The Last of Us serial

Czy warto wrócić do pierwszego The Last of Us przed serialem? Sprawdziłem

Krzysztof Grabarczyk | 26.03.2022, 10:00

Istnieją w historycznej bibliotece gier lektury nie do podrobienia. Napisane inaczej niż pozostałe tytuły. Same w sobie często rodzą się jako symbol złożonej inspiracji jednocześnie pozostając drogowskazem dla kolejnych twórców gier. Przypadek The Last of Us zrodził się z pewnej lektury. "Świat bez Nas" Alana Weismana jest dziełem opisującym zwycięstwo natury nad przemijaniem dziejów ludzkości. 

Naszym światem jest "Planeta Ziemia" - stacja BBC wyprodukowała w 2006 roku ciekawy dokument dotyczący naszej planety. Pojawił się tam frgmanet dotyczący maczużnika, pasożytniczego grzyba atakującego pomniejsze insekty. Na domiar wszystkiego ponownie rok 2007 dostarczył obraz "To nie jest kraj dla starych ludzi". W 2005 roku do Naughty Dog zwerbowano niejakiego Neila Druckmanna. Początek narodzin największej marki we współczesnej historii PlayStation zaznacza tutaj swój początek. Nie byłoby tego bez Fortuny Drake'a, czyli pierwszej tak "ludzkiej" gry od Naughty Dog. Odejście od cukierkowej otoczki wymagało nowego silnika graficznego (Naughty Dog Engine). Video Game Awards 2011 przyniosło kompletny zwiastun nowej gry. Publiczność wprawiona w zachwyt miesiącami dyskutowała o kompletnie innej drodze obranej przez studio. W biznesie często należy zdobyć odwagę by się przekwalifikować. The Last of Us stało się początkiem nowego Naughty Dog - nie stroniącego od tematów zakazanych czy przemocy. Jednocześnie przy zachowaniu pieczątki najwyższej jakości. Z tego wszystkiego postanowiłem wnet odstawić bieżące produkcje by jeszcze raz przebrnąć ten emocjonalny rollercoaster.

Dalsza część tekstu pod wideo

Brutalna Rzeczywistość

The Last of Us - Ellie

Czym jest The Last of Us? Najurodziwszym plonem inspiracji? Świetnym survival-horrorem? Dobrym filmem? Czy po prostu dobrą grą? Na każde z tych pytań odpowiedź zawsze będzie jednakowa - tak, właśnie zbiorem tych wszystkich składowych jakimi cechują się dzieła. Nieważne czy interaktywne, literackie bądź filmowe. Naughty Dog przebiło swoją czwartą ścianę. Od jamraja pędzącego na złamanie karku po futerkowy duet na PS2 na poszukiwaczach skarbów kończąc. Dla mnie, najgorszego z fanów - The Last of Us jest konfrontacją emocji z logiką, nieustannie do samego końca. Joel w akcie ucieczki przed traumą z przeszłości usiłuje skryć się pod skowytem samotnego wilka jakim od 20 lat próbował się stać. Wystarczyła jedna analogia, jedno spotkanie z Ellie aby to emocje wzięły górę nad logiczną obojętnością bohatera. Fakt braku jakiekolwiek pokrewieństwa jedynie wzmacniał polarność relacji, zostawiając pełne polu do rozwoju. Trudne początki w Bostonie, by przez kolejne pory roku ten sam Joel ponownie stał się ojcem. To jak druga szansa. Ellie? Jej siła charakteru przeważyła o wszystkim. Tym jest The Last of Us - siłą przekazu. Jedyny moralny aspekt historii w świecie pozbawionym emocji, to jej główny filar. Cegła to potęga. Zdanie prozaiczne lecz przeszywa ironią jedynie niezaznajomionych z "Brutalną Rzeczywistością". 

W tym trybie, The Last of Us oferuje nam stuprocentową immersję z tym niezwykłym światem. Moje pierwsze podejście okazało się lekko stresujące. Wystarczy obserwować i szukać luk w zasięgu wzroków. Zabawa rozpoczyna się w chwili pojawienia pierwszych klikaczy. Te są wyostrzone na dźwięk do maksimum, natomiast każda cegła jest na wagę złota. W grze jest natomiast kilka momentów wymagających bezpośredniego starcia. Część pierwsza jest pozbawiona luksusu uników oraz czołgania się w trawie. Czasem trzeba liczyć na pewien wskaźnik szczęścia. Najtrudniejszy moment następuje w trakcie falowego ataku, kiedy w skórze Ellie opieramy zarażonych w zimie (choć istnieje pewna sztuczka błyskawicznego pozbycia się purchlaka). Dla każdego Świetlika, polecam zmierzenie się z Brutalną Rzeczywistością. Choćby nie wiem ile udało się Wam ukończyć ten emocjonalny rollercoaster - Grounded to poznawanie gry od zupełnych, technicznych podstaw.

Zerknąłem jakiś czas temu na aktualne ceny The Last of Us: Remastered. Szczerze? Obecnie ciężko nabyć jakąkolwiek inną, równie wybitną produkcję w cenie choćby 39 zł. O edycji kolekcjonerskiej można już dzisiaj raczej pomarzyć, lecz cena tak wielkiej gry jest niczym darmowa. Szczerze zazdroszczę ludziom, przed którymi owa historia czeka na odkrycie. To przepełniony różnymi emocjami, detalami, świetnie przemyślanym projektem lokacji oraz rozgrywki rollercoaster bez trzymanki. Sprawdza się nawet osiem lat po debiucie. Wiemy od dawna, że Naughty Dog dało światu produkt wybitnie ponadczasowy. Narracyjny styl zdefiniował gatunek gier stricte przygodowych na kolejne lata (skorzystał na tym przecież ostatni God of War). Mój pierwszy playthrough rozpoczął się sobotniego popołudnia, jeszcze na PlayStation 3. Studio kojarzone głównie poprzez cukierkowo-disneyowskie klimaty (Crash Bandicoot, Jak and Daxter, Uncharted) rozpoczyna największe wyzwanie w swojej dotychczasowej historii. Wystarczył mi prolog aby zrozumieć, że nastała nowa era w twórczości Naughty Dog. Koncepcja otwarcia w skórze niewinnej Sarah, dziecięcy strach przed nieznanym jeszcze zagrożeniem. Po dramatycznych chwilach przyszedł czas na poznawanie nowej rzeczywistości. Wszystko zrealizowano dzięki środowiskowej narracji. Eksploracja stała się uzależnieniem. Niezależnie od tego ile razy postanowiłem ukończyć The Last of Us, zawsze kilkukrotnie obchodziłem daną lokację mając na uwadzę, że już niczego nie znajdę. Mimo wszystko, robiłem to nadal. Głupota czy mistrzostwo przedstawionego świata po pandemii?

Remake konieczny?

The Last of Us

The Last of Us: Remastered za kilka miesięcy obchodzić będzie 8. urodziny. Zrealizowanie usprawnionego wydania dla PlayStation 4 - wbrew pozorom - nie należało do łatwych. Naughty Dog początkowo borykali się z problemami natury adaptacji silnika do mniej egzotycznej architektury PS4. W końcu zespół dopiął swego, jednocześnie serwując drogowskaz, wedle którego pozostali deweloperzy winni przenosić swoje tytuły na ówczesny, mocniejszy sprzęt. Niezapomniana wyprawa post-pandemicznym szlakiem Ameryki ani trochę nie straciła autorskiej ikry.  Wizja dojrzewającej relacji, wokół której stworzono niezwykły świat. Rozgrywka podyktowana inspiracją Team Ico oraz dawnego Capcom - Ico oraz Resident Evil 4. Dzisiaj, wciąż merytoryczny i aktorski diament. Posiadając PS5, tytuł pobierzecie w ramach PlayStation Plus Collection. Działa bardzo szybko, z jednosekundowym ekranem ładowania. Mówi się zawsze, że eksploracja smakuje najlepiej za pierwszym razem. Jak większość rzeczy w życiu. The Last of Us, które ogrywałem premierowo na PS3, nadal w zakresie mechaniki bryluje jakimś nieznanym, magicznym pierwiastkiem wyjątkowości eksploracyjnej. 

Znam wszystkie lokacje na pamięć, co nie ujmuje w chęci zwiedzania tych samych pomieszczeń, odsłuchiwania sporadycznych dialogów czy chłonięcia treści notatek. Szukając inspiracji zastanówmy się nad ostatnimi doniesieniami o renowacji The Last of Us. Część druga do tej dzieli opinie dotyczące scenariusza i związanych z tym decyzji reżyserskich. Wszyscy jednak kochamy oryginał. Niezależnie od poziomu naszej akceptacji ujęcia historii w Part II. Czy chcemy nowej wersji The Last of Us? Edycja z dopiskiem Remastered to wciąż zachwycająca metoda na pierwsze lub ponowne przeżywanie tej historii. Dojrzewająca relacja bohaterów wraz z motywami zahaczającymi o dramat, euforię, czasem sarkazm i trudne wybory. Kolaż elementów narracji, który po prawie ośmiu latach nadal pierwszoligowo modeluje emocje. Zatem pytanie na dziś: Czy chcemy The Last of Us: Remake? 

Kilka miesięcy wstecz zrobiło się głośno o szykowanej renowacji The Last of Us. I choć wielu fanów bardzo tego pragnie, sam mam ku temu lekkie obawy. Medal zawsze jest dwustronny. Z jednej strony, środowisko PlayStation 5 dostarczy wizualnego teatru emocji, relacji oraz bostońskiej, postpandemicznej rzeczywistości. Edycja Remastered nadal pięknie działa poprzez betonowy klatkaż. Nie obraziłbym się gdyby z czasem dotarła możliwość rozgrywki w 120 klatkach na sekundę. Mechanika nadal jest niezawodna. Na poziomie Grounded/Brutalna Rzeczywistość tytuł oferuje nam swoje przysłowiowe "100%". Techniczna odbudowa jakości to zatem jedna strona tego medalu. Pozostaje ta druga, już nie wizualna lecz narracyjna. Czy w całym bogactwie treści, The Last of Us pozostawiło jakiekolwiek wątpliwości? Czy istnieją wątki scenariusza wymagające rozszerzenia? Z mojej skromnej perspektywy, niespecjalnie. Podróż wzdłuż upadłej lata temu Ameryki to festiwal setek ciekawych konwersacji pomiędzy naszą dwójką. A jak wszyscy dobrze wiemy, to stopa dojrzewającej emocjonalnej więzi. Czy koncepcja ewentualnego remake tak naprawdę nie przedobrzy? I zarazem nie wzbudzi jeszcze większej niechęci do polaryzującego graczy sequela? Naughty Dog nigdy nie zawiedli. Ale może lepiej zostawić te szczere chęci na trzeci rozdział? Zawsze to większa szansa, że nie będziemy czekać następnych siedmiu lat.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper