Solomon Sallow hogwarts legacy

Hogwarts Legacy, podobnie jak Wiedźmin 3, pokazuje, że wątek poboczny może być lepszy niż fabuła

Mateusz Wróbel | 25.02.2023, 16:00

W ostatnich latach Warner Bros. Games było znane m.in. ze świetnej serii Batman: Arkham. Każda z odsłon nie dość, że oferowała ciekawe, angażujące mechaniki, to w dodatku zapewniała napędzającą i zachęcającą do wykonywania kolejnych misji głównych fabułę. W ostatnim czasie rzeczony wydawca przestał zapewniać tak ciekawe opowieści.

Wystarczy popatrzeć na Rycerze Gotham, Dziedzictwo Hogwartu czy nadchodzące Suicide Squad: Kill the Justice League. Zeszłoroczna przygoda opowiadająca o losach czterech bohaterów mających zaprowadzić porządek na ulicach Gotham po śmierci Człowieka-Nietoperza była dość mdła i co gorsza, do bólu powtarzalna. Lwia część misji głównych skupiała się na oklepanych schematach i ciężko było znaleźć tutaj zadania, które nie skupiałyby się wyłącznie na pokonywaniu kolejnych poziomów lokacji, wybijając przy tym dziesiątki oponentów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Z kolei Suicide Squad: Kill the Justice League, którego premiera odbędzie się dopiero w okresie wakacyjnym 2023 roku, jest nastawiona przede wszystkim na kooperacyjne zmagania - zresztą podobnie było w przypadku Gotham Knights. Po najnowszych materiałach udostępnionych choćby na lutowym State of Play widać, że gra czerpie garściami ze źle przyjętego tytułu z października poprzedniego roku. Oczywiście fabuła dalej jest tutaj wielką zagadką, ale założenia rozgrywki skupiające się na sieczce, przepełnionych kolorowymi wybuchami i "fortnite'owych ruchach postaci" nie daje nadziei na to, iż otrzymamy historię tak tajemniczą, jak miało to miejsce w przypadku choćby Batman: Arkham Asylum.

Sebastian Sallow - główna twarz Hogwarts Legacy!

Hogwarts Legacy Sebastian Sallow

Chwalone Hogwarts Legacy wcale nie robi tego lepiej. Fabuła produkcji czerpiącej garściami z uniwersum wykreowanego przez J.K. Rowling - identycznie jak Gotham Knights - jest dość nudna, przewidywalna i posiada także dziury w scenariuszu, przez które ciężko zżyć się z wykreowanym przez nas samych protagonistą czy protagonistką. A już na pewno nie uświadczymy tutaj charakterów, które zapadają w pamięć na długo. Widać jak na dłoni, że wysokobudżetowe gry wydawane w ostatnim czasie przez Warner Bros. Games mają problem z zaoferowaniem intrygującej fabuły.

Hogwarts Legacy na tle rzeczonych Rycerzy Gotham broni się natomiast jedną rzeczą - bardzo ciekawym wątkiem pobocznym wchodzącym w skład relacji, a więc misji towarzyszy. Ekipa Avalanche Software tak naprawdę przygotowała trzy rozbudowane opowieści, w których lepiej poznajemy Sebastiana Sallowa (z domu Slytherin), Natsai Onai (z domu Gryffindor) i Poppy Sweeting (z domu Hufflepuff) - po macoszemu został jedynie potraktowany Raveclaw, choć jego przedstawiciel, Amit Thakar, już w wątku głównym wydawał się niesamowitym nudziarzem.

O ile opowieść Natsai Onai to poziom właśnie Gotham Knights, a więc mizerny, tak wątki poboczne Poppy i Sebastiana są bardzo angażujące. Szczególnie ten drugi, który zmusza nas do refleksji, pokazując, że dążenie do wyznaczonych przez siebie celów niekoniecznie sprawi, że świat stanie się lepszy. Nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły, bo wiem, że spora część zainteresowanych ogrywa jeszcze Hogwarts Legacy, ale wiedzcie, że historię Sebastiana Sallowa musicie poznać obowiązkowo. Bez niej największa dotychczasowa premiera 2023 roku wiele traci na jakości.

Nie można zapomnieć o Krwawym Baronie z Wiedźmina 3

Krwawy baron Wiedźmin 3

Opowieść o przedstawicielu domu Slytherin, jego siostrze i wujku to dla mnie bezapelacyjnie lepsza historia niż główna fabuła. Z podobną sytuacją spotkałem się choćby w rodzimym Wiedźmin 3: Dziki Gon, którego wątek główny w mojej opinii był niewykorzystanym potencjałem - na czele z Dzikim Gonem, który powinniśmy lepiej poznać (według przecieków, sami twórcy planowali opowiedzieć więcej o jeźdźcach z innego świata, ale finalnie ich wątek został ukrócony), aby czuć większe niebezpieczeństwo, gdy mierzymy się z antagonistami. Niestety, ale dla mnie ostatnie bitwy z Eredinem, Caranthirem czy Imlerithem były większą formalnością niż walka z wiedźmami, które - po wydarzeniach na Krzywuchowych Moczarach - potrafiły pokazać, na co je stać.

A będąc już przy nich, grzechem byłoby nie wspomnieć o łączącym się z wiedźmami wątku głównym wokół Krwawego Barona (którego dokończyć mogliśmy jedynie w ramach questów pobocznych), który na mnie robił wrażenie nawet przy 4 podejściu do gry. Wciąż potrafiłem odkryć nowe smaczki, połączyć nieznane dotąd ciekawostki, czyli mogłem na nowo przeżyć tę opowieść, dalej będąc zaciekawionym. Czegoś takiego brakowało przy fabule. Wiedźmin 3, podobnie jak Hogwarts Legacy, pokazało, że wątek poboczny może być lepszy od wątku głównego, którego "rdzeniem był Dziki Gon".

Jednocześnie mam nadzieję, że deweloperzy nie będą szli dalej tą drogą. Mniej ciekawa fabuła od wątków pobocznych tylko pokazuje albo leniwość scenarzystów, albo brak pomysłu na to, jak poprowadzić najważniejszą historię, gdy pisarze odpowiadający za mniej ważne misje popuścili wodze fantazji i zrobili to na szóstkę z plusem.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Hogwarts Legacy.

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper