwszym odcinku taka scena, w której pędząca skuterem Sabine Wren (Natasha Liu Bordizzo) ignoruje proszących ją o zatrzymanie się stróżów prawa, prześlizguje się efekciarsko między nimi i ucieka gdzieś za horyzont. Nie mogę powiedzieć aby to wprowadzenie postaci zrobiło na mnie przesadnie dobre wrażenie. Wyglądało to trochę jakbyśmy dostawali kolejny chodzący ideał, o których wspominałem wyżej, w dodatku postać uciekająca przed kimś szybkim pojazdem natychmiast skojarzyła mi się z początkiem „Star Treka” w reżyserii J.J. Abramsa i choć lubię ten film, to nazwisko reżysera w kontekście „Gwiezdnych Wojen” kojarzy mi się raczej negatywnie. 

Na szczęście już chwilę później poznajemy jej  bardziej ludzką stronę – to jak bardzo tęskni za Ezrą, jak ma pretensję do swojej mistrzyni, Ahsoki (Rosario Dawson)... Czekaj, co?! A tak! Wren oficjalnie rozpoczęła trening Jedi pod okiem dawnej uczennicy Anakina Skywalkera i dzierży miecz Ezry. Przez chwilę widzimy również hologram przedstawiający samego Bridgera w wersji live action i... nie jest źle! Może nie do końca tak sobie go wyobrażałem, ale ostatecznie Eman Esfandi nie był złym wyborem. Mam też przeczucie, że jeszcze go w tym serialu zobaczymy. Twórcy serialu zarzekają się, że zamaskowany inkwizytor, którego można zobaczyć w zwiastunie to zupełnie nowa postać, ale proszę cię... To musi być Ezra! Po prostu nie mogą tego na razie potwierdzić, bo byłby to gigantyczny spoiler, ale tematycznie i narracyjnie jest to najbardziej sensowna opcja, nawet jeśli zwrot akcji z inkwizytorem chowającym pod maską znajomą twarz został już przerobiony o przynajmniej jeden raz za dużo.

Ahsoka (2023) – recenzja, opinia po 2 odcinkach serialu [Disney]. Szczątkowe dialogi, wynoszone w górę przez mocną obsadę

Shin Hati

Nie do końca podoba mi się jak w tych serialach live action prowadzona jest postać Ahsoki. Absolutnie uważam, że Dawson świetnie nadaje się do tej roli, lecz do tej pory scenarzyści nie dawali jej zbyt wiele do roboty. Czasami rozwali efekciarsko jakiegoś złola, lecz brakuje mi dialogów z jej udziałem, mocniej zarysowanej osobowości. Brak bardziej naturalnych, a nie nastawionych jedynie na ekspozycję dialogów w ogóle jest sporym problemem dzisiejszych „Gwiezdnych Wojen” i nie zapowiada się żeby „Ahsoka” miała to zmienić. Dobrze chociaż, że dają jej pomachać tymi efekciarskimi, białymi mieczami świetlnymi.

Efekty specjalne stoją oczywiście na niedorzecznie wysokim poziomie jak na serial – ale akurat do tego Disney zdążył nas już przyzwyczaić. Zarówno żywe stworzenia, jak i statki, postacie, czy elementy topografii oraz architektury świetnie wtapiają się w obraz. Ani razu nie raził mnie w oczy jakiś słabiej wkomponowany element, przypominający, że to wszystko tylko fikcja. Jedynym do czego mogę się przyczepić w tych pierwszych dwóch odcinkach jest brak jakichś ciekawych nowości – „Gwiezdne Wojny” to dziesiątki nazwanych i miliony jeszcze nie zaprezentowanych planet, a mam wrażenie, że wszystkie filmy i seriale kręcą się wokół może z dziesięciu, czy piętnastu. Mam nadzieję, że Filoni planuje usprawiedliwić jakoś fabularnie umiejscowienie akcji na Corelli, że to nie po prostu lenistwo (ciekawe, w którym odcinku dostaniemy obowiązkową scenę na Tattooine).

Ray Stevenson potrafił uświetnić swoją obecnością każdy film i serial, w którym się pojawiał. Nawet byle jaki sezon „Dextera” automatycznie stał się znacznie ciekawszy, kiedy przed kamerę weszła jego postać. Jego Baylan Skoll ma tonę charyzmy, jest potężnym wojownikiem, bezwzględnym, ale jednak wyraźnie niepozbawionym zasad. Jego padawanka, Shin Hati (Ivanna Sakhno) jest znacznie bardziej temperamentna, z chęcią korzysta z ciemnej strony mocy, ale sam Skoll może stanowić ciekawą drugą stronę monety, na której widnieje Ahsoka – oboje odeszli z zakonu, oboje sprzeciwiają się ich metodom, lecz obrali zupełnie inne kierunki moralnie. Interesująco wypada również miecz Baylona – intensywnie pomarańczowy, jakby w trakcie zatruwania kryształu mocą ciemnej strony. Jeśli Filoni nie pokpi sprawy, powinni z nich być bardzo ciekawi przeciwnicy dla Ahsoki i Wren.

„Ahsoka” fabularnie ma gigantyczny wręcz potencjał. Serial kontynuuje bezpośrednio wątki rozpoczęte jeszcze w „Rebeliantach”, a mocna obsada i Dave Filoni za sterami pozwalają mieć nadzieję, że będzie to jeden z lepszych seriali w tym świecie (chociaż „Andorowi” raczej nie podskoczy). Jak to zwykle w serialach live action należących do tej marki bywa, tempo snucia opowieści pozostawia trochę do życzenia, a dialogi mogłyby być lepsze, ale jeśli oglądałeś „Mandaloriana” i „Księgę Boby Fetta”, to doskonale zdajesz sobie z tego sprawę i ci to zapewne nie przeszkadza (albo chociaż nie aż tak żeby przestać oglądać). Czekam na dalszy rozwój wydarzeń – w przeciwieństwie do ostatniego sezonu „Mandaloriana”, tym razem naprawdę chcę wiedzieć co dalej.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper