Hellraiser

Wysłannik piekieł. Jak powstawał Hellraiser, jeden z najpopularniejszych horrorów lat 80.

Dawid Ilnicki | 13.08.2022, 09:00

35 lat skończy za miesiąc “Hellraiser” jeden z najpopularniejszych horrorów końcówki lat 80., będący dziełem niezwykłego twórcy, Clive’a Barkera. Wyjątkowo szerokie zainteresowania tego pisarza, reżysera, ale również malarza, nie ograniczające się wyłącznie do fascynacji ekranową makabrą, udało się zawrzeć właśnie w najsłynniejszym obrazie, który jeszcze w tym roku ma się doczekać rebootu.

Jednym z najbardziej wyczekiwanych horrorów 2022 roku jest z pewnością nowy “Hellraiser”, którego ma wyreżyserować David Bruckner. Twórca odpowiedzialny już za nieźle przyjęte filmy grozy, takie jak netflixowy “Rytuał”, a przede wszystkim bardzo dobry “Dom nocny”, ma zagwarantować jakość, ale również wytyczyć dla franczyzy zupełnie nowe szlaki. Choć bowiem liczy ona sobie jak dotąd dziesięć pozycji, większość z nich to typowe budżetowe horrory, wyprodukowane wyłącznie po to, by podpiąć się pod sławę legendarnej, pierwszej odsłony z 1987 roku. Dzieła o tyle nietypowego, że zrealizowanego przez twórcę materiału, który posłużył za podstawę scenariusza. Człowieka wielu talentów, znanego przede wszystkim jako znakomity pisarz, którego twórczość sam Stephen King określił mianem “przyszłości horrorów”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Urodzonego w Liverpoolu w 1952 roku, przyszłego pisarza od początku wyróżniała ogromna ambicja i głód wiedzy, ale również bardzo nietypowe zainteresowania. Już we wczesnej młodości Barker zafascynował się słynnym anatomicznym atlasem “De Humani Corporis Fabrica” Andreasa Vesaliusa z 1543 roku, a kontrast pomiędzy uczuciem odrazy i fascynacji, biorących się z oglądania ludzkiego ciała, wpłynął na niemal całą jego późniejszą twórczość. Wielki wpływ miała na niego także literatura grozy, którą studiował od najmłodszych lat, zaczytując się m.in. we “Frankensteinie” Shelley, “Dr. Jekyllu i Mr. Hyde” Stevensona, “Draculi “ Stokera, jak również dziełach M.R. Jamesa, Arthura Machena czy Edgara Allana Poe. Mimo niechęci do zinstytucjonalizowanej religijności, zawsze uważał Biblię za swe wielkie źródło inspiracji. Jego fascynacje początkowo nie przysparzały mu zwolenników wśród nauczycieli; dość powiedzieć, że swego czasu miał się przejść przez szkolny korytarz ze sztuczną głową, z jednej strony promując sztukę, którą akurat napisał, a z drugiej protestując przeciwko nudnym, oficjalnym spektaklom wystawianym na swojej uczelni.

Barker był od początku zainteresowany pisaniem i reżyserowaniem sztuk, a pierwsze z nich udało mu się zrealizować już w wieku piętnastu lat. Jedenaście lat później, wraz ze znajomymi, założył teatralną, awangardową trupę “The Dog Company”, która okaże się kluczowa, nie tylko dla jego dalszej kariery na scenie, ale również przyszłości jako pisarza. Niedługo później bowiem zaczął on tworzyć pierwsze opowiadania, początkowo obliczone wyłącznie na dostarczenie rozrywki swoim towarzyszom, z czasem zaczynające się składać na pierwszy tom “Ksiąg Krwi”, wydany w 1984 roku. Rok później ukazała się, zawierająca wyraźne tropy faustowskie, “The Damnation Game”, a następnie powędrował on w stronę opowieści urban fantasy.

Na połowę lat 80’ datuje się również początek najważniejszej, z punktu widzenia rozważań o filmie z 1987 roku, działalności Barkera, jaką okazało się tworzenie scenariuszy na bazie swoich opowiadań. Dwukrotnie udało się zrealizować filmy na ich podstawie. Mowa tu o produkcjach “Underworld” i “Rawhead Rex”, w obu przypadkach wyreżyserowanych przez Brytyjczyka George’a Pavlou. Nie cieszyły się one w swoim czasie dużą popularnością i po krótkim okresie wyświetlania w kinach szybko trafiły na kasety VHS. Ponadto Barker miał być tak mocno rozgoryczony, tym jak jego materiał potraktował Pavlou, że stwierdził, iż musi wyreżyserować kolejny film oparty na własnej twórczości. 

Od amatorskiego projektu po profesjonalną produkcję

Clive Barker

Choć Barker twierdził, że nigdy nie planował realizacji obrazu na podstawie powieści “The Hellbound Heart”, od początku wydawała się ona idealna na adaptację. Nie dość bowiem, że miała zdecydowanie zarysowane trzy akty, to jeszcze jej akcja rozgrywała się na mocno ograniczonym terenie, a najważniejszy okazał się dom na Lodovico Street, miejsce gdzie do życia cielesnego powraca jeden z głównych bohaterów, Frank Cotton, wcześniej znajdujący osobliwy artefakt, za sprawą którego dostaje się do tajemniczego wymiaru, zarządzanego przez rasę Cenobitów. Dla jednych aniołów, dla innych demonów - jak tłumaczy później najsłynniejszy z nich - nastawionych na oferowanie doznań z pogranicza bólu i rozkoszy. Frankowi udaje się wyrwać z ich niewoli; aby znów przybrać ludzką formę potrzebuje jednak zwłok kilku mężczyzn, które - z początku niechętnie - pomaga mu dostarczyć była kochanka, a jednocześnie żona jego brata, Larry’ego.

Barker początkowo chciał nakręcić ten film, wraz ze znajomymi, kamerą Super 8 lub 16 mm, ale wtedy - poprzez wspólnego znajomego, Olivera Parkera - poznał, mającego już doświadczenie w kręceniu filmów, bo pracującego jako asystent reżysera na kilku planach, Christophera Figga. Ten mocno zaangażował się w projekt, widząc w nim szansę na zrealizowanie klasowego horroru, tym bardziej, iż od początku twierdził, że scenarzysta tak naprawdę nie potrzebuje na niego wielkich funduszy. Z pomocą pieniędzy Parkera, para znajomych postanowiła stworzyć projekt, w którym uwzględniono by - wykonane przez pisarza - portrety poszczególnych postaci, a także scenariusz do filmu. Następnie udali się do Los Angeles, by poszukać sponsorów. Pierwsza realizacją filmu zainteresowała się, powołana do życia przez legendarnego Rogera Cormana, firma New World Pictures, która początkowo myślała o wyłożeniu 900 tysięcy dolarów. Całkiem nieźle jak na twórcę, który dotąd nie miał praktycznie żadnego doświadczenia w realizacji filmów, a reżyserki - według własnych słów - uczył się z książek wypożyczonych w bibliotece. W międzyczasie Figg przekonał Barkera do zarzucenia pomysłu zatytułowania filmu “Hellbound” na rzecz “Hellraiser”. 

Rozpoczęły się prace nad skompletowaniem ekipy i doszlifowaniem skryptu filmu. Kluczowe okazało się zakontraktowanie na stanowisko operatora filmowego Robina Vidgeona, który nie dość, że mógł się pochwalić dwudziestoletnim doświadczeniem, z planów takich produkcji  jak “Poszukiwacze Zaginionej Arki” czy też “Rollerball”, to jeszcze - podobnie jak Barker - był wielkim miłośnikiem kina Dario Argento. Tłumaczy to fakt, iż w niektórych scenach “Hellraiser” jest bliski takim obrazom jak “Suspiria” czy też “Inferno” włoskiego mistrza. Z kolei scenograf Mike Buchanan odnalazł idealny dom w Dollis Hill, w północnym Londynie, gdzie nakręcono większość zdjęć do produkcji. Efektami specjalnymi zajął się, znany z prac nad “SW: Powrót Jedi” czy “Nieśmiertelnym”, Bob Keen, do spółki z Geoffem Portasem i firmą Image Animation. Końcowe efekty ich prac były często przedmiotem krytyki, czy wręcz kpin, bo rzeczywiście nie wyglądają dobrze. Sam Barker wyznał jednak, że biorąc pod uwagę krótki okres, w którym zostały wykonane, a także ilość alkoholu jakie wypili z tworzącym je człowiekiem, nazywanym przez niego “greckim kolesiem”, i tak wyglądały one całkiem nieźle.

Interesujący okazał się również casting do filmu. Odtwarzający Franka, urodzony w Niemczech Sean Chapman, zagrał we wspomnianym już wcześniej “Underworld”. Z kolei znana ówcześnie raczej z gry w teatrze, Brytyjka Clare Higgins podkreślała w wywiadach, że rola Julii sprawiała jej sporą frajdę, z uwagi na charakter jej postaci. Totalna niechęć do kina grozy sprawiła, że aktorka miała później nigdy nie zobaczyć filmu w całości. Ciekawie wypadła również młodziutka Ashley Laurence, w której Barker i spółka od razu odnaleźli podobieństwo do Jessiki Harper, wcielającej się w główną bohaterką “Suspirii” Dario Argento i przez to dość dobrze pasującej do roli, z jednej strony kruchej, ale z drugiej zaskakująco silnej, kobiecej postaci kina popularnego lat 70’ i 80’. Największą gwiazdą był rzecz jasna wcielający się w Larry’ego, Andrew Robinson, pamiętany choćby z “Brudnego Harry’ego”. Występ w horrorze, realizowanym przez kompletnego żółtodzioba, był dla niego sporym ryzykiem, na szczęście po przeczytaniu scenariusza mocno zapalił się do tego projektu. To jemu zawdzięczamy słynne “Jesus wept”, które na prośbę aktora zastąpiło wymyślone przez scenarzystę, zwyczajowe “Fuck you”. Z kolei dobry znajomy Barkera, Doug Bradley, z początku miał pewne obawy przed zagraniem najsłynniejszego Cenobity, nienazwanego w samym filmie Pinheadem. Gdy jednak zobaczył cały obraz uznał, że po prostu nie mógł trafić lepiej. 

Barker wymarzył sobie, że muzykę do jego filmu napisze słynna, brytyjska grupa Coil, której twórczość wręcz uwielbiał. Na nią nie zgodzili się jednak przedstawiciele New World Pictures, którzy wymogli zatrudnienie kompozytora Christophera Younga. Grupa postanowiła później wydać ten soundtrack własnym sumptem. Nie obyło się również bez problemów z cenzurą, zwłaszcza po tym jak MPAA nadała temu filmowi rating X. Twórca musiał wyciąć kilka pojedynczych scen: pierwszego morderstwa młotkiem, zastąpić drugie zabójstwo w negliżu - tak jak początkowo, po uwadze samego aktora grającego w niej, ją nakręcono - sekwencją w ubraniu, a także dopracować kilka mniejszych elementów. Reżyser powiedział później w wywiadzie, że oceniający mieli duży problem z obecną w filmie - a powiązaną ze śmiercią - erotyką, która dziś dodatkowo pewnie wywołałaby przeróżne opinie w środowisku S&M, od którego twórca - tuż po premierze - otrzymał jednak wiele głosów wsparcia i uznania dla tego, co udało mu się zrealizować. 

Ibsen, Psychoza i sadomasochizm

Hellraisr

Barker nigdy nie ukrywał, że zarówno wygląd, jak i niektóre działania Cenobitów, zostały zaczerpnięte z praktyk ludzi, zaangażowanych w aktywności sadmomasochistyczne, które interesowały również samego pisarza. Dość powiedzieć, że reżyser jeszcze w młodości, tuż po przybyciu do Londynu, zajmował się realizowaniem okładek do czasopisma S&M, którym w pewnym momencie poważnie zainteresowała się lokalna policja. Wszystkie magazyny ostatecznie spalono, co dla Barkera było dowodem dobrze wykonanej roboty. Wszystko to sprawia, że niezwykle łatwo sprowadzić serię “Hellraiser” do efektu zainteresowania tradycyjnymi związkami Erosa z Tanatosem, doprawionymi fascynacją wyjątkową brutalnością. Prawda jest jednak inna.

Większość literackich i filmowych odniesień Clive’a Barkera śledzi w świetnej książce “The Hellraiser: Films and Their Legacy” Paul Kane, odwołując się zarówno do wielu tropów filmowych, jak twórczość Jeana Cocteau, wspomnianego już Dario Argento, a nawet “Diuny” Davida Lyncha, jak również literackich, na których szczycie zdaje się znajdować William Blake. Wielki poeta głoszący prymat wyobraźni nad racjonalizmem, którego jednym z wyznawców jest z pewnością sam twórca “Hellraisera”. W samej podstawie scenariusza horroru z 1987 roku zawarto element faustowski; głównego bohatera filmu napędza bowiem pragnienie przekroczenia świata ziemskich doznań, co ostatecznie realizuje, choć na sposób, którego się pewnie początkowo zupełnie nie spodziewał.

Nie jest to jedyny wielki temat, odnaleziony przez Kane’a w “Hellraiserze”, który okazuje się całkiem ciekawą przypowiastką o rodzinie Cottonów, za fasadą codziennego, zwyczajnego życia, skrywających spore pokłady hipokryzji. Wcale nie dziwi zatem, że to “Psychoza” Alfreda Hitchcocka była jednym z pierwszych, “dorosłych” filmów, które obejrzał młody Barker, a część ówczesnych krytyków porównywała pewne elementy, obecne w filmie z 1987 roku, do tak różnych dzieł jak “Dziecko Rosemary”, “Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną” czy “Blue Velvet” nazywając go wręcz “Ibsenem z potworami”. Jest to również film o sekretach poszczególnych jednostek i społecznych maskach jakie ludzie na siebie nakładają. Wreszcie nie sposób pominąć również religijnego aspektu filmu, w którym granica pomiędzy dobrem a złem nie jest wyraźnie zaznaczona, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę naturę samych Cenobitów. I choć do obrazu Barkera można mieć po latach spore zastrzeżenia, bo niektóre sceny rażą kiczem, a inne zwyczajnymi niedoróbkami, bez wątpienia jest to jeden z najciekawszych i najodważniejszych horrorów swych czasów.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper