Biały Lotos (2021)

Biały lotos (2021) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [HBO]. Nowa porcja zdrad i niedomówień

Piotrek Kamiński | 09.11.2022, 21:00

Do pięciogwiazdkowego hotelu "Biały Lotos" położonego na Sycylii przybywa kilka grup gości. Z pozoru idealne wakacje szybko zamienią się jednak w grę podchodów, zdrad i kłótni, posypanych delikatnie subtelnym humorem i szczodrze podlanych klimatem słonecznej Italii.

Tytuł serialu odnosi się do lotofagów, czy też zjadaczy lotosu, mitologicznych mieszkańców wyspy, którą w trakcie swoich podróży odwiedził Odyseusz. Byli to przyjaźnie nastawieni ludzie żywiący się wyłącznie lotosem, który działał na nich upajająco, powodując przyjemny, lekko oderwany od rzeczywistości stan zapomnienia i nieważkości. Podobnym zachowaniem cechują się wczasowicze odwiedzający luksusowy hotel będący miejscem akcji serialu. Wakacyjny haj jest jednak tylko mirażem, ponieważ pod cienkim płaszczykiem beztroski kryje się brutalna prawda, a tuż za nią podążą ból, cierpienie i zepsucie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Biały lotos (2021) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [HBO]. Plejada barwnych postaci i wzajemnych relacji

Tanya - jedna z wczasowiczek

Drugi sezon serialu przenosi nas z Hawajów na równie piękną i charakterną Sycylię, gdzie śledzić będziemy losy kilku grup turystów, pracowników hotelu i lokalnych... dziewczyn. Z pozoru są to najbardziej stereotypowi ludzie na świecie, lecz z każdym kolejnym odcinkiem na wierzch wychodzi coraz więcej dotyczących ich brudów, zawiązują się nowe znajomości, wkraczają nowe wątki. Jak na serial, że tak powiem, o niczym, jest to szalenie wręcz zajmująca historia – i do tego z jajem!

Cameron i Ethan (odpowiednio Theo James i Will Sharpe) znają się jeszcze z czasów szkolnych. Od zawsze byli kolegami, choć cicha, nerdowata natura tego drugiego zawsze musiała zejść na bok aby zrobić miejsce bardziej głośnemu i przebojowemu koledze. Od tamtej pory minęły już jednak całe lata. Teraz obaj są szczęśliwie żonaci z pięknymi kobietami (Meghann Fahy i Aubrey Plaza), odnoszą sukcesy zawodowe i postanawiają wybrać się razem na wakacje. Idealny układ. Przynajmniej dopóki nie okaże się jakimi typami ludźmi naprawdę są obaj panowie i co kierowało nimi kiedy podejmowali decyzję o wyjeździe.

W innym pokoju siedzą niemożliwie bogata Tanya (Jennifer Coolidge) i jej wiecznie niezadowolony i zajęty mąż, Greg (Jon Gries). Jest też asystentka Tanyi, Portia (Haley Lu Richardson), ale po krótkiej awanturze małżonków zostaje „odesłana”, czyli po cichu zakwaterowana w innym pokoju, bo Tanya musi zawsze mieć ją pod ręką. Marzą jej się romantyczne, włoskie wakacje, niczym z filmów, ale ani ona nie jest typową, zwiewną pięknością siedzącą za sowim przystojnym Włochem na siedzeniu Vespy, ani on nie jest... Włochem. Między innymi. Po kilku próbach spędzenia czasu z mężem, Tanya zaczyna poświęcać więcej czasu swojej asystentce, co zaprowadzi jej w kilka ciekawych miejsc, a już ostatnia scena piątego odcinka zaskoczyła mnie tak bardzo, że prawie krzyknąłem „jak to?!” kiedy na ekran wjechały napisy końcowe.

Trzecim zestawem jest męska część rodziny Di Grasso – najstarszy Bert (F. Murray Abraham), jego syn Dominic (Michael Imperioli) oraz wnuczek Albie (Adam DiMarco). Istnieje bardzo dobry powód ku temu, że na wakacjach brakuje żony i córki Dominica, a wiąże się on poniekąd z postaciami lokalnych dziewczyn, o których już wspominałem. Stawkę zamyka managerka hotelu, Valentina (Sabrina Impacciatore), która tylko na pierwszy rzut oka jest mało istotnym tłem i katalizatorem paru żartów. W drugiej połowie sezonu wychodzą na jaw sprawy – jasno zapowiadane już wcześniej, jeśli ktoś ogląda dostatecznie uważnie – które mogą uczynić z niej jeden z najbardziej istotnych elementów finału sezonu.

Biały lotos (2021) - recenzja, opinia o 2 sezonie serialu [HBO]. Niewymuszenie zabawny i pięknie przygotowany

Dwie pary przyjaciół, przynajmniej z wierzchu

Fabuła jest naprawdę zajmująca jak na tak niewielką ilość akcji, pięknie jednolita tematycznie, a wszystko to dzięki świetnie napisanym dialogom i doskonale dobranej obsadzie. Właściwie wszyscy spisują się doskonale, ale cichą królową serialu, w moim odczuciu jest Coolidge, mama Stifflera, która swoją grą, wyczuciem i talentem potrafi być jednocześnie komicznie nieporadna, piekielnie poważna, jak i dogłębnie smutna i poruszająca. Wiem, że sam do tej pory tytułuję ją „mamą Stifflera”, ale Jen jest naprawdę ciekawą aktorką, której zwyczajnie potrzebny jest odpowiedni materiał, aby mogła zabłysnąć. Łatki mało lotnej blondynki już pewnie nie da rady zrzucić, ale to nic. W tym co robi jest absolutnie bezbłędna. To jej zawdzięczamy lwią część wspaniale subtelnych żartów tego sezonu. Nie jest to typowy, tani humor, w którym postać mówi coś – często tylko teoretycznie – zabawnego, po czym następuje nienaturalna przerwa, w której możemy się zaśmiać. Żarty są zazwyczaj bardzo sytuacyjne, często opierające się na drobnych gestach, na tym co niewypowiedziane. Subtelnie, ale bardzo skutecznie.

Złośliwi powiedzieliby, że to żadna sztuka nakręcić Italię tak, żeby wyglądała pięknie. Lecz kamera Xaviera Grobeta nie dość, że łapie te w oczywisty sposób miłe dla oka panoramy, to jeszcze regularnie robi wrażenie samą kompozycją ujęć. To w jaki sposób obramowani są bohaterowie, jak istotną rolę regularnie odgrywa pierwszy plan, jak wiele można wypatrzeć w odbiciach. „Biały Lotos” to jeden z tych seriali, które domagają się pełnej uwagi widza, jeśli mają zostać w pełni docenione. Mógłby sobie jedynie darować ten żółty filtr zawsze obecny w produkcjach dziejących się w ciepłych krajach. Pamiętam, że byłem w szoku, kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Włochy i okazało się, że nie są wcale takie żółte, jak w telewizji. Wrażenia wizualne potęguje dodatkowo bardzo typowo włoska, oldskulowa ścieżka dźwiękowa wypełniona utworami, które same w sobie można by pewnie nazwać zabawnymi, albo przestarzałymi, ale w parze z wydarzeniami na ekranie tworzą zgraną całość.

„Biały Lotos” przerodził się w antologię. Po pierwszym sezonie, który miał być zamkniętą całością, dostajemy kontynuację, która zdaje się, że będzie jeszcze lepiej przemyślana i satysfakcjonująca. Na HBO max już teraz można obejrzeć pierwsze dwa odcinki nowego sezonu i przyznam, że choć nie miałem ochoty na serial typu slow burner, ostatecznie wsiąkłem weń bez reszty. Świetna chemia między aktorami, niewymuszony humor, regularne zwroty akcji i brak pewności do jakiego finału to wszystko zmierza, sprawiają, że jeśli sprawdzisz, choćby z ciekawości, pierwszy odcinek, to gwarantuję, że będziesz chciał(a) obejrzeć kolejne. Przede mną jeszcze dwa, na które będę musiał jeszcze poczekać i choć powoli zaczyna rysować się szerszy kształt sezonu i zdaje się, że widoczna zaczyna być i linia mety, do której zmierzamy, tak naprawdę nie mam pojęcia jaki będzie finał. W dzisiejszych czasach nie jest to wcale takie oczywiste, więc tym bardziej zasługuje na pochwałę. Polecam serdecznie.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper