Wo Long

Wo Long: Fallen Dynasty - że niby hit? Team Ninja, nie idźcie tą drogą

Krzysztof Grabarczyk | 11.06.2023, 11:00

Team Ninja wsławiło się prawdopodobnie jedną z najlepszych gier akcji, jaka kiedykolwiek się pojawiła. Ninja Gaiden przetestowała niejednego gracza. Werjsa z podtytułem Black dołożyła jeszcze więcej. Po 2012 roku, gdy ukazała się jak dotychczas ostatnia, trzecia część historii Ryu Hayabusy, studio podążyło nową drogą. Nioh okrzyknięto hitem. Gra pojawiła się w czasie rosnącej popularności souls-like i była jedną z pierwszych, wysokobudżetowych produkcji czerpiących garściami z warsztatu From Software. Sequel powtórzył ten sukces. Trwały debaty nad kolejnym projektem Team Ninja. Padło na Wo Long: Fallen Dynasty.

Team Ninja chętnie promują lokalną historię w swoich grach, co się zresztą ceni. Nioh (2017) prezentuje sylwetkę białowłosego Williama. Ta postać bazuje na Williamie Adamsie, urodzonym w 1564 roku. W 1588 roku przybył on na wybrzeże Japonii. Kraj szarpała wówczas brutalna, wojna domowa. Wo Long: Fallen Dynasty to ukłon w stronę Opowieści o Trzech Królestwach. Kou Shibusawa, szef Tecmo Koei ogłosił w październiku, 2021 roku trwające prace nad grą autorstwa Team Ninja opartej na XIV-wiecznej powieści Lou Guanzhonga. Historia, w której zawsze ktoś walczy o władzę, ktoś coś knuje, a tam gdzie bije się dwóch skorzysta trzeci.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie ten poziom

undefined

Wo Long: Fallen Dynasty znajdowało się w produkcji dwa lata przed ujawnieniem gry w czerwcu ur. podczas Xbox & Bethesda Games Showcase. W chwili zapowiedzi, tytuł znajdował się w produkcji od dwóch lat. Reżyserią zajął się Fumihiko Yasuda, lider studia Team Ninja, który wcześniej odpowiadał za obie odsłony Nioh. Drugim, twórczym ogniwem został Maasaki Yamagiwa. To ciekawa postać. Yamagiwa przybył do Team Ninja wprost z rozwiązanego przez Sony, Japan Studio. Pracował niegdyś na grą Tokyo Jungle. O wiele ciekawszym osiągnięciem w jego CV okazuje się praca nad Bloodborne. Jeśli spojrzymy na część bossów w Wo Long: Fallen Dynasty, to mają oni w sobie cząstkę tamtej produkcji. Długie kończyny, poszarpane szaty i sięgająca niekiedy do ziemi sierć.

Spodziewaliśmy się powrotu serii Ninja Gaiden. Braliśmy pod uwagę dostosowanie marki pod souls-like'owe standardy, lecz Devil May Cry 5 od Capcom pokazuje, że slashery mają jeszcze dużo do powiedzenia i pokazania. Wo Long: Fallen Dynasty to fuzja Nioh z postaciami wyjętymi wprost z popularnej w Japonii serii Dynasty Warriors. Nie jest zwolennikiem uczestnictwa w waśniach pomiędzy dynastiami, których bohaterowie nie są za grosz autentyczni. Nioh uważam za tytuł o wiele ciekawszy. Tam historia nie ulega nadmiernemu rozwarstwieniu. Ostatnia gra Team Ninja nie spowodowała, że zapamiętałem kogokolwiek z Trzech Królestw. Chociaż w tym gatunku nie samą fabułą gracz żyje.

Projekt rozczarowuje także pod kątem technicznym. Dotychczasowe osiągnięcia Team Ninja to gry solidne pod kątem jakości i wydajności. Ninja Gaiden zabijała zmysły szybkością, oprawą oraz sterowaniem. Odświeżona wersja, Ninja Gaiden Sigma powtórzyła ten sukces. Wpadką okazała się Ninja Gaiden 3, lecz zrekompensowano techniczne braki dzięki wydaniu Razor's Edge. Nioh oraz Nioh 2 prezentują się wciąż bardzo solidnie, zwłaszcza w zremasterowanej wersji. O świetnej jakości ostatnich iteracji Dead or Alive nie wspominając. Tymczasem, Wo Long: Fallen Dynasty trafiło na wszystkie platformy. Stąd poziom techniczny wyraźnie odstaje na tle reszty. W produkcjach Team Ninja rzadko narzekaliśmy na oprawę czy wydajność. Najbardziej poszkodowana została wersja gry na komputery osobiste.

Zbiór mechanik

undefined

Wo Long: Fallen Dynasty szczyciło się różnorodnością mechanik. Podobnie jak w Nioh, również tutaj jesteśmy w stanie obrać własny styl. Do momentu starcia z pierwszym bossem, Zhang Liangiem. Myślę, że dla wielu graczy starcie okazało się problematyczne. Twórcy niby udostępniają nam wachlarz mechanik, lecz to starcie wymusza naukę parowania. Nie każdy preferuje tę metodę. A przecież są tutaj elementy zaczerpnięte z Dark Souls i Sekiro, choć najczęściej grę zestawia się z tą drugą produkcją From Software. Kolejnym rzeczą, która nie do końca mi pasuje w Wo Long jest za duży chaos. Gra brzmi często niczym miks Dynasty Warriors z Dark Souls. I nie brzmi to dobrze. Rzadko kroczymy w pojedynkę, ponieważ zawsze ktoś nam towarzyszy. Jasne, walki są dzięki temu nieco prostsze, lecz preferuje wyzwanie. Wo Long daje w kość głównie podczas starć z bossami. Tutaj bez parowania wiele nie zdziałamy.

Czy Wo Long: Fallen Dynasty jest aż takie złe? Nie. To po prostu zupełnie inaczej poprowadzony projekt. Czasem mam wrażenie, że twórcy za główny target obrali sobie azjatycki rynek. Inaczej niż robiono dotychczas. Przecież Ninja Gaiden pojawiła się na amerykańskiej konsoli, co stanowiło wydarzenie bez precedensu. Wciąż mamy do czynienia z souls-like'iem, lecz nieco innym. Część lokacji potrafi zachwycić, inne z kolei są zmodyfikowaną wariacją tego, co już widzieliśmy w Nioh. Team Ninja raczej nie przywoła ducha Ninja Gaiden, ponieważ studio koncentruje się na nowych markach. Wolałbym jednak, aby Wo Long: Fallen Dynasty było takim jednorazowym eksperymentem. Cenię dorobek studia, i chciałbym cenić go również w przyszłości.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper