Ubisoft

Ubisoft - synonim niskiej ceny czy odtwórczej jakości? Współczesny Mastertronic

Krzysztof Grabarczyk | 01.05.2022, 14:00

Dawno temu, chwilę po wielkim krachu w świecie gier, powstała sobie firma Mastertronic. Największy użytek mieli z niej użytkownicy nieśmiertelnego Commodore 64. Przedsiębiorstwo wywarło mocny wpływ na kształtowanie logistycznej strony procesów magazynowych oraz dystrybucyjnych. W zależności od danej platformy (ZX Spectrum/Commodore) Mastertronic wprowadził dedykowane oznakowania pudełek od gier by rozróżnić konkretne wersje dla odbiorców. Reszta wydawców powieliła to rozwiązanie i tak już pozostało. 

O tej bardzo ważnej z historycznego punktu widzenia firmie dzisiaj już prawie się nie mówi. Sfera zarządzania to jedno. Mastertronic niczym mityczny Prometeusz - przyniósł graczom ogień w postaci tańszej rozgrywki, wcale nie odstającej od reszty konkurencji. Dzieje owego wydawcy przypominają mi francuski Ubisoft. Podmiot o dwóch twarzach - dobrej i złej. Zarządzana od dekad przez Yves Guillemota nadal trzyma fason atrakcyjnej ceny, pomimo zdecydowanej podwyżki u bram obecnej już generacji. Skrzyżowała liczne gatunki otwierając wrota dla reszty deweloperów. Cenę za odwagę w tej kwestii stanowi modny hejt zjawiska tzw. ubifikacji. Schematy wypracowane przez Ubisoft zaszczepiono w wielu konkurencyjnych tytułach. Nikomu nie dostaje się tak jak francuskiemu wydawcy. To uzasadnione czy zwyczajnie modne? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Bezcenna niezależność

Asasyn Ubisoft

Mastertronic. Założona w 1983 roku z inicjatywy Martina Alpera, Franka Hermana oraz Alana Sharamana rychło wstrzeliła się w ciąg udanej passy. Pierwszy dzień pracy biura firmy przypadł na 1 kwietnia, 1984 roku. Ironia zaostrza apetyt gdy okazuje się, że panowie wyszli z propozycją sprzedaży zestawów setki kaset z grami za połowę ceny. Ówczesny rynek gier kształtował się z pogorzelisk Wielkiego Krachu, jednego z trzech kluczowych momentów w dziejach interaktywnych światów. Nagle pojawia się skromny mesjasz dla wygórowanych cen (wydawcy życzyli sobie średnio 6 funtów od sztuki) w ofercie 3 funtów za pojedynczy egzemplarz gry. Firma sama nie miała pomysłu na realizację autorskich tytułów. Zamiast tego pozyskiwała niezależnych programistów chałturniczo piszących własne projekty. Czym jest dzisiaj scena niezależna? Pięknym ukłonem w kierunku prapoczątków gamedevu, kiedy korporacyjny styl myślenia nie przejął sterów całkowicie. 

Tak działał Mastertronic. Dawał twórcom wolną rękę rozprowadzając często bardzo udane tytuły w atrakcyjnej cenie. Ostatecznie, firmę wchłonięto z biegiem lat w szeregi japońskiej Segi. Podmiot działa po dziś dzień w nieco kameralnej skali. Kronikarze przemysłu gier nie zapomnieli dokonań Mastertronic jako firmy wyjątkowo przyjaznej graczom oraz maluczkim deweloperom. Gdzie w tym analogia do współczesnego Ubisoftu? Tak jak Mastertronic otworzył drzwi samotnym wilkom deweloperskiej watahy tak Ubisoft zaoferował rozwój młodszym talentom. W odróżnieniu od dawnego pioniera logistyki, Ubisoft szukał rozwiązań na własną rękę. Promował nowe twarze, jak niegdyś Jade Raymond (producentka Assassin's Creed) czy Patrice Desilets. W afekcie inspiracji, lepszych technologii i historii ludzkości powstaje najbardziej zintensyfikowany świat w dotychczasowej elektronicznej rozrywce. Był to początek trendu otwartych światów wcześniej zarezerwowanych głównie dla gier fabularnych (RPG) z jednym wyjątkiem w postaci dzieł Rockstara. Te ostatnie mierzy się innym wyznacznikiem jakości - taka racja stanu z metką nietykalności ze strony krytyki. 

Far Cry 3 (2012) czyli miraż najlepszych cech najlepszych gatunków rozpoczyna powszedniejącą implementację inicjatywy u reszty wydawców. Dostaje się Ubisoftowi za wdrażanie powtarzalności i nadmierną ikonizację map. Na złośliwego, ten patent zawsze można ograniczyć do minimum. Czyżby czepialstwo nieuzasadnione? Coroczne premiery flagowych marek wpłynęły dosadnie na ten stan rzeczy. Dwuletnia abstynencja Assassin's Creed lekko podreperowała wizerunek firmy, zwłaszcza gdy nową generację przywitały wikińskie wojaże w Vallhalli, największym sukcesorze firmy od lat. Czy to naprawdę mocarny produkt czy mocarny setting? Odpowiedź pozostawiam wyłącznie szczęśliwcom z kompletnym dziennikiem zadań głównych oraz pobocznych. Ciężko ocenić grę po zdawkowej ilości godzin. Liczne przypadki w komentarzach skutecznie uwydatniają tę zmorę naszych czasów. Zwie się "hejt z zasady". 

Ubihejt

Riders republic

Mastertronic iście bohatersko zróżnicował rynek podejściem do klienta, ostatniego i najważniejszego elementu w całym łańcuchu. Czy narzekano na sukcesywnie zalewanie oferty rynkowej produkcjami niszowymi? Wówczas trudno było w jakikolwiek techniczny sposób klasyfikować projekt niezależny (często pisany jednym nazwiskiem). Prostota oprawy wszędzie była sobie równa. Bonus tkwił w gatunkowości i mechanice rozgrywki. Różnicę stanowił rozgłos. Mastertronic średnio inwestował w bujny marketing danej pozycji. Wciąż wygrywał atrakcyjnym cennikiem. Zupełnie jak obecnie czyni to Ubisoft. Gry producenta tanieją relatywnie szybko, rzekłbym w żargonie pandemicznym, wykładniczo. Kolejną skromną analogię dostrzegam w pętli powtarzalności. Z czasem historia Mastertronic pokazała, że bazowanie na stałej metodzie kosztuje czasem stabilność. Firma zatoczyła krąg pomysłów uciekając w odtwórczość. Rynek pozostawał bezlitosny w obliczu stagnacji.  W kontekście kondycji Ubisoftu zbliżone rokowania są przesadne, lecz nie niemożliwe. Wydawca zaplanował kolejne urlopy swoim popularnym franczyzom. 

Do czasu feralnego Assassin's Creed: Syndicate, media oraz gracze nie szczędzili ostrych słów krytyki w obliczu stosowania tych samych rozwiązań, do tego w opłakanym stanie premierowym. Niejeden cud generowania otwartych światów zrodził się z tych samych fundamentów, które zostały podłożem Ubisoftu na drodze konstrukcji trendu "Ubi-game". W szatach "Cienia Mordoru" skakaliśmy z wieży nieudolnym skokiem wiary, synchronizowaliśmy się ze światem przedstawionym na potężnym Żyrafie w skórze Aloy, wypatrywaliśmy wieży okiem Linka w The Legend of Zelda: Breath of the Wild. Gdzie się to wszystko zaczęło? Mastertronic nie przetrwał samodzielnie, znalazł się pod okiem grubszego podmiotu. Ubisoft wciąż samodzielnie żegluje na morzu rekinów biznesu. Jeszcze nie zatonął. 

Źródło: własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper