Herkules serial

Jak potoczyła się kariera odtwórcy Herkulesa? Kevin Sorbo był gwiazdą w God of War, ale nie tylko

Dawid Ilnicki | 03.04.2022, 16:03

Od zarania dziejów kinematografii grecka mitologia była wdzięcznym tematem przeróżnych dzieł filmowych i serialowych, zwykle przyciągających rzesze widzów. Począwszy od “Heleny” z 1924 roku, poprzez bodaj najsłynniejszego “Jazona i Argonautów”, a skończywszy na współczesnych odsłonach, takich jak choćby stosunkowo niedawne “Starcie Tytanów” dobrze widać, że helleńska spuścizna zawsze dostarczała twórcom atrakcyjnych historii, które warto było pokazać na ekranie. Pośród wielu interesujących indywiduów centralne miejsce zdawał się jednak zajmować Herkules, postać na poły ludzka, na poły boska, przeżywająca liczne przygody, pokazane choćby w słynnym disneyowskim filmie animowanym z 1997 roku.

Kilka lat wcześniej na pomysł zdyskontowania popularności wspomnianego bohatera wpadli amerykańscy twórcy telewizyjni, a wśród nich także legendarny Sam Raimi, którzy na początku zrealizowali serię telewizyjnych obrazów fabularnych, takich jak rozpoczynający cykl “Herkules i Amazonki” z 1994 roku. Choć wielu - w tym również Robert Chapin, któremu zaproponowano w nim główną rolę jako pierwszemu -  uznawało scenariusz do tego filmu za fatalny, jak to zwykle bywa w takich przypadkach widzowie kupili go w pełni,  jego sukces zadecydował o rozpoczęciu wspomnianego cyklu, a następnie również regularnej serii, której premiera przypadła na 1995 rok. Do 1999 wyprodukowano ponad 110 odcinków serialu, spin-off w postaci niemal równie popularnej “Xeny: wojowniczej księżniczki”, a także prequel “Młody Herkules” z Ryanem Goslingiem w roli tytułowej, co jest świadectwem ogromnego sukcesu, zarówno jego pomysłodawców jak i aktora, który wcielił się w nim w głównego bohatera.

Dalsza część tekstu pod wideo

Potężny Norweg

Herkules i Xena

Urodzonemu w 1958 roku w Minnesocie Kevinowi Sorbo za młodu marzyła się raczej kariera biznesmena. Mający norweskie korzenie przyszły gwiazdor ekranu uczył się bowiem na lokalnym uniwersytecie w Moorhead, kończąc kierunek marketingu i zarządzania. Mając jednak problemy z opłaceniem czesnego i utrzymaniem, a jednocześnie dysponując nieprzeciętną posturą, na którą składały się nie tylko ponad 190 centymetrów wzrostu, ale również dobrze zbudowane ciało, dorabiał sobie jako model, głównie w kampaniach reklamowych. W tym czasie znany był choćby z występów w filmiku promującym whiskey Jim Beam.

Podobnie jak w przypadku Michaela Dudikoffa niedaleko stąd było do aktorstwa, choć początki Sorbo w tym biznesie okazały się oczywiście niezwykle trudne. W 1986 roku zagrał niewielką rólkę epizodyczną w znanej operze mydlanej “Santa Barbara”, która zaowocowała występami w innych, popularnych w tym okresie seriach, których tytuły jednak dziś niewiele mówią. Aktor był blisko głównej roli w nowym serialu o Supermanie, która ostatecznie przypadła w udziale Deanowi Cainowi. Co ciekawe był również  jednym z kandydatów do zagrania Foxa Muldera w “Z Archiwum X”. Twórcy zdecydowali się jednak na Davida Duchovny’ego i trzeba powiedzieć, że był to prawdziwy strzał w dziesiątkę. A tymczasem Kevin Sorbo musiał jeszcze poczekać na przełom w swojej karierze.

Tym okazał się rzecz jasna występ we wspomnianym już pierwszym filmie z serii, do którego aktor pasował wręcz idealnie ze swym wysokim wzrostem, bujną czupryną i specyficznymi rysami twarzy.  Mimo wspomnianych wątpliwości co do scenariusza, obraz spotkał się z gorącym przyjęciem, podobnie jak cztery kolejne odsłony przygód Herkulesa, co dało zielone światło całej serii, pokazywanej w USA przez pięć różnych telewizji, które dodatkowo zarabiały na sprzedawaniu wszelkiego rodzaju figurek i memorabiliów, związanych ze swym bohaterem. 

Angaż w tym serialu był dla Sorbo prawdziwym błogosławieństwem także dlatego, że sam aktor był w młodości miłośnikiem wszelkiego rodzaju fantastycznych opowieści i znakomicie się w nich odnajdywał. Sprzyjała mu również pewnego rodzaju naiwność całej historii, kierowanej również do najmłodszych widzów. “Pamiętam, że dostawałem sporo listów od dzieci z całego świata, które pisały, że serial pomagał im w temperowaniu własnego zachowania, unikaniu konfrontacji, które w tym wypadku okazywało się dużo lepszym rozwiązaniem” - opowiadał sam odtwórca roli Herkulesa. Innym razem wyjawił, że choć nie odrzucał od razu propozycji zagrania “czarnego charakteru”, kiedyś zdarzyło mu się odmówić odtwarzania postaci, która miała według niego “zastrzelić trzynastolatkę”.

Ogromna praca fizyczna, zarówno na planie serialu, jak i kręconego w tym samym czasie filmu “Kull zdobywca”, niestety odbiła się na zdrowiu aktora, który w wieku 38 lat - według własnych słów - doświadczył na własnej skórze, że jest jedynie śmiertelnikiem. W tym czasie bowiem u Sorbo wykryto tętniaka w ramieniu, który spowodował kilka zakrzepów, a następnie trzy wylewy. “Poczułem jakbym z dnia na dzień z młodego beztroskiego kolesia przemienił się w kogoś kto musi za każdym razem podpierać się krzesła, by wyruszyć na męczącą, pięcioletnią podróż do własnej łazienki” - powiedział aktor dodając, że dopiero po dwóch latach piekła poczuł się znów sobą. W tym okresie bał się nie tylko o własną karierę, ale również o zwyczajne, codzienne funkcjonowanie

Z fantasy do science fiction i z powrotem

Andromeda

Problemy zdrowotne gwiazdora radykalnie zmieniły sposób kręcenia kolejnych sezonów “Herkulesa”, w których aktor pojawiał się już rzadziej. W piątym i szóstym wystąpiło wielu aktorów gościnnych, takich jak choćby Karl Urban, a okresy zdjęciowe, w których uczestniczył Sorbo, dostosowano do jego potrzeb, przy okazji jednak nie wyjawiając opinii publicznej żadnych informacji o stanie zdrowia swej gwiazdy. Na planie wspierała go również Sam Jenkins, która w 1998 roku została jego żoną i z którą jest do dziś, co jak sam podkreślał jest rzeczą nietypową jak na branżę filmową. W późniejszych latach aktor otrzymał wiele wyróżnień, podkreślających jego wkład w rozwój powszechnej wiedzy na temat udarów mózgu. 

W 1999 roku, po zrealizowaniu zaledwie ośmiu odcinków szóstej serii, zadecydowano o zakończeniu kręcenia przygód Herkulesa. Producenci show mieli zaproponować Sorbo nową umowę, przedłużającą kontrakt na trzy kolejne lata, ale aktor z niej zrezygnował, motywując swą decyzję chęcią sprawdzenia się w innych rolach. Nagła decyzja o zakończeniu produkcji była jednak dla niego nieprzyjemną niespodzianką i jak sam stwierdził odebrał ją jako wymierzoną wprost w niego, a związaną bezpośrednio ze wspomnianą odmową dalszego uczestnictwa w tym projekcie. Sam miał bowiem dość czasu by dokończyć szósty sezon, bo aż osiem miesięcy pomiędzy końcem realizacji starej serii a rozpoczęciem prac nad nowym serialem.

Okazał się nim nowy projekt oparty na twórczości Gene Rodenberry’ego “Andromeda”, który miał swoją premierę w październiku 2000 roku. Kilkanaście miesięcy wcześniej to właśnie Sorbo został wybrany do zagrania Dylana Hunta, kapitana tytułowego statku, który po 300 latach od wpadnięcia w tzw. osobliwość, w której czas się dla niego zatrzymał, zostaje odnaleziony. Świat pokoju i dobrobytu, który znał już dawno przeminął i teraz przychodzi mu kierować załogą podróżującą przez przeróżne zakątki wszechświata, by ratować kruchą równowagę pomiędzy zwalczającymi się wzajemnie rasami. Choć produkcja mogła razić typową dla telewizji tych czasów amatorką, fani rozsiani po całym świecie z pewnością doceniali w niej bogactwo przeróżnych istot i skomplikowanie powiązań pomiędzy nimi, czyniące z tej produkcji jeden z telewizyjnych klasyków podgatunku space opery.

Późniejsze lata nie obfitowały w znaczące role tego aktora, który pojawił się w takich produkcjach jak choćby słabo dziś kojarzone dwie części “The Walking Tall”, z dzisiejszej perspektywy wyglądające jak spóźnione niemal o dekadę klasyki ery VHS, które rzeczywiście nie miały normalnej dystrybucji kinowej. Wystąpił również w typowej parodii filmu “300” zatytułowanej “Poznaj moich Spartan”. Przełom pierwszych dekad XXI wieku był również okresem powrotu do najsłynniejszej roli, choć tym razem w zupełnie innym charakterze. Sorbo użyczył bowiem głosu Herkulesowi w grze “God of War III”. Nie była to pierwsza tego typu rola tego aktora, gdyż rok wcześniej zatrudniono go w podobnej funkcji w “The Conduit”, a później znany był także jako “Crusher” w serii “Skylanders”. 

Boży wojownik

Kevin Sorbo

W późniejszych latach dużo głośniej w kontekście Sorbo było o jego prywatnych przekonaniach niż o kolejnych znaczących rolach w filmie czy w telewizji. W wielu wypowiedziach aktora, pochodzących z XXI wieku, stale powtarzającym się motywem jest niechęć do zatrudniania osób o konserwatywnych przekonaniach, co może brzmieć absurdalnie biorąc pod uwagę to jak ważnym aspektem życia publicznego w Stanach Zjednoczonych jest nadal - tak czy inaczej rozumiana - religijność. Sam Sorbo, pochodzący z rodziny luterańskiej, dziś deklaruje się jako “chrześcijanin bezdenominacyjny” tzn. nie należący do konkretnego kościoła. Kwestia jego poglądów jest dość istotna jeśli analizuje się jego wypowiedzi, a także produkcje w jakich ostatnio grywał. 

Choć bowiem zdarzały mu się powroty do typowego kina fantasy, choćby w serii “Mythica”, a także udział w produkcji niesławnego studia Asylum, nieustannie poszukującego gwiazd dawnego ekranu, które pomogłyby w jak najlepszym upodobnieniu się do będących akurat na czasie blockbusterów, najgłośniej było w ostatnich latach o jego występach w filmach religijnych. Takich jak choćby “Spirit of the Game”, opowiadającym o mormońskiej drużynie koszykówki, “I stanie się światło”, którego bohaterem jest nawracający się po dramatycznym wydarzeniu ateista czy też “O dziewczynce, która wierzyła w cuda” z 2021 roku. Aktora często widywano również na przeróżnych, chrześcijańskim konwentach, na których opowiadał o własnych doświadczeniach bycia chrześcijaninem w świecie filmowym.

Tak mocne zaangażowanie po jednej stronie, wciąż niezwykle polaryzującego opinię publiczną, sporu oczywiście musiało wywołać przeróżne opinie. Słynny twitt broniący Mela Gibsona przypominającego światu, że to “Żydzi zabili Chrystusa” sprowokował niektóre portale do prześmiewczych komentarzy na temat wynurzeń “spranej telewizyjnej gwiazdy lat 90.”, a jego komentarze na temat wspomnianej już niechęci do zatrudniania konserwatywnych odtwórców wywołują entuzjazm religijnej prawicy, a także rozbawienie strony liberalno-lewicowej, co przy okazji napędza klikalność przeróżnym portalom. Z obojętnością traktują je zaś ci, którzy z jednej strony szanują słynne kreacje aktora z poprzednich dekad, jak również jego postawę życiową i wiele szczytnych projektów w jakich uczestniczył, a jednocześnie dopuszczają do siebie myśl, że w dzisiejszych czasach niezwykle trudno o rolę w jakiej ten - jednak mocno ograniczony pod względem aktorskim - odtwórca mógłby się odnaleźć.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper