rose

Resident Evil: Shadows of Rose - co nie do końca mi zagrało, a co zasługuje na wyróżnienie

Krzysztof Grabarczyk | 12.11.2022, 19:00

Resident Evil: Village doskonale łączy stare z nowym. Niekoniecznie w kwestii mechanik, ponieważ te są kontynuacją założeń części siódmej. Wpleciono do tej historii wątek odpowiadający legendom wprost z Transylwanii. Ktoś kiedykolwiek zakładał angaż wilkołaków, wampirów i reszty nocnych kreatur w serii Capcomu? A jednak, udało się zrealizować ten zamysł, do tego z sukcesem. Zachowano przede wszystkim świetną, mroczną atmosferę, zaś wszystkie obecne we wsi czy zamku maszkary doczekały się logicznej genezy, opisanej w scenariuszu. RE Engine nadal radzi sobie wybornie, szczególnie gdy uruchomimy tytuł na sprzętach bieżącej generacji. Minęło niemal półtora roku od premiery, a wydawca przypomniał się z fabularnym rozszerzeniem. Cienie Rose kończą pewnę erę dla rodziny Wintersów.

Rose w krainie czarów

Dalsza część tekstu pod wideo

undefined

Cały dodatek smakuje jak ucieczka przed obecnością innego rodzaju. Gracz tak naprawdę nie jest w stanie określić, czy przedstawione sytuacje w istocie mają miejsce. Jednocześnie, Shadows of Rose wybija się na tle reszty nie tylko podstawowej historii w Resident Evil: Village, lecz całej serii. Deweloper zademonstrował ciekawe podejście do tematu. Od klasycznej walki przy użyciu broni palnej, na krystalicznych zdolnościach kończąc. Na uwagę zasługuje postać Rose. To archetypiczna wersja poczucia wrodzonej odmienności w nastoletnim wieku, o czym nierzadko wspominają starzy znajomi. W Shadows of Rose powracają nie tylko gwiazdy Village, lecz również ktoś z ciut dalszej przeszłości. Okoliczności pojawienia się tej postaci zostawię tutaj.

Dość interesująca wydaje się decyzja o rezygnacji z widoku z oczu Rose. Dalsze etapy po części usprawiedliwiają projektantów. Show kradnie festiwal z udziałem krwiożerczych lalek. Jeśli macie już za sobą Resident Evil: Village, zapewne ciepło wspominacie etap w skromnym domostwie niejakiej Donny Beneviento. Tym samym, wydawca udowodnił, że jest w stanie dostarczyć mocny horror, działający na psychikę niż chwilowy przypływ adrenaliny. W pewnym momencie, tułaczka przez półmroczne korytarze zamienia się w ucieczkę, tę przypominającą szpital w Silent Hill 2. Zamrożone w martwym punkcie, drewniane lalki wyryte na podobieństwo matki Rose (Mia Winters - dop.red.), gdy tylko błysk latarki zniknie, ruszają w stronę Rose. To bardzo pomysłowe i napędzające lekki strach rozwiązanie. Tradycyjnie nie brakuje poruszających się z gracją zombie stworów, lecz większym hitem są dręczone niewiasty, wyglądające jak Rose.

REwizja

undefined

Shadows of Rose teoretycznie zamyką historię familii otwartej jeszcze na luizjańskiej farmie Bakerów. Twórcy wybrali dość niestandardową metodę, ponieważ nawet po ukończeniu, zachodzę w myśl, czy ta wycieczka do krainy czarów rządzonej przez Mirandę czy Duke'a, jest czymś więcej niż manifestacją skrytych lęków wewnątrz Rose. Zderzają się jej wszystkie emocje - od tęsknoty dziecka po nienawiść do świata za poczucie odrzucenia. Ten patent całkiem się udał. Rozgrywka jest dość zróżnicowana. Rose potrafi użyć swojej mocy, ze wsparciem pewnej istoty, kluczowej dla tego rozdziału. Shadows of Rose interesowało mnie głównie w sferze fabularnej. W końcu jak domknąć opowieść, która wydaje się już roztrzygnięta? To coś w rodzaju wewnętrznego konfliktu, starcia z własnym lękiem i ostateczny wybór pomiędzy "normalnością" a "innością". W tej kategorii, poczułem się ukontentowany.

Shadows of Rose po części jest recyklingiem. Rose zabierze nas na wycieczkę w te same rejony. Aż dziw pomyśleć, że mogłaby mieć aż tak dobrą pamięć, wszakże była jeszcze niemowlęciem, gdy wydarzenia z głównej osi RE: Village miały miejsce. Twórcy postanowili otworzyć zamek Dimitrescu, chociaż nie powinienem pisać, czy sławna pani dworu zaszczyci nas swą obecnością. Nie zabrakło Duke'a w roli antagonisty, który kojarzy się teraz z dość sprośnym wizerunkiem. Ale polecam sprawdzić ten motyw na własną rękę. Dodatek nie funduje żadnej nowej lokacji, to wszystko już kiedyś było. Scenariusz nawet nie stara się tego specjalnie usprawiedliwiać, w końcu mało co jest tutaj logiczne. Shadows of Rose jest po prostu dobrym rollercoasterem. Ostatnia rzecz to tryb zza pleców postaci. Nie jest to poziom animacji chociażby z Resident Evil 2 (2019). Zwyczajnie widzimy, że to jedynie zmiana kamery, ponieważ Rose cechuje się drewnianą animacją. Tę przypadłość widzimy również w pełnej wersji, jeśli tylko przełączymy tryby. Teraz, ostatnie pytanie. Czy warto wyłożyć tutaj niecałe 90 zł lub 200 zł za edycję Gold? Dodatek okazał się tym, czego się spodziewałem. Przede wszystkim, posiada multum atrakcji, chociaż miejscami za mocno uderza irracjonalnością. Rose? Liczę, że jeszcze się z nią spotkamy.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper