Ted Lasso (2020)

Ted Lasso (2020) - recenzja, opinia o 3 sezonie serialu [Apple]. Piłka w grze

Piotrek Kamiński | 15.03.2023, 21:00

Rozpoczyna się nowy sezon Premier League i nikt, nawet najbardziej przychylni Tedowi Lasso dziennikarze, nie wróżą Richmond sukcesu, każdorazowo przewidując im miejsce na spodzie tabeli. W międzyczasie Nate rozkręca się jako manager klubu West Ham, Keeley stara się pogodzić pracę z miłością, a Rebecca zaczyna domagać się wyników. Pomiędzy tym wszystkim Ted próbuje zachować pogodę ducha, co na pewno utrudni powrót syna do Stanów. Dzieje się.

"He he. Następnym razem poproszę recenzję po zwiastunie albo pierwszych pięciu minutach", powie zaraz jakiś agent, co to się wczoraj urodził. Bo i po co pisać o serialu po jednym odcinku? Przecież mało co się wydarzy, ciężko wystawić jakąś sensowną ocenę. Cóż, może i faktycznie nie miałoby to zasadności, gdybyśmy rozmawiali o serialu Netflixa, którego cały sezon ukazał się jednego dnia. Co innego kiedy finał dostaniemy najwcześniej za trzy, cztery miesiące. Najbardziej prostacko, daje to po prostu fanom danej produkcji miejsce, w którym mogą sobie podyskutować - o tym co im się podobało w danym odcinku, czego oczekują od reszty sezonu, o serialu tak ogólnie. Po drugie, ponieważ są ludzie, którzy lubią sobie obejrzeć odcinek, a później popatrzyć, co mówią o nim inni - przez wiele lat tak właśnie wyglądała moja rutyna po obejrzeniu "South Park", "Flasha", czy "Dextera". Wbrew temu co zdają się myśleć co poniektórzy, nie zabiera to w żaden sposób miejsca innym, gierkowym newsom. To internet, a nie druk. No i po trzecie i najważniejsze: ponieważ mecz otwarcia to ważne święto i potrafi nadać ton całemu sezonowi. O!

Dalsza część tekstu pod wideo

Ted Lasso (2020) - recenzja, opinia o premierze 3 sezonu serialu [Apple]. West Ham kontra Richmond 

Cześć, Ted

Już pierwszy sezon serialu tylko w pewnym stopniu koncentrował się na grze w piłkę nożną, większą część swojego czasu poświęcając na intrygę związaną z samą obecnością Teda w Wielkiej Brytanii i do pewnego stopnia rozsianym tu i tam wątkom romantycznym. Poprzednia paczka odcinków nie miała już zbytnio wielkich, zakulisowych zagrywek, tak więc lwia część fabuły skupiała się na sprawach sercowych poszczególnych bohaterów. Wiele osób czuło, że serial stracił w drugim sezonie swój pazur, że twórcy odcinają jedynie kupony, nie mając konkretnego planu na fabułę. Ja też należę do tej grupy. Uważam, że tak jak niektóre odcinki wciąż były bardzo dobre (ten świąteczny i rewanż z Manchester City były doskonałe), tak spora część wątków błądziła w kółko, nie oferując niczego przesadnie ciekawego, a postacie bardzo szybko rozpoczęły proces 'flanderyzacji', czyli ewolucji w parodie samych siebie. Mam nadzieję, że trzeci sezon da radę tych błędów uniknąć, chociaż po premierowym odcinku mam mieszane uczucia.

Zdaje się, że osią napędową sezonu będzie po pierwsze chęć utrzymania się w lidze i po drugie i zdecydowanie bardziej bezpośrednie, rywalizacja z największą parówką całego serialu, Nate'em (Nick Mohammed). Już pierwszy odcinek pokazuje, że spuszczony ze smyczy 'Wonder Boy' jest najzwyczajniej w świecie gnębicielem, absolutnym przeciwieństwem zawsze szukającego w ludziach dobra Teda. Przekonamy się czyje podejście ma więcej sensu. Mam wrażenie, że równolegle rozegra się batalia o duszę Nate'a. Chłopak zaczynał przecież jako postać bardzo sympatyczna i wierzę, że da się go jeszcze naprawić, co zdaje się zwiastować niepewność, którą czuje po sposobie, w jaki na jego zaczepkę odpowiedział Ted. No i skoro Jamie (Phil Dunster) mógł się zmienić, to czemu nie Nate.

Ted Lasso (2020) - recenzja, opinia o premierze 3 sezonu serialu [Apple]. Kilka ciekawych, nowych kierunków dla postaci

Trener Wonder Boy

A propos flagowego napastnika FC Richmond. Scenarzystom należą się wielkie brawa za wyczucie, z jakim podchodzą do jego postaci. Kibicuję Jamie'emu jeszcze od pierwszego sezonu, kiedy to okazało się, że za jego zachowaniem kryje się raczej przykra historia. Lecz Ted stopniowo odciskał na nim swoje piętno i zdaje się, że trzeci sezon może zrobić z niego nowego protegowanego trenera Lasso, biorąc pod uwagę, że Nate zwolnił jedno miejsce. Aż trudno było uwierzyć, kiedy Jamie nie dość, że wykazał się duchem pracy zespołowej, to jeszcze spuentował wypowiedź dziwnie brzmiącym rymem. Nie jestem pewien, czy jestem gotów na Jamie'ego Lasso, ale absolutnie umieram z ciekawości co z tego wyrośnie. 

Gdzie indziej inny ważny członek zespołu, Roy (Brett Goldstein) dalej twardo kroczy ścieżką ku pełnej flanderyzacji. Kiedy jeszcze miał coś do udowodnienia na boisku, można było o nim powiedzieć, że to ten stary piłkarz z zabawnie niewyparzoną gębą. Teraz nie jest już piłkarzem, a przeklinający trener to nic nadzwyczajnego. Zostaliśmy więc z postacią, którą definiuje właściwie wyłącznie skłonność do nadużywania brzydkich słów. Scenarzyści niby sugerują, że trzeci sezon przyniesie trochę zawirowań w jego życiu uczuciowym z Keeley (Juno Temple), ale biorąc pod uwagę jak dobry, w szerszej perspektywie, tworzą związek i, że na horyzoncie nie ma dosłownie nikogo innego, można śmiało założyć, że to tylko drama wprowadzona aby coś się działo.

No i jest i Ted (Jason Sudeikis). Z jednej strony to wciąż ten sam chłopek noszący własnoręcznie robione ciasteczka szefowej, wprowadzający wszędzie pozytywną atmosferę i od drugiego sezonu potajemnie borykający się z problemami natury psychicznej, a więc postać stojąca odrobinę w miejscu. Z drugiej natomiast, finał odcinka zdaje się sugerować, że w trzecim sezonie poznamy jego jeszcze bardziej depresyjną stronę. Przyznam, że te momenty, w których spada maska i widzimy prawdziwego, przerażonego Teda, nieradzącego sobie z piętrzącymi się wokół problemami, to moja ulubiona część całej jego charakteryzacji. Pozwalają docenić trud, który trener wkłada na co dzień w utrzymanie pogody ducha i jednocześnie martwić się o niego w dłuższej perspektywie. Jeśli scenarzyści zamierzają skręcić bardziej w nuty molowe w tym sezonie, to jak najbardziej jestem na tak, bo już nieraz pokazali, że potrafią mieszać komedię z dramatem.

Czego zabrakło w otwarciu sezonu? Po pierwsze jakiegoś choćby wstępnego nakreślenia wątków dla pozostałych członków drużyny, choć rozumiem, że na to mogło zwyczajnie zabraknąć na razie czasu i więcej na ten temat dostaniemy w drugim odcinku. Po drugie... Piłki nożnej. Przez cały odcinek dostaliśmy dosłownie fragment jednej sceny poświęcony treningowi West Ham. Ja rozumiem, że tak naprawdę to jest serial o ludziach, a nie rozgrywkach, ale przydałoby się utrzymywać pozory, raz na jakiś czas omówić strategię, może jakieś zagranie. Pokazać dynamiczny montaż paru podań, przyjęć, strzałów. No i może z kilku gagów warto by już zrezygnować, bo robią się stare. Ostatecznie jednak jestem nawet pod wrażeniem tego ile materiału dało radę upchnąć w tych 45 minutach i z ciekawością patrzę w przyszłość. To może być naprawdę mocny sezon, jeśli dobrze czytam zamysł scenarzystów. Byle nie przesadzili z telenowelą. 

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper