Moje najbardziej i najmniej ulubione filmy 2022 roku. Piotrek dzieli się swoimi typami

Moje najbardziej i najmniej ulubione filmy 2022 roku [Ranking]. Piotrek dzieli się swoimi typami

Piotrek Kamiński | 01.01.2023, 20:00

2022 rok był całkiem mocny pod względem filmów i seriali. Dostaliśmy kilka świetnych powrotów, sporo udanych produkcji z bardzo wielu gatunków – od komedii, przez kino detektywistyczne i kostiumowe, na horrorach kończąc. Za kilka z moich ulubionych filmów tamtego roku odpowiada Netflix, co już samo w sobie jest warte odnotowania, bo gdyby ktoś tak po prostu zapytał mnie, co w ostatnich dwunastu miesiącach sądziłem o czerwonym N, to nie miałbym raczej zbyt wiele dobrych rzeczy do powiedzenia. Aby nie musieć ograniczać się do prostego „Oto mój ulubiony film roku”, postanowiłem wrzucić do zestawienia kilka kategorii, które pozwolą mi docenić i obsmarować kilka różnych produkcji, a nie tylko dwie skrajności.

Aby ułatwić sobie życie, przejrzałem oceny, które wystawiałem filmom w ostatnich dwunastu miesiącach i wypisałem wszystkie tytuły, którym dałem ocenę osiem, lub wyższą. Z nich dopiero wybierałem te produkcje, które ostatecznie zrobiły na mnie największe wrażenie. Wiadomo, perspektywa czasu potrafi zmienić odrobinę opinię na temat filmu – pewne rzeczy bardziej doceniamy, kiedy mieliśmy więcej czasu aby się nad nimi zastanowić, inne przestają robić wrażenie, kiedy emocje już opadną. Nie miej mi więc za złe, jeśli stwierdzam gdzieś, że film A podoba mi się bardziej niż film B, mimo że dostał niższą od tamtego ocenę. Bywa i tak. Po przejrzeniu wszystkich swoich ocen (mam nadzieję, że niczego nie ominąłem, ale ciężko obiecać) wyszła mi taka oto wstępna lista filmów, które podobały mi się w ubiegłym roku:

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabelmanowie
Menu
Na zachodzie bez zmian
Barbarzyńcy
Patrz jak kręcą
X
RRR
Za duży na bajki
Bullet Train
Elvis
Taniec młodości
Ennio
Drzewa pokoju
Thor: Love and Thunder
Top Gun Maverick
Szalony Świat Louisa Waina
Nieznośny ciężar wielkiego talentu
Wiking
Najgorszy człowiek na świecie
Wszystko wszędzie naraz
Batman

Moje najbardziej i najmniej ulubione filmy 2022 roku [Ranking]. Najpierw te dobre

Wszystko wszędzie naraz (2022)

Najprościej będzie zacząć od dwóch kategorii, które nie miały w tym roku – w moich oczach – zbyt wielkiej konkurencji. Większość rodzimych produkcji zrobiła na mnie raczej negatywne wrażenie, lecz jedna z nich wyszła mocno przed szereg i stała się moim ulubionym polskim filmem 2022 roku. Mowa o „Za duży na bajki”, netflixowej produkcji, której byłem pewien, że NIE polubię, bo oto dostajemy kolejny denny film o tym, że gry są złe i rujnują dzieciom życie. A tu proszę jaka niespodzianka! Film jest cudownie uroczy, nie demonizuje gier, jest wręcz lekko nostalgiczny, a w niektórych momentach potrafi wręcz chwycić widza za serce. Obraz Kristoffera Rusa wziął mnie kompletnie z zaskoczenia i szczerze polecam go wszystkim, którzy jeszcze go nie widzieli – najlepiej oglądać całą rodziną.

Drugą prostą do opisania kategorią są filmy superbohaterskie, czy też komiksowe. 2022 nie był najlepszym rokiem dla tego konkretnego odłamu blockbusterów. Dostaliśmy kilka średnio udanych produkcji Marvela, z których właściwie tylko czwarty „Thor” szczerze mnie ubawił, ale to też głównie dlatego, że spodziewałem się po nim dokładnie tego, co dostaliśmy. Przyznam, że przy premierze kompletnie gardziłem trzecią częścią. Była zabawna, jasne, lecz nie tego oczekiwałem po tej postaci. Do tej pory Thor był zabawny w taki raczej subtelny sposób, spora część komedii wynikała z tego, że wielki blondas znajdował się w sytuacjach zupełnie dla siebie nowych i nieznanych, a tu nagle stał się królem komedii już w otwierającej cały film scenie. Z czasem jednak pogodziłem się z tym, że tak to teraz wygląda, więc kiedy dowiedziałem się, że Waititi robi kontynuację, spodziewałem się jeszcze większej dawki absurdu, od czasu do czasu jedynie podkreślonej jakimiś bardziej emocjonalnymi momentami. Dokładnie taki film dostaliśmy i tak jak bardzo mi się on podobał, tak do nowego „Batmana” Matta Reevesa nie ma on nawet startu. Jego nowe spojrzenie na postać, inspirowane komiksami takimi jak „Rok Pierwszy” i prawdziwymi postaciami, jak morderca zwany Zodiakiem było tak cholernie gęste, że miejscami mój mózg sam dopowiadał sobie brutalną przemoc tam, gdzie jej nie było. Paul Dano i Robert Pattinson zrobili świetną robotę ze swoimi postaciami, film wygląda mroczno, brudno, mokro i niesamowicie klimatycznie, a i nawet smętna, męcząca muzyka Nirvany zdaje się idealnie do niego pasować. Nie mogę się już doczekać kontynuacji.

RRR (2022)

Bardzo mocny rok zaliczyły za to komedie. Ciężko jednak mówić aby filmy takie jak „Patrz jak kręcą”, czy „Bullet train” były czystymi przedstawicielami gatunku, więc postanowiłem podzielić je jeszcze bardziej. Tak więc „Patrz jak kręcą” i „Szalony świat Louisa Waina” skategoryzujemy jako komedie kostiumowe, jako że oba te filmy dzieją się w przeszłości. Żaden nie jest do końca wyłącznie komedią, ale coś tam je jednak łączy, więc czemu nie spojrzeć na nie razem. Biografia rysownika kotów, Louisa Waina, wycisnęła ze mnie gigantyczną ilość łez i natychmiast stałą się jednym z ulubionych filmów zeszłego roku, lecz kiedy oglądałem go później drugi raz, w oczy znacznie bardziej rzucały się niedopracowane dialogi, emocjonalny szantaż w paru scenach i podupadające w drugiej połowie tempo. Żadnej z tych przywar nie ma natomiast „Patrz jak kręcą”, moja ulubiona komedia kostiumowa 2022 roku. Zawsze docenię dobry 'whodunit', a jeśli do kompletu jest on tak brawurowo zagrany i tak zabawny, to nic tylko się cieszyć. Tym jednak, czym film wygrywa, jest scenariusz – tak wielowarstwowy, pięknie odnoszący się do „Pułapki na myszy” Agathy Christie, lecz nie adaptujący jej w bezpośredni sposób. Znajomość oryginału nie jest niezbędna, aby spędzić z filmem udane dwie godziny, lecz sprawia, że obraz Toma George'a ogląda się o wiele lepiej, dostrzegając całą nową warstwę do i tak już dobrej intrygi. W kategorii komedii akcji wspomniany „Bullet train” robi bardzo pozytywne wrażenie, ze swoim żwawym montażem, gwiazdorską obsadą i wykręconym, wypełnionym barwnymi postaciami scenariuszem. Przyznam jednak, że czysta charyzma, którą dosłownie ocieka kosmita znany szerzej jako Nicolas Cage dostarczyła mi ostatecznie więcej rozrywki. „Nieznośny ciężar wielkiego talentu” jest diabelnie prostym filmem, lecz już sam fakt, że Cage gra w nim podkręconą wersję samego siebie sprawia, że człowiek szerzej się uśmiecha. Do tego jego relacja z granym przez Pedro Pascala Javim była cudownie szczera i urocza, pozwalając przymknąć oko na wszelkie niedoskonałości scenariusza. Powiedziałbym zapewne, że to moja ulubiona komedia akcji 2022 roku, gdyby nie był to ten sam rok, w którym ukazał się „Wszystko, wszędzie, naraz”, który najprawdopodobniej jest moim ulubionym filmem całego zeszłego roku, w dowolnej kategorii. Podejście reżyserów do multiwersum jest pomysłowe, nieskrępowane i każdorazowo istotne zarówno dla fabuły, jak i warstwy humorystycznej filmu. To właśnie tak powinien był wyglądać drugi „Doctor Strange” i aż boli mnie, że film „Danielów” musiał z nim konkurować w box office'ie, ponieważ nie miał absolutnie żadnych szans, mimo że był nieskończenie lepszy. Ten film ma właściwie wszystko – jasno ustalone reguły, dobre tempo, wyciskające łzy humor oraz emocje, świetnie nakręcone sceny akcji, dobrą fabułę, świetne występy dosłownie całej obsady. Ten film po prostu trzeba obejrzeć.

Tuż obok niego (bo nie potrafię się zmusić do napisania, że pod nim) znajduje się natomiast zwycięzca w kategorii najlepszy film streamingowy. A i tu konkurencja była ambitna. Dostaliśmy przecież nie tak dawno temu świetny, wojenny „Na zachodzie bez zmian”, równie ciężkie „Drzewa pokoju”, a Amazon wypluł zaskakująco uroczy i przy tym dużo bardziej kameralny „Taniec młodości”. Żaden z tych filmów nie może się jednak równać z bollywoodzkim hitem, u nas wypuszczonym od razu na Netflixie (ale trzeba mieć ustawiony angielski język w aplikacji, aby móc go wyszukać), pod tytułem „RRR”. W życiu nie spodziewałbym się, że trzygodzinny film o dwóch hindusach, którzy do kompletu od czasu do czasu zaczynają nagle tańczyć i śpiewać, zrobi na mnie tak piorunujące wrażenie, ale oto jesteśmy. Nie było w tamtym roku lepszego filmu streamingowego niż „RRR”. Przepisująca historię na nowo opowieść o niespodziewanej przyjaźni dwóch rewolucjonistów ma w sobie wszystko, co powinno mieć dobre kino rozrywkowe, dodatkowo podkręcone o elementy charakterystyczne dla hinduskiej kinematografii. Są więc wyraziści bohaterowie, jasno nakreślony konflikt, sceny akcji od całkiem stonowanych jak na Bollywood, po mające za nic prawa fizyki szaleństwa i kompletną jazdę bez trzymanki. I nawet te ich piosenki zaskakująco świetnie pasują do narracji i podbijają tylko klimat. Wspaniałe przeżycie, naprawdę. Warto zapomnieć na chwilę, że „Bollywood jest nie dla mnie” i dać „RRR” chociaż szansę.

Fabelmanowie (2022)

Dostaliśmy w 2022 również kilka solidnych horrorów, a biorąc pod uwagę ile szrotu się w tym gatunku produkuje, jest to naprawdę miła wiadomość. Dwa, które podobały mi się najbardziej to „X”, z popularną ostatnio Jenną Ortegą i świetną Mią Goth oraz znacznie prostszy „Barbarzyńcy” od znanego ze swojej komediowej działalności Zacha Creggera. Oba mają swoje wady i zalety i tak jak szanuję „X” za brutalność i doskonałą kreację wspomnianej już Mii Goth, tak „Barbarzyńcy” ostatecznie byli dla mnie ciekawszym doświadczeniem, jeśli chodzi o grozę. To jeden z tych filmów, w których niemalże nic się nie dzieje, ale już sama atmosfera, świadomość tego, co MOŻE się zaraz wydarzyć, sprawia, że oglądaliśmy go z żoną wiercąc się na kanapie, jakbyśmy mieli robaki. Być może nie zostanie z widzami na dłużej, a i fabuła ma kilka dziur i niejasności, które można było wyprostować, lecz klimatem zmiażdżył mnie zupełnie i dlatego to on jest dla mnie najciekawszym horrorem zeszłego roku.

Nie mam pomysłu jakby tu połączyć sensownie pozostałe filmy pod jednym szyldem, lecz nie oznacza to, że nie są one świetnymi produkcjami. Od dostępnych dosłownie od zeszłego piątku „Fabelmanów”, przez najnowszy film Roberta Eggersa, na „Najgorszym człowieku na świecie” kończąc. To wszystko bardzo dobre filmy i absolutnie zasługują na waszą uwagę. Tak myślę. Może jeszcze tylko jedna kategoria aż sama prosi się o zauważenie. Otóż „Ennio” bez cienia wątpliwości jest najlepszym filmem dokumentalnym ostatnich 12 miesięcy. W życiu nie spodziewałbym się, że blisko trzy godziny o kompozytorze dadzą radę wywrzeć na mnie aż tak wielkie wrażenie. Płakałem, śmiałem się, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy i nie nudziłem się nawet przez jedną z tych 156 minut. Absolutnie fantastyczne przeżycie!

Moje najbardziej i najmniej ulubione filmy 2022 roku. [Ranking] A teraz te gorsze

Halloween. Finał (2022)

Z drugiej strony medalu mamy filmy słabiej trafiające w mój gust. Nie chcę mówić, że najgorsze, bo przecież na pewno znajdą się ludzie, dla których każda z wymienionych niżej produkcji była świetną rozrywką i jednym z ulubionych filmów roku. Ile jest ludzi, tyle samo i opinii. Tak więc to, że ja oceniam je nisko, nie znaczy, że ktoś inny nie może być ich fanem. Warto o tym pamiętać zanim rozpocznie się nowy rok od ciśnięcia, że jestem debilem, czy coś, bo przecież "Morbius" był doskonały, a w ogóle to it's morbin time! Podobnie jak w przypadku wybierania swoich ulubionych filmów, również i tu zacząłem od wypisania wszystkich tytułów z ocenami od 3/10 w dół efektem czego jest taka oto lista:

Święta inaczej
Przejęcie
Halloween finał
Nie martw się kochanie
Sierota narodziny zła
Niewidzialna wojna
Telefon pana Harrigana
Fullmetal Alchemist 2&3
Pinokio
Miłość dla dorosłych
Pies w rozmiarze XXL
Każdy wie lepiej
Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy
Nie opuszczaj mnie
Centauro
Podpalaczka
Moment zwrotny
Morbius
Wybieraj albo umieraj
Bańka
Mój dług
Przywilej
Gierek

Morbius (2022)

Bez niespodzianek, największymi "zwycięzcami" są wątpliwej jakości horrory, niemożliwie byle jakie filmy Netflixa oraz produkcje rodzime. Filmy animowane aż dziwnie wystają przed szereg w tym zestawieniu, lecz nie miejmy wątpliwości, istnieją dobre powody mu temu, aby tam były. I tak jak disneyowski "Pinokio" nie zrobił nic, aby wzbogacić historię drewnianej kukiełki, którą opowiedział przeszło osiemdziesiąt lat wcześniej w wersji animowanej, a miejscami wręcz aktywnie storpedował jej przesłanie w imię przystosowania się do 'dzisiejszej widowni', której wszystko przeszkadza i która obraża się za wszystko i na wszystkich, tak "Pies w rozmiarze XXL" znajduje się na zupełnie innym levelu w temacie braku kompetencji. To wręcz trudne do ogarnięcia umysłem jak można było wziąć tak ukochaną dawniej postać i zrobić z nią film, który nie działa na absolutnie żadnym poziomie. Nawet polski dubbing, rzecz przecież od oryginalnych twórców niezależna, jest tu jakiś dziwny, niepasujący, pozbawiony reżyserii. Czarek Pazura po prostu wykrzykuje kolejne kwestie z kartki bez ładu i składu. Bez dwóch zdań "Pies w rozmiarze XXL" jest najsłabszym filmem animowanym jaki widziałem w 2022 roku.

Do tematu horrorów każde z nas podchodzi zupełnie inaczej. Dla jednych duża ilość jump scare'ów oznacza częste podniesienie poziomu adrenaliny, a więc dobrą zabawę, dla innych będzie to najtańszy z możliwych sposób na przestraszenie widza. Wiele osób uwielbia styl pisania Stephena Kinga i jego pomysłowe ubieranie prostych, jednohasłowych koncepcji w szaty kina grozy, aby można było poddać je eksploracji. Też to w nim szanuję. Ponad to uważam jednak, że sposób a jaki prowadzi on fabułę jest mało ciekawy, a fakt, że elementy grozy są u niego zwykle jedynie narzędziami do pchania naprzód tych bardziej przyziemnych wątków, sprawia, że często zwyczajnie się na tych jego filmach nudzę. Idąc na horror chciałbym poczuć grozę, ten taki wygodny, bezpieczny rodzaj lęku, który sprawia, że aż dostaje się gęsiej skórki, ale z tyłu głowy cały czas pozostaje świadomość, że nic nam nie grozi. Ani "Podpalaczka", ani "Telefon pana Harrigana" nie dały mi tego uczucia. Ten drugi film nie jest nawet horrorem, ale wspominam tu o nim ze względu na autora. No i Stephen nie potrafi pisać satysfakcjonujących zakończeń - z czego sam nawet potrafi się śmiać. Te jego historie to jednak nic w porównaniu z katastrofalnym upuszczeniem piłki, jakim był ostatni odcinek trylogii o Michaelu Myersie Davida Gordona Greena. "Halloween. Finał" to moim zdaniem najsłabszy horror minionego roku. Nagła zmiana kierunku serii była tak złym pomysłem, że chyba nawet sam reżyser zdawał sobie z tego sprawę, bo po zakończeniu wątku Coreya dostaliśmy jeszcze wyciągnięty z przysłowiowego tyłka finał z Lori i Michaelem. Za mało i za późno. Sam pomysł był ciekawy i na pewno dało się go dobrze zrealizować, ale reżyser/scenarzysta kompletnie temu zadaniu nie podołał. Aby nie być zbyt niesprawiedliwym, dodam jeszcze, że "Wybieraj albo umieraj" podobało mi się nawet jeszcze mniej, lecz w przypadku tego filmu nie wiązałem z nim żadnych oczekiwań, więc kiedy okazał się być cienizną, nie ubodło mnie to tak jak w przypadku "Halloween. Finał". 

Mój dług (2022)

Żadną niespodzianką nie jest, że lwia część moich najmniej ulubionych filmów pochodzi ze streamingu. Tutaj kategorie mogłyby być naprawdę różne, a i powodów dla których dana produkcja boli można wymienić przynajmniej kilka, od najprostszych, jak beznadziejny, nieprzemyślany scenariusz, skandaliczne aktorstwo, czy bezczelna, emocjonalna manipulacja, mająca za zadanie ukryć pozostałe niedociągnięcia. Właściwie każda z tych streamingowych produkcji byłaby solidnym kandydatem do miana najsłabszej w roku. "Przejęcie" ma tak źle napisany scenariusz, że widzowi od początku, do końca filmu nie towarzyszą żadne emocje. "Nie opuszczaj mnie" mogłoby być dobrym filmem, gdyby nie skandalicznie złe, manipulatorskie zakończenie "odwracające oczekiwania" widza - ktoś nie zauważył jak skończyło się to dla Riana Johnsona w "Ostatnim Jedi". "Miłość dla dorosłych", "Centauro", czy "Przywilej" nie mają ani dobrze napisanych, ani dobrze zagranych postaci, a same fabuły pisane były chyba na zasadzie 'mamy jeden, niezły pomysł, teraz trzeba tylko dobudować do niego film'. I nic ponad ten wstępny koncept już nie robi na widzu wrażenia. Największym streamingowym nieporozumieniem 2022 roku był dla mnie jednak "Cześć, żegnaj i wszystko pomiędzy", produkcja, której sukces zależał od tego, czy natychmiastowo zakochamy się w przedstawionych postaciach. Problem w tym, że ani aktorzy nie byli nie wiadomo jak czarujący, ani historia do końca przemyślana, bo jak tu niby kibicować związkowi głównych bohaterów, skoro cały został przeskoczony aby później można było wracać do poszczególnych momentów w retrospekcjach. Kompletny bezsens, nuda i strata czasu.

Polskie produkcje również zaliczyły w tym roku bardzo, ekhem, udany sezon. Od świetnych inaczej komedii, z których śmieją się chyba tylko ich twórcy, jak "Każdy wie lepiej", przez kino kostiumowe, z zaskakująco sympatycznym Miśkiem Koterskim w tytułowej roli w "Gierku", na kolejnej superprodukcji nieśmiertelnego Patryka Vegi kończąc. Bardzo łatwo byłoby stwierdzić, że "Niewidzialna wojna" to największa, rodzima kaszana zeszłego roku - i zapewne byłaby to względnie obiektywna prawda - ale przecież dosłownie wszyscy dokładnie tego się spodziewali. Filmy Vegi zawsze są wulgarne, tanio i płytko podchodzą do mariańsko głębokich tematów i chyba jedynie scenom akcji nie można odmówić dynamiki. Lecz podobnie jak w przypadku horrorów, najbardziej zabolał mnie zawód, z jakim spotkałem się po obejrzeniu filmu, na który naprawdę czekałem. "Dług" Krzysztofa Krauze jest z całą pewnością jednym z lepszych filmów w historii naszej kinematografii - a już na pewno tej jej gałęzi, która apeluje do szerokiej widowni. Wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu, a i za gardło potrafi chwycić i trzymać jeszcze długo po seansie. Dlatego właśnie "Mój dług" jest tak cholernie gigantycznym zawodem i moim najmniej ulubionym polskim filmem ostatnich 12 miesięcy. Zero emocji, kompletnie nijaki główny bohater (w czym zasługa scenariusza, bo akurat wcielający się w Sikorę Bartosz Sak stawał na rzęsach żeby tchnąć w postać choć odrobinę życia) , podane na skróty więzienne życie, czy raczej kilka kawałków "The Best of", dodatkowe wątki, których jedynym zadaniem jest rozdmuchanie czasu projekcji, a które jedynie zabijają i tak już niemrawe tempo akcji. Ten film nie zasługuje nawet na to żeby wymieniać go w tym samym zdaniu co oryginalny "Dług".

W kategorii filmów komiksowych nie ma za bardzo o czym dyskutować. Japoński "Fullmetal Alchemist" ma tragicznie kiepskie CGI i szatkuje fabułę mangi do granic możliwości, byle tylko zmieścić 27 tomików komiksu w trzech filmach, ale nie można odmówić mu dobrych chęci. Niezłe kostiumy i wierność oryginałowi ciągną go trochę w górę, przynajmniej w moich oczach. Tego samego nie mogę powiedzieć o "Morbiusie". Sony kontynuuje mordowanie znanych wrogów Spider-Mana, robiąc z nich od samego początku postacie pozytywne, sympatyczne wręcz i jedynie niezrozumiane przez społeczeństwo. Kiedy w scenie po napisach Morbius prosi Vulture'a żeby po o mu zapolować na człowieka pająka, większość widzów ma wrażenie, że coś ich ominęło. Przecież Jared Leto walczy ze złem, pomaga ludziom i męczy się ze sztuczną krwią żeby nie robić nikomu krzywdy. Co mu przeszkadza Peter Parker? Dodajmy do tego prowadzące do niczego wątki, bezsensowne wprowadzenie i motywację czarnego charakteru i zakończenie tak nagłe i nijakie, że aż można się zdziwić, że to już koniec, a oczom naszym ukaże się najsłabszy film komiksowy i przy okazji najmniej interesujący film superbohaterski 2022 roku.

A jakie filmy na was zrobiły najlepsze i najgorsze wrażenie? Obejrzałem w tamtym roku gigantyczną ilość filmów i seriali, co nie oznacza oczywiście, że widziałem wszystko co się ukazało, albo chociaż wszystko, co warto/chciałem zobaczyć. Podzielcie się w komentarzach waszymi typami, może uda mi się coś dzięki temu nadrobić.

No i wszystkiego dobrego w nowym roku! 

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper