Resident Evil 4

Resident Evil 4 - czy gra faktycznie zasłużyła na noty 10/10? Jeden rabin powie tak, drugi nie

Krzysztof Grabarczyk | 25.03.2023, 18:00

Moda na wielkie renowacje trwa w najlepsze. Trend zainicjował Capcom. Ponad cztery lata temu, zawitał do naszych progów ten wspomnień czar. Dla mnie najlepszych z czasów stawania się graczem. Resident Evil 2 (2019) połączyło wajb lat 90. ze współczesnym modelem rozgrywki, a jakość dopiął RE Engine. Remake to bezpieczny i pewny grunt przychodów. Niezależnie od finalnego produktu, sam tytuł kupuje publiczność. Powrócił czwarty epizod z udziałem Leona, bardziej stonowanego charakterem, nie rzucającego na lewo i prawo iście hollywoodzkich one-linerów. Jest inaczej, ale w zgodzie z kolejnością lokacji i rozgrywką. Wpływ oryginału na rozwój trzecioosobowych gier akcji pozostaje nieoceniony. W końcu ten projekt rodził się aż cztery razy. Resident Evil 4 dostało kolejną, zredefiniowaną edycję, do której powracać będziemy często. Czy mówimy zatem o grze idealnej?

Nie istnieje definicja gry dopracowanej w każdym aspekcie. Nawet twórca oryginalnej wersji, Shinji Mikami, twierdził, że z dzisiejszej perspektywy napisałby ciut bardziej rozbudowany scenariusz. Historia w serii nigdy nie należała do wybitnych, lecz sposób przedstawienia scalony z uzależniającą rozgrywką wystarczył, by zapewnić marce kultowy status. Resident Evil 4 to miejsce, gdzie survival-horror spotyka się z akcją, stąd "tank control" wciąż się sprawdza. Blokada poruszania się podczas celowania nadaje rytm klasyce począwszy od 1996 roku, gdy świat oficjalnie usłyszał o położonej w gęstych lasach Arklay rezydencji pełnej trupów. Leon zyskał na dynamice, podłapał skrytobójczej taktyki, może nawet przestudiował Sekiro, bo parować trzeba tutaj z głową. Nóż ulega stopniowej destrukcji, choć można go naprawiać. W oryginalnej edycji również był bardzo użyteczny. Resident Evil 4 (2023) spotkało się z fantastycznym przyjęciem, wydawca może świętować a my grać w najlepsze. Czy to jednak tytuł zasługujący na maksymalną notę? Powiem Wam, tak okiem weterana cyklu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ostrzejsza narracja

undefined

Czy remake jest w stanie prześcignąć oryginał? Na polu technicznym, jak najbardziej. Najtrudniejszą barierą do pokonania dla twórców są wspomnienia graczy oraz nieuniknione porównania. Ważną decyzją są wprowadzone zmiany, w zależności od czasu trwania klasycznej edycji. Resident Evil 4 na tle reszty serii mocno się wyróżniał. Pamiętam swoje pierwsze ukończenie gry, gdzie licznik wyniósł średnio osiemnaście godzin. Pod tym kątem, czasem trwania dorównywało jedynie Resident Evil Code: Veronica, słynące z arcyciekawego skryptu scenariusza. Historia czwartej odsłony uderzała w hollywoodzkie rytmy, stąd siłą napędową okazała się rozgrywka z nowatorskimi patentami. Kamera zawieszona nad prawym profilem, widok zza pleców postaci oraz celowanie. Skorzystała na tym masa innych gier. Podobną perspektywę widzimy chociażby w Gears of War, nie wspominając o dziesiątkach współczesnych, trzecioosobowych strzelanin mniejszego kalibru. Ale to już było, jak mawia klasyk. Pierwsze zapowiedzi renowacji Resident Evil 4 odebrałem z mocnym kredytem zaufania. Za czasów ekipy Mikamiego, czyli okresu pracy nad serią przez Capcom Production Studio 4, deweloperzy dowiedli, że potrafią tworzyć remake. Potwierdzi to niemal każda osoba mająca styczność z Resident Evil (2002, GameCube). Dzięki wydanej, odświeżonej edycji z 2015 roku, tytuł trafił do szerszego grona odbiorców. Nie tknięto bezpośrednio schematów rozgrywki, lecz usprawniono ich kluczowe elementy, m.in. self-defense items.

Resident Evil (2002) oraz Resident Evil 4 (2023) mają jeden wspólny mianownik - nie porzucają modelu rozgrywki. Gdy przyszło odtworzyć kultową noc z udziałem Leona oraz Claire, zmianie uległa optyka gameplay'u. Z prerenderowanych teł i statycznej narracji przeszliśmy w trójwymiar i ujęcie w stylu czwartego rozdziału marki. Teraz, w obliczu renowacji RE4, zmiany nie są już tak namacalne, bardziej opierają się na usprawnieniach. Przy okazji, RE Engine wciąż ma się dobrze. System rozgrywki zbudowano od podstaw, lecz nie porzucono tego co najlepsze z oryginalu - rdzennej koncepcji rozgrywki. Od pierwszych sekund czujemy, że to "stare dobre Resident Evil 4". Widać, że projektanci dogłębnie przeanalizowali kwestie, które należało dostosować do obecnych standardów. Wprawdzie pan Kennedy nauczył się poruszać i strzelać jednocześnie już w Resident Evil 6 (2012), lecz tamten projekt uznano za pomyłkę, być może do przesady. Temat kontrowersyjnej, szóstej części podejmiemy w kolejnych materiałach. Tymczasem, pora by zmierzyć się z legendą. Czy jest mroczniej? Dosadność przekazu wynika z oczywistej różnicy w technologii. Bohaterowie zyskali nieco ostrzejsze charaktery. W przypadku Leona lekko trąci podejściem służbisty, choć lepiej zabrzmi, że profesjonalisty. Gwiazdor serii nie rzuca już mocarnymi frazesami, jest raczej skupiony na zadaniu. Resident Evil 4 w nowoczesnym wcieleniu chce być dojrzalsze, i takie jest. Nawet śmiech kasztelana, Ramona Salazara nie atakuje z sarkazmem oryginału. Zmieniła się narracja. Od filmowej akcji w stronę horroru akcji. Oryginał nie był przecież tak mroczny. Nowa wersja zwyciężyła w tej rundzie.

Czy przez adaptację świeżych rozwiązań (skradania się, redukcji "tank controls") gra się łatwiej? Nie, inaczej. Uruchomiłem grę na standardowym poziomie trudności. Zadziałała chyba moja pamięć mięśniowa z oryginału, więc strzelam raz, by podbiec i potraktować soczystym kopnięciem. Nie ma również lepszego widoku, niż seria z karabinka TMP, wymierzona w kolana, by szybko rozbroić grupkę wieśniaków lub mnichów. Cieszy, że stare nawyki tutaj działają bez zarzutów. I tak, wciąż stosuję klasyczną broń snajperską, gdyż sekwencję jej przeładowania wykonano z oryginalnym urokiem. Remake kroczy klasycznym tropem, często w skali 1:1. Tak naprawdę z mojej perspektywy to jedyna bariera, dla której nie wystawiłbym grze maksymalnej noty. Resident Evil 2 (2019) nadal pozostaje liderem zestawienia w kontekście renowacji. Tam przeniesiono atmosferę, przekłuto rozgrywkę, zaś tytuł uzależniał mnie jak pod koniec lat dziewięćdziesiątych. To bardzo trudna sztuka, nawet dla twardych kowali z Capcomu. Resident Evil 4 dokłada garstkę zmian, tworzy nową oprawę na starych zasadach rozgrywki. Już teraz ciekawią nas możliwości co do ewentualnej przebudowy piątego rozdziału marki. Wydawca nie odpuści, a my nie pogardzimy. 

W imię tradycji

undefined

Spodziewałem się znacznej redukcji zawartości, z uwagi na obszerność materiału źródłowego. Zaskoczono mnie, w większości pozytywnie. Wycięto skrawek oryginalnej zawartości. Istniały ku temu mocne obawy po debiucie Resident Evil 3 (2020). Jeśli macie tytuł za sobą, doskonale pamiętacie jak mocno różniła się ucieczka Jill Valentine od pozornie tej samej przygody z 1999 roku. Stąd te obawy, a czas rozgrywki należało dostosować ku obecnym trendom. Na szczęście, nikt nie poszedł na łatwiznę. Decyzja zmniejsza wprawdzie próg zaskoczenia. W RE3 byłem często zaskakiwany i tytuł naprawdę brzmiał jak zupełnie nowa gra. Szkoda, że z drastycznymi cięciami w kontekście kluczowych wydarzeń. Tym razem, niespodzianek jest o wiele mniej, choć wyjątki się zdarzają, w granicach normy. Zanika ten element zaskoczenia i praktycznie do końca odliczałem, co jeszcze pozostało w moim katalogu wspomnień. Tradycja zobowiązuje. Deweloper kieruje się ostrożnością, co widać pod kątem treści. Lepiej odtworzyć oryginał w nowej aranżacji niż bawić się w chirurga na bardzo cennym pacjencie. Tak jest z Resident Evil 4 (2023). 

Odniosę się zatem do postawionego w tytule pytania. Czy gra zasługuje na maksymalną notę? Nie, ponieważ to już kiedyś było. Tytuł świetnie odtwarza historię, generuje mroczniejszą atmosferę, dba o intensywność akcji. Nie wyznacza jednak standardów na miarę oryginalnej wersji. Nie jest oczywiście kopią, lecz autonomiczną wizją wielkiej gry, ostatniej z udziałem ojca kultowej marki. Producent wykonał solidną, rzemieślniczą pracę. Grze nie można odmówić uroku, sposobu prezentacji. RE Engine choć leciwy, to sprawiedliwy. Tytuł porusza się bardzo dobrze niemal na każdej platformie, choć nie testowałem wersji dla konsol starszej generacji. Jako weteran serii potrafię dostrzeć włożoną pracę, lecz zawsze będę się doszukiwać czegoś więcej. Projekt okazał się wielkim wyzwaniem i byłem ciekaw rezultatów. Te są imponujące. Wraz z każdą lokacją szły za mną wspomnienia z czasów, gdy pod kineskopowym odbiornikiem stało Nintendo GameCube, obok leżało gustowne pudełko z czarno-czerwoną okładką i dedykowany grze numer PSX Extreme. A uczucie nostalgii w nowej wersji to rzecz bezcenna, wymaga solidnej jakości. Resident Evil 4 pozostanie z nami przez kolejne lata. I już ostrzę kły na zapowiedziany tryb The Mercenaries, a Wy?

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Resident Evil 4 (Remake).

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper