DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów

Kiedy smok ratuje świat - sprawdziliśmy DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów

Iza Łęcka | 20.10.2022, 20:30

W ukrytej we wnętrzu Ziemi tajemniczej krainie mieszkają najróżniejsze gatunki smoków – jedne żyją w zupełnej symbiozie, inne nieustannie rywalizują o dominację na danym terenie. Któregoś dnia spokojny los skrzydlatych bestii zostaje przerwany przez spadającą kometę, a naszym zadaniem jest uratowanie Ukrytego Świata. Sprawdziliśmy jedną z wrześniowych nowości Outright Games przeznaczoną dla nieco bardziej doświadczonych, ale wciąż jeszcze młodszych graczy. Zapraszamy do krainy smoków.

Od czasu premiery pierwszej animacji DreamWorks z serii „Jak wytresować smoka” minęło już ponad 12 lat. Produkcja, która doczekała się całkiem dobrego przyjęcia pod postacią 494,9 mln dolarów w box office, z biegiem lat została rozszerzona o kolejne propozycje – i nie mówimy tutaj tylko o odsłonach historii Szczerbatka i Czkawki, które debiutowały na wielkim ekranie, czy serialach oraz animacjach krótkometrażowych. Na początku 2019 roku marka została rozbudowana o przygodówkę Dragons: Dawn of New Riders, natomiast kilka tygodni temu zadebiutowała gra nawiązująca do ostatniego serialu DreamWorks Animation Television zrealizowanego dla platform Peacock i Hulu.

Dalsza część tekstu pod wideo

W Legendzie dziewięciu światów fabuła odgrywa drugorzędną rolę

DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów - wrażenia

Głównym bohaterem recenzowanej pozycji dla młodszych graczy jest Piorun – ten młody smok z gatunku Nocnych Blasków w wyniku uderzenia komety utracił swoich bliskich. Z niewiadomych przyczyn członkowie jego smoczej rodziny gdzieś odlecieli, lecz mały protagonista się nie poddaje i za wszelką cenę próbuje ich odnaleźć, zaprowadzając przy tym porządek w Ukrytym Świecie. Tak oto startujemy w Krainie Bio, docieramy do Krainy Lodu, Krainy Ognia, a swoją przygodę kończymy na Mrocznej Dolinie, po drodze mierząc się ze sporą liczbą przeciwników i bossów kontrolujących daną lokację. Mając do czynienia z latającymi gadzinami będziemy nie tylko tradycyjnie przemierzać skaliste tereny, ale również wzniesiemy się w powietrze – ta dowolność poruszania to spory atut, który nie został pozbawiony wad. Nie zabraknie także bardziej pozytywnych momentów, gdy protagonista będzie mógł liczyć na pomoc.

Recenzowana gra DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów jest zaskakująco mocno nastawiona na walkę i umiejętności młodego odbiorcy. Przechodząc kolejne poziomy, które pomimo umiejscowienia w różnych krainach są do siebie bardzo podobne pod względem projektu i budowy, zbieramy cztery rodzaje klejnotów – dzięki nim później możemy podkręcać umiejętności Pioruna oraz jego przyjaciół. W trakcie rozgrywki bowiem bohater pomaga innym gatunkom i zyskuje ich sympatię – ponieważ chcą one odwdzięczyć się nieustraszonemu smokowi, dołączają do jego drużyny. Nasza zgraja powiększy się maksymalnie do czterech gadzin: Pioruna, Rogobeki, dwugłowego Wu i Wei oraz Papugi, a każda z postaci będzie odznaczać się nieco innymi zdolnościami (chociażby władaniem elektrycznością, ogniem, lodem oraz pozyskiwaniem dźwięków i melodii) , które okażą się pomocne podczas poznawania kolejnych krain. Bardzo dobrze, że deweloperzy z AHEARTFULOFGAMES wprowadzili możliwość płynnej zmiany bohaterów podczas rozgrywki – kiedy jeden z wybrańców mierzy się z pokonywaniem przeszkód w lokacjach, reszta leczy rany, odzyskuje poziom zdrowia i przygotowuje się na kolejne zadania. To szczególnie przydatne rozwiązanie, gdy liczba wrogów, z jakimi trzeba często się zmierzyć, bywa niemała, dzięki czemu kilkuletni śmiałkowie mogą planować dalsze poczynania.

Jak na grę stworzoną z myślą o dzieciakach, DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów posiada całkiem przemyślany system rozwoju bohatera. Na początku swojej przygody Piorun może nie tylko przeprowadzać elektryczne ataki z dystansu, ale także bezpośrednio uderzać przeciwnika (mocniejszy, ale wolniejszy, oraz słabszy atak). Z czasem dołączają do niego pomocnicy – a każdy z nich posiada swoje drzewko umiejętności, które będziemy rozwijać przy pomocy kolorowych klejnotów. Bohaterowie zwiększają siłę, szybkość oraz inteligencję dzięki konkretnym rozwiązaniom, co wydaje się szczególnie użyteczne na końcowych etapach rozgrywki, kiedy poziom trudności jest nieco wyższy, a przeciwnicy bardziej agresywni i jest ich więcej.

Dla wytrwałych fanów animacji DreamWorks

DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów - walka

Przemierzanie rozmaitych krain, w których skład wchodzi kilkanaście lokacji (chociażby Kryształowe Jeziora, Pieśń Szaleństwa, Wielka Biel, Wichrowa Grań czy Zabójcza Melodia) nie zajmuje zbyt dużo czasu – zazwyczaj każdy kolejny poziom poznamy w około 20 minut, lecz w ramach czterech głównych światów tych miejscówek jest kilka do sprawdzenia. Świat smoków tylko na papierze jest bardzo różnorodny, bo w gruncie rzeczy wszystkie środowiska mają podobną budowę. Rozgrywka wydaje się bardzo prosta i schematyczna – przemierzamy wytyczone ścieżki, zbieramy klejnoty (część z nich jest ukrytych w skałach, więc warto uderzać w napotkane formy) oraz walczymy z innymi smokami. Chciałabym dodatkowo powiedzieć o środowiskowych zagadkach, ale byłoby to wyrażenie trochę na wyrost – po prostu dopasowujemy konkretny atak do wybranego rodzaju skały, co w rezultacie prowadzi do otwarcia ukrytych przejść i umożliwia nam dalszą podróż. Lokacje są zazwyczaj bardzo korytarzowe, choć zdarzają się także sytuacje, gdy możemy zboczyć nieco z kursu – wtedy smoczy kompas poprowadzi nas we właściwym kierunku, lecz nie polegałabym na tym systemie zbyt mocno, bowiem w trakcie zabawy wiele razy moim małym testerom zabrakło tego elementu, który z niewiadomych przyczyn znikał. Jednocześnie nasza postać nie zawsze reaguje odpowiednio szybko, co stwarza dodatkowe kłopoty w sekwencjach wymagających większego sprytu i dynamiczności.

Zastosowana w DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów grafika nie powala na kolana – jednakże lokacje wypełnione kryształami czy zimowe środowisko powinny zwrócić Waszą uwagę, bowiem prezentują się bardzo przyjemnie. Jeżeli przyjrzymy się stałym elementom Ukrytego Świata, to zauważymy, że artyści z AHEARTFULOFGAMES w trakcie tworzenia miejscówek wykorzystali podobne projekty, nie popisali się podczas tworzenia takich elementów jak lawa czy płynąca woda, zbyt wiele uwagi nie poświęcili na powiększenie grupy smoczych przeciwników. W moim odczuciu właśnie smoki mogłyby wyglądać bardziej okazale i efektowniej – w trakcie rozgrywki jednak obserwujemy bohaterów z lotu ptaka (w rzucie izometrycznym), więc nie sprawia to aż tak mocnych niedogodności. Choć jak wspominałam walka bazuje na kilku uderzeniach, jest to bardzo duży element recenzowanej gry Outright Games. Często Piorun i jego ekipa ląduje na specjalnych arenach, gdzie partiami nadciągają wrogo nastawione duże gady czy nawet bossowie – walka nieco przypomina sceny ze slasherów, a po otrzymaniu uderzenia przez chwilę nasze ruchy są spowalniane. Do najbardziej niebezpiecznych kreatur zaliczymy chociażby Skałorozpruwacza czy Miażdżytłuka Kafara. W wielu lokacjach smoki się powtarzają (Klejnotołamacz, Wandersmok), lecz warto wspomnieć także o gatunkach specyficznych żyjących na konkretnych terenach, które odznaczają się pewnymi charakterystycznymi zdolnościami (np. kamuflaż) i mogą nastręczyć Piorunowi niemałych trudności.

Na szczęście w trakcie rozgrywki na PS5 nie doświadczyłam spadków płynności czy innych niedogodności – szkoda jedynie, że twórcy nie wykorzystali choć w małym stopniu możliwości DualSense. DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów to produkcja dla młodszych odbiorców, ogranicza się do wykorzystania tylko kilku przycisków na kontrolerze, lecz czerpanie z potencjału haptycznych wibracji dodałoby trochę smaku tej oklepanej rozgrywce.

Czy warto sprawdzić nową propozycję Outright Games?

DreamWorks Jeźdźcy smoków: Legendy dziewięciu światów nie jest najsłabszą produkcją przeznaczoną dla starszych dzieci w wieku szkolnym, lecz po pozycji sięgającej do tak solidnie realizowanej marki wymagałoby się znacznie więcej – szczególnie po całkiem przyzwoicie opracowanej przygodówce Dragons: Dawn of New Riders. Studio AHEARTFULOFGAMES mogło znacznie lepiej poradzić sobie z powierzonym zadaniem. Choć gra bazuje na nieco powtarzalnej walce i bardzo podobnych lokacjach, została wzbogacona o kilku bohaterów oraz system rozwoju ich umiejętności. Gdyby deweloperzy nieco więcej przyłożyli się do kwestii historii, która okazałaby się bardziej zrozumiała dla młodszych graczy nieznających oryginału, nieco urozmaicili gameplay, poprawili sterowanie (responsywność) i dopracowali poszczególne miejscówki, moglibyśmy liczyć na znacznie lepszy tytuł. W grze przygotowanej dla młodszych graczy nikt też nie obraziłby się na tryb kooperacji – w końcu mamy do dyspozycji aż cztery smoki, a więc zabawa w rodzinnym gronie byłaby znacznie przyjemniejsza.

W cenie około 169-179 złotych (w zależności od edycji) otrzymujemy grę, na którą poświęcimy ponad 5 godzin – mniej wprawieni w bojach młodsi kompani na pewno spędzą przy konsoli lub PC znacznie więcej czasu, bo pojedynki z licznymi przeciwnikami poskutkują wieloma porażkami. Czy jednak będzie to zabawa pełna frajdy? Entuzjaści Jeźdźców smoków czy Jak wytresować smoka będą się całkiem dobrze bawić, jednak mam pewne wątpliwości, czy pozostali młodzi gracze, którzy w dodatku nie mieli okazji zobaczyć niedawno debiutującego serialu, zatopią się w produkcji. Oprawa nie oszałamia, z bohaterami nie mamy tak naprawdę okazji się zżyć i ich polubić, bo historia sprowadza się do komentarzy znanego z animacji narratora, którego uwagi z czasem wydają się zbyteczne. Jeżeli młodszym odbiorcom spodoba się system walki oraz przemierzanie różnych kolorowych krain, to możemy liczyć na kilka godzin rozgrywki na średnim poziomie.

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper