Sherlock Holmes_The Awakened

Sherlock Holmes: The Awakened Remake - playtest. Wcielamy się w znanego detektywa w wiktoriańskim Londynie

Maciej Zabłocki | 30.01.2023, 22:15

Myślę, że wśród naszej społeczności znajdzie się wiele osób, które bardzo cenią sobie postać Sherlocka Holmes'a. Niesamowitego detektywa, zdolnego rozwikłać każdą, nawet najbardziej zakręconą zagadkę. Miałem niebywałą przyjemność zagrać w wersję demonstracyjną remake'u gry z 2006 roku, gdzie młody Holmes musi poradzić sobie ze złowrogim Cthulhu. Przeczytajcie moje wrażenia. 

Sherlock Holmes: The Awakened Remake, bo tak brzmi pełen tytuł tej produkcji, pojawi się na wszystkich platformach (w tym Nintendo Switch) jeszcze w tym roku. Pracuje nad nim Ukraińskie studio Frogwares, które zadeklarowało, że będzie to pełne odświeżenie powieści sprzed lat. Fabuła jest mroczna, pełna grozy, inspirowana twórczością HP Lovecrafta. Przedstawia historię młodego Holmesa chwytającego swoją pierwszą dużą sprawę w Londynie. To właśnie tutaj poznamy też młodego Johna Watsona, a sprawa, początkowo błaha, bo przecież dotycząca zaginięcia jednej osoby, przeradza się po dłuższym czasie w pogoń za demonicznym kultem wyznającym legendarnego boga Cthulhu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Sherlock Holmes: The Awakened to stworzony od podstaw remake i widać to na każdym kroku

SH_1

Już od pierwszych minut widać, że odświeżenie zostało przygotowane zupełnie od podstaw (uwzględniając przy tym nowe misje i rozwój niektórych historii, w tym relację pomiędzy Holmesem, a Watsonem). Studio Frogwares do budowy gry wykorzystało dobrze znany silnik Unreal Engine 4, odpowiednio go dostosowując do współczesnych standardów. Niektóre tekstury wyglądają fantastycznie, duże wrażenie robi też gra świateł i cieni. Bardzo dobrze prezentuje się również wnętrze (i mury) ośrodka psychiatrycznego, do którego trafiłem w poszukiwaniu śladów pierwszej zagadki. Tu i ówdzie wyczuwalny jest mroczny, niezwykle ciężki klimat. Mogłem rozegrać jedynie jeden rozdział tej wielkiej przygody, wcielając się początkowo w postać Johna Watsona. Trafiłem w sam środek intrygi, próbując zrozumieć zasady panujące w ośrodku i przystosować się do tutejszych reguł. 

Akcja przedstawiona jest z perspektywy trzecioosobowej. Już na tym etapie zadbano o polską wersję językową, ale tylko w zakresie napisów. Dialogi prowadzone są w języku angielskim. Początkowa sekwencja przedstawia długą i żmudną podróż dorożką przez sam środek lasu, w nocy, przy strugach deszczu, w całkowicie niebezpiecznym, odizolowanym miejscu. Jedynie blask księżyca i ledwo paląca się lampa naftowa oświetlają pobliskie kamienie i kory drzew. Historia rozwija się dość niespodziewanie, a ja już na tym etapie mogłem podjąć dwie kluczowe decyzje, czym właśnie wolałbym się zająć. Przyszło mi poznać innego detektywa, który wpadł do zakładu prawdopodobnie w tym samym celu. Wystarczyło jedynie podjąć decyzję, czy chcę go wspierać w swoich działaniach, czy może udawać greka, sugerując, że to uznany celebryta - tym samym kłamiąc. Oczywiście na potrzeby ochrony własnego życia i zdrowia. Podjąłem te drugą decyzję, co skończyło się dla naszego gościa w katastrofalny sposób. Został zabrany do gabinetu zabiegowego, przykuty do fotela i uśpiony tajemniczą miksturą. 

Gdy się ocknąłem, byłem już w lochu, obok całkiem pijanego człowieka, pozbawiony jakiejkolwiek broni czy przedmiotów. Co ciekawe, nie sterowałem już Watsonem, a tajemniczym detektywem. Pierwszym zadaniem było więc wydostanie się z tego więzienia, a pomóc w tym mógł dobrze schowany wytrych, którym musiałem otworzyć metalowe kraty. Zasada działania tej mechaniki jest dość prosta i standardowa - musimy bacznie obserwować zapadki znajdujące się w zamku, a następnie wygiąć metalowy pręt w taki sposób, by otworzyć każdą z nich zgodnie z przedziałkiem stanowiącym zwolnienie blokady. Potem czeka nas długa podróż na górę, do wolności, odkrywając w międzyczasie nikczemne badania i eksperymenty prowadzone na tutejszych, pojmanych i ubezwłasnowolnionych pacjentach. Jak to zwykle w takich grach bywa, po drodze spotkamy mnóstwo przeróżnych artefaktów i przedmiotów, które możemy obracać w rękach, czytać, podziwiać i łączyć ze sobą. 

Gra jest wierną kopią oryginału wydanego w 2006 roku, więc jej podstawy pamiętają jeszcze tamte lata. Istotnym elementem jest sposób prowadzenia rozgrywki. Każdy jeden fragment pergaminu znaleziony pod skrzynką z narzędziami może mieć znaczenie dla przebiegu fabuły i rozwikłania zagadki. Co ważne, akcja prowadzona jest dość liniowo, ale pozwala na wybór zachowania czy wypowiedzi, otwierając przed nami zupełnie nowe możliwości, zmieniając nieco sposób na osiągnięcie celu. Największym mankamentem, jaki zauważyłem w tym momencie, jest dość marna mimika twarzy postaci. Nie są przy tym zbyt wyraziste i nie pokazują tak wielu emocji, do jakich zdążyły nas przyzwyczaić wysokobudżetowe tytuły. A szkoda, bo w grze tego typu to w mojej ocenie kluczowy element. Nie zmienia to faktu, że animacje, udźwiękowienie czy optymalizacja stoją na wysokim poziomie i tutaj nie mogę już niczego zarzucić. Demo, które miałem przyjemność przechodzić, trwało niestety jedynie 40 minut. Nie dostałem więc zbyt wiele czasu, by lepiej zrozumieć motywy postępowania ściganej sekty zbirów i wykolejeńców, ale fragment dotychczas opowiedzianej historii bardzo mnie wkręcił. To ewidentnie nie jest tytuł z gatunku AAA, ale widać, że tworzą go ludzie, którym bardzo zależy na wysokiej jakości i dopracowaniu każdego elementu. Próżno było tutaj szukać jakichkolwiek błędów. Dla fanów gier detektywistycznych to z pewnością pozycja obowiązkowa. Premiera zaplanowana jest jeszcze w tym roku. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper