Cybershow 2517,

Cybershow 2517 - opinia po pokazie. Coś dla fanów 8-bitów i lat 80.

Roger Żochowski | 16.01.2023, 15:41

Dzięki uprzejmości warszawskiego Centrum Nauki Kopernik mieliśmy okazję wziąć udział w laserowo-muzycznym pokazie, który odbył się w położonym nad Wisłą Planetarium. Cybershow 2517, bo tak nazwano doświadczenie, pozwoliło nam przenieść się ponownie do lat 80., a przede wszystkim - ery 8-bitów.

 Muszę przyznać, że ostatni raz w planetarium byłem dobrych parę lat temu i jest to na pewno zupełnie inne doświadczenie niż wizyta w kinie. Samo wejście do pomieszczenia, w którym na wygodnych fotelach można obserwować podświetloną półkolistą kopułę, gdzie wyświetlane są przez projektory gwiazdy, robi spore wrażenie i jest wartością dodaną samą w sobie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cybershow 2517

 Czym jest w ogóle Cybershow 2517? Nazwa nasuwa trochę skojarzenia z produkcją CD Projekt RED i w sumie coś w tym jest, bo pokaz mocno odwołuje się do klimatów science-fiction i cyberpunkowych, tyle, że ocieka 8-bitami, w Polsce spopularyzowanymi swego czasu przez komputery domowe i Pegasusa. Po obniżeniu fotela do pozycji lezącej można było więc przenieść się na blisko 50 minut do tych magicznych czasów. Spore wrażenie robi już samo intro, na którym zaprezentowany jest klasyczny salon gier. Do pełnej immersji brakowało chyba tylko gryzącego w oczy dymu papierosowego. Z salonu z pespektywy pierwszoosobowej przenosimy się wprost do jednego z ustawionych automatów, by chwilę później ujrzeć 8-bitową metropolię przyszłości, pełną neonów i drapaczy chmur.

Całość podzielona jest niczym w grze na kilka poziomów, a przeskakując na kolejne etapy śledzimy jednocześnie historię robota i jego psa. Sympatyczna para postara się uciec z fabryki przed korporacyjnym obozem pracy i odnaleźć szczęście. Każdy level to nieco inna stylistyka, więc nie zabrakło tu obrazów nasuwających skojarzenia z klastycznymi strzelaninami czy platformówkami, a i walka z bossem została odpowiednio zaakcentowana. Ba, po napisach końcowych czeka nawet bonusowy level! Największe wrażenie zrobiły na mnie sceny, w których dwuwymiarowe scenerie przesuwały się płynnie po kopule oraz ucieczka na motocyklu w stylu Trona. Pseudotrójwymiarowe obrazy futurystycznej metropolii wyświetlane na ogromnej kopule, pomiędzy którymi lawiruje główny bohater potrafiły mocno zaangażować mój błędnik.

Cybershow 2517

Między scenami stworzonymi z pomocą grafiki komputerowej twórcy przygotowali pokazy laserowe. I tutaj także nie brakowało ciekawych pomysłów, bo gdy bohater w jednym z poziomów robi sobie w mikserze posiłek, to chwilę później kopuła planetarium niejako zamyka widzów w tym mikserze, a laserom i dymowi towarzyszą wirujące nad głową ostrza. Choć osobiście wolałbym, aby więcej było opowieści generowanej przez klimatyczne, retroobrazy, niż samych pokazów laserowych, które momentami trochę się dłużyły.

Całe szczęście taniec świateł umila genialna ścieżka dźwiękowa - jak się domyślacie - mocno odwołująca się do muzyki elektronicznej z lat 80. "Blue Monday" zespołu New Order, "Neo-Tokyo" od Scandroid czy "Dance With the Dead" od Graveyard Shift robią niesamowitą robotę i warto sobie po pokazie ściągnąć wszystkie kawałki na Spotify. Na Cybershow 2517 byłem z 6 -letnim synem, który podobnie jak ja, mocno wkręcił się we wszystkie generowane komputerowe historie stylizowane na gry wideo, ale nieco ziewał w momentach, gdy pokaz zbyt długo skupiał się na samych laserach i dymie. Za to natężenie dźwięku było idealne - nie za głośne, nie za ciche, w sam raz by dobrze się bawić, ale i wpaść na pokaz z pociechami.

Osobiście mógłbym jeszcze przyczepić się do tego, że nie znalazło się tu miejsce na licencjonowane gry i postacie. Pokaz tak fajnie zrealizowany i z tak dobrą oprawą dźwiękową, na którym przewijałyby się obrazy znane z salonów gier i ekranu telewizora CRT byłby spełnieniem marzeń. Pozostało wyłapywanie easter eggów, choćby z Castlevanii czy Pac-Mana. Zabrakło mi też efektu "wow" na sam koniec, bo większe wrażenie robiły pierwsze poziomy, a bonusowy level skupia się już prawie w całości na laserach. Nie zrozumcie mnie źle - realizacja jest naprawdę dobra, o czym świadczyć może nagroda Międzynarodowego Stowarzyszenie Pokazów Laserowych (ILDA) za najlepszy pokaz laserowy w Planetarium, ale wolałbym aby nacisk położony był mocniej na 8-bitowe obrazy i plansze, których było mniej niż się spodziewałem.

Uważam jednak, że w cenie 36 złotych to bardzo fajna odskocznia od kina, a dodatkowo na terenie samego Planetarium czeka też kilka mniejszych atrakcji i instalacji.  

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper