Idol (2023)

Idol (2023) - recenzja, opinia po 1. odcinku serialu [HBO]. Wojewódzkiego tylko brakuje

Piotrek Kamiński | 06.06.2023, 21:00

Opowieść o gwieździe pop po przejściach, która z jednej strony chciałaby robić dobrą muzykę, z drugiej głównie gra swoim nagim ciałem i ze wszystkich stron otacza się yesmanami, tylko czekającymi by móc ją zapewnić, że wszystko czego dotknie zamienia się w złoto.

Nowy serial HBO tonął w kontrowersjach jeszcze na długo przed emisją premierowego odcinka. Podnoszono larum, że seksualizacja głównej bohaterki tańczy na granicy sztuki i miękkiej pornografii, czasami delikatnie z niej spadając, co doprowadziło do tarć między producentami, reżyserami, scenarzystami. Przynajmniej jeden reżyser odszedł z serialu w trakcie zdjęć, część scen trzeba było nagrywać ponownie w innym miejscu i w ogóle cały serial okrzyknięto wulgarnym, nawet nie dając mu szansy. I tak jak nie mogę powiedzieć żeby paradująca półnago, a czasami też całkiem nago Lily-Rose Depp w jakikolwiek sposób mi przeszkadzała, tak faktycznie to, co dzieje się wokół niej, jak obchodzą się z nią inni, w jakim kontekście jest filmowana trochę mnie odrzuca...

Dalsza część tekstu pod wideo

Idol (2023) - recenzja, opinia po 1. odcinku serialu [HBO]. Nic się tu nie dzieje 

Układ taneczny

Pierwszy odcinek zaczynamy od wielkiego zbliżenia na twarz głównej bohaterki, Jocelyn (Depp). Ktoś mówi jej zza kadru jakie miny ma robić, a jej twarz reaguje najdrobniejszymi, najbardziej "innymi, ale takimi samymi" grymasami we wszechświecie. Nietrudno też zauważyć liczne niedoskonałości jej twarzy - nierówno położony makijaż, krostki na czole. Wszystkie one znikają jednak, gdy tylko kamera robi krok w tył, co wydaje się być intrygującym komentarzem dotyczącym całego zjawiska bycia gwiazdą i tego jak widziane są one przez "zwykłych ludzi". Chociaż nie jestem pewien, czy efekt był zamierzony, zwłaszcza patrząc na to jaką subtelnością powala reszta pierwszego odcinka.

Pierwszych 15 (mniej więcej) minut to właściwie non stop to samo. Jocelyn siedzi na stole z biustem na wierzchu, ludzie robią jej zdjęcia, jej agent (Hank Azaria) cieszy się, że poszła na całość i odsłania ciało, podczas gdy specjalista od intymności marudzi, że tak być nie może, że trzeba renegocjować umowę, zamknąć plan zdjęciowy i wrócić za dwie doby. Za bycie nudziarzem spotyka go kara, a przed ekipą Jocelyn staje kolejne wyzwanie, z którym nie robią niczego konkretnego, kręcąc się tylko, wyglądając na zajętych, mimo że nic się tak naprawdę nie zmienia. Później równie niewiele dzieje się w innym miejscu i ostatecznie znowu w wypasionej willi głównej bohaterki. Za dramaturgię robią tu sytuacje takie jak: Wszyscy martwią się jak Jocelyn zareaguje na kolejny skandal ze swoim udziałem i nie wiedzą jak jej to powiedzieć, więc... Gapią się na nią bezczelnie z odległości i machają jakby była upośledzona, a oni nieumiejętnie chcieli okazać swoją sympatię.

Idol (2023) - recenzja, opinia po 1. odcinku serialu [HBO]. Sławne nazwisko to jeszcze nie wszystko 

Nowy romans

Problematyczna, przynajmniej w tym pierwszym odcinku, jest również sama główna bohaterka. Lily-Rose Depp odziedziczyła po rodzicach nietuzinkową urodę, ale w kwestii talentu aktorskiego nie ma się na razie czym popisać. Jest raczej sztywna, brakuje jej charyzmy i kiedy już widzowi opatrzy się widok jej ciała, staje się po prostu nudna. Jej ekranowym partnerem jest the Weeknd, który jest również jednym ze współtwórców serialu. Sprytnie to sobie rozegrał, nie powiem. O jego postaci, Tedrosie, wiadomo na razie tyle, że jest właścicielem klubu, który odwiedziła Jocelyn i niezły z niego perwers. Być może sprawiam wrażenie nad wyraz zdawkowego i olewczego w stosunku do pracy twórców serialu, ale tu naprawdę nie ma już o czym więcej rozmawiać, mimo że pierwszy odcinek to prawie godzina telewizji. Jak dziewięciu scenarzystom udało się nakręcić tak mało historii w tak dużo czasu, to ja nie mam pojęcia.

Jeśli cokolwiek zasługuje na pochwałę po tym pierwszym odcinku, to będą to zdjęcia. Kadry dobierane przez operatorów potrafią zaintrygować kompozycją, różne elementy planu regularnie kontrastują ze sobą w przykuwający uwagę sposób, światło podkreśla figurę głównej bohaterki (chociaż miejscami miałem przebłyski tanich erotyków Playboya, puszczanych w latach dziewięćdziesiątych na Polsacie po 23), a ruch kamery zawsze balansuje gdzieś na granicy pokazania wszystkiego i nie pokazania niczego. Potrafi być dosyć zmysłowo, fakt. Tyle, że bez solidnej warstwy fabularnej, całość wygląda albo jak teledysk albo wspomniany już tani erotyk... 

Dam jeszcze szansę drugiemu odcinkowi, choć obawiam się, że tym razem obrońcy moralności mogli mieć rację. Ale nie dlatego, że serial epatuje seksem - niech epatuje. Tylko niech to służy czemuś ponad to! Mam nadzieję, że jeszcze uda im się odbić, ale nie liczę na zbyt wiele.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper