HBO Max

Usuwanie seriali staje się plagą platform streamingowych. Formuła zbiera żniwo? 

Kajetan Węsierski | 31.08.2022, 21:30

Pamiętacie jeszcze, jak to było w przypadku seriali telewizyjnych? Bardzo często odcinek pilotażowy decydował o „być albo nie być” samej produkcji. Ta mogła się wysypać, gdy odbiór pierwszego epizodu był fatalny, albo oglądalność okazywała się poniżej oczekiwań. I oczywiście mówimy tu o sytuacji, w której danemu projektowi udało się już wyjść z produkcyjnego limbo, przy którym wszystko mogło się rozpaść po jednym słowie prezesa stacji. 

Później dochodziła jeszcze walka o jak najkorzystniejsze godziny emisji, utrzymywanie zainteresowania widzów, a także pierwszeństwo przed wszelakimi wydarzeniami, które mogły zakłócić rutynę nadawania (a jak wiemy, rutyna ma ogromną moc i bardzo często to ona najbardziej przyciąga w takich sytuacjach). Innymi słowy, były to naprawdę trudne czasy, o których pewnie większość twórców serialowych chciałaby najlepiej zapomnieć. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Dziś mamy streaming. Masę platform VOD, które pozwalają na zupełnie nową formę dystrybucji i nieco bardziej eksperymentalne podejście do sprawy. Wszak wydanie jednego dzieła nie sprawia, że inne nie może już powstać. I choć czas nie jest z gumy, to wszystko rozchodzi się o możliwość podjęcia decyzji widzom - i to w równym pojedynku. Brzmi idealnie? Cóż, tylko brzmi, bo w rzeczywistości wcale nie jest tak pięknie. 

Anuluj, usuń, skasuj, wyłącz… 

Nad tematem zacząłem pochylać się przez ostatnie tygodnie, gdy doszło wręcz do falowego wyłączania z produkcji kolejnych seriali oraz filmów ze strony HBO. Prezes Warner Media (wciąż stosunkowo świeżo upieczony), David Zaslav, rozpoczął okres swojej hegemonii z grubej rury. Szczegóły znajdziecie w tym miejscu, albowiem powstało na ten temat kilka newsów, ale z dziennikarskiego obowiązku postaram się w skrócie i ogólnikowo nakreślić sytuację. 

Jak się bowiem okazuje, choć można było sądzić, że Warner Bros., rzucając grube miliony na swoje największe produkcje, stoi dobrze z forsą, niekoniecznie tak jest. I świadczy o tym fakt, że podczas niedawnego spotkania inwestorskiego poinformowano nas o tym, że cała masa produkcji, które były już tworzone (najlepszym przykładem jest „Batgirl” znajdująca się w zaawansowanej fazie produkcji), zostały anulowane. I tyle. 

Co więcej, nakreślono zupełnie nową taktykę rozwoju pomniejszych elementów, które podlegają pod Warner Media. Można z niego wywnioskować - nieco między wierszami - że HBO Max będzie teraz czymś na wzór platformy testowej. Miejscem na eksperymenty, które w razie czego będą mogły zostać szybko zakopane. Koniec z próbą budowania nowej ścieżki dla filmów kinowych i największych premier. 

Cóż, jest to oczywiście najgłośniejszym przykładem, ale niejako „po cichu” funkcjonuje tak więcej korporacji. Disney Plus od początku zakładał, że seriale Kinowego Uniwersum Marvela będą mogły oferować eksperymentalną formułę, której rzucenie do kin może być ryzykiem pod kątem wyników w box office. A mamy też przecież Netflix, który niekiedy (jak przy Resident Evil) również potrafi podjąć drastyczne kroki. 

Formuła zbiera żniwo?

I w tym miejscu rodzi się pytanie, czy takie działanie staje się plagą platform streamingowych? Cóż, w pewnym sensie tak. I ma to niewątpliwie związek z tym, co poruszałem już w kilku moich tekstach publikowanych na „łamach” portalu. Mowa oczywiście o wojnie o czas - pojedynkach pomiędzy gigantami o tym, aby klient poświęcał czas na korzystanie właśnie z ich oferty i pozycji, które debiutują niemal każdego dnia. 

HBO Max

Aż chce się napisać, że ta formuła po prostu zaczyna zbierać żniwo. Po kilku latach dostajemy jawny obraz tego, czego można się było spodziewać od jakiegoś czasu. I jest to jeden z aspektów, który śmiało możemy dopisać do naszej listy, gdzie pojawiły się już takie czynności jak cięcia etatów, mniejsze budżety na seriale, czy choćby wprowadzanie nowych abonamentów i struktur cenowych. Wszystko to jest oczywiście - z perspektywy widza - złe. 

Jakby tego było mało, streaming zaczyna coraz bardziej przypominać z tego względu telewizję. Korporacje coraz bardziej patrząc na pieniądze - bo muszą to robić, aby przetrwać i zarabiać - więc wolą utrzymać kolejne filmy z uniwersum „365 dni”, zamiast dbać o produkcje artystyczne. Ważniejsze jest 90 milionów wyświetleń niż 90% pozytywnych opinii wśród krytyków i widzów. Niestety coraz częściej właśnie tak to wygląda. 

Dużym minusem jest natomiast fakt, że nic nie wskazuje na to, aby miało się to w niedalekiej przyszłości zmienić na lepsze. Powiem więcej - obawiam się, że coraz częściej będziemy czytać o anulowaniu seriali po pierwszym sezonie albo zmianie planów jeszcze na etapie produkcji. W praktyce oznacza to, że trzeba będzie drżeć, jeśli nasz ulubiony serial będzie wyśmienity, ale nie trafi do mas. Poczekamy, zobaczymy.

Wizja przyszłości! 

To wszystko prowadzi do ważnego pytania, które niejako poruszyłem w poprzednim akapicie - jak może wyglądać przyszłość? Czy branża seriali zatoczy koło i na powrót będzie to funkcjonowało (od strony twórczej) jak dawniej w telewizji? A może w pewnym momencie dojdzie do krachu, buntu reżyserów i skończy się to niejako odrodzeniem artystycznym? Nie wiem - na ten moment można spekulować. 

Osobiście liczę na to, że w pewnym momencie dojdziemy do punktu, gdzie najbardziej opłacalne okaże się tworzenie jakościowych produkcji. Jeśli bowiem zaczyna dziś się tak, że o „być albo nie być” sequeli jakiegoś dzieła decyduje to, jak bardzo emanuje się w nim nagością i kontrowersja, to nie jest to dobry znak. Jestem optymistą i wierzę, że tak nie będzie, ale… Koniec końców zawsze rządzi pieniądz. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper