Google Stadia

Google Stadia stoi nad przepaścią i wszystko wskazuje na to, że za chwilę w nią wpadnie

Maciej Zabłocki | 15.02.2022, 22:30

Niestety, wszystko wskazuje na to, że Google Stadia powoli kończy swój żywot. Bardzo ambitny i kosztowny projekt Amerykańskiego Google nie zdołał zjednać sobie wystarczająco wielu fanów. Rosnące koszty doprowadziły w pewnym momencie do porzucenia idei tworzenia gier na wyłączność, a teraz Google próbuje sprzedać swoją platformę komukolwiek innemu. Póki co, chętnych nie widać, chociaż zakulisowe rozmowy z pewnością trwają. Opiszę pięć powodów, przez które Stadia za chwilę przestanie istnieć. 

Publiczny dostęp do usługi Google Stadia pojawił się w listopadzie 2019 roku. Granie wymagało opłaty, a darmowy wariant wskoczył na rynek w kwietniu 2020 roku. Od tamtej pory mieliśmy czasy pandemii, ludzie siedzieli w domach (często z przymusu lub przez obostrzenia) i mimo wszystko, Stadia nie zdołała przebić się na tyle, by Google dalej chciało w nią inwestować. Przypomnę, że usługa pozwalała na granie za pomocą przeglądarki Google Chrome, przystawki Chromecast w wersji Ultra i na tabletach z oprogramowaniem Chrome OS. Maksymalna możliwa rozdzielczość sięgała 4K przy 60 klatkach na sekundę. Swego czasu była to (obok PC) najlepsza platforma do grania w Cyberpunka. Stadia, podobnie jak konsole, nie miała możliwości wyboru ustawień graficznych - wzorem GeForce NOW. Oferowała jednak wystarczająco wysoką jakość. Mimo wszystko - coś nie zagrało? Co takiego się wydarzyło? 

Dalsza część tekstu pod wideo

Brak możliwości uruchamiania własnych gier z dostępnej już biblioteki 

To chyba jedna z największych bolączek Google Stadia. Nie dość, że dostępna biblioteka gier była bardzo ograniczona, to na domiar złego każdą z produkcji musieliśmy kupić jeszcze raz. Na początku Google chciało zaoferować gry tworzone na wyłączność tej platformy, angażując do tego nawet śliczną Jade Reymond, ale ostatecznie plan spalił na panewce. Jeśli kupiliśmy wcześniej, przykładowo, takiego Cyberpunka na Steam lub GOG, to musieliśmy za niego zapłacić raz jeszcze na Google Stadia. W dodatku kosztował tyle, co na dużych konsolach, więc grubo powyżej 200 zł w dniu premiery. To bardzo skutecznie zniechęcało do testowania tego sposobu zabawy. Istniało też duże ryzyko, że w momencie zamknięcia usługi, po prostu stracimy dostęp do kupionych wcześniej gier - powoli wszystko do tego zmierza. 

Stadia

Mało atrakcyjna biblioteka gier - na Google Stadia trafiały tylko wybrane tytuły 

Niestety, żeby wykorzystać Google Stadia w najlepszy możliwy sposób, musimy zapłacić spore pieniądze miesięcznie. To, co prawda, pozwalało na uruchamianie gier zawartych w wersji "Pro", w tym tytułów dostępnych na wyłączność, ale ogólna biblioteka dostępnych produkcji niestety pozostawiała wiele do życzenia. Nawet dzisiaj, wchodząc na główną stronę Google Stadia, widać co najwyżej kilka większych hitów (jak Control, Far Cry 6 czy najnowszy Rainbow Six: Extraction), ale to dalej za mało, by przekonać wielu zainteresowanych. Chociaż jestem pewien, że sporo osób znalazłoby coś dla siebie, to konieczność uiszczenia opłaty za każdą nową premierę skutecznie zniechęca do zabawy. Tyle dobrego, że Google w ramach wariantu "Pro" oferuje bardzo wysokie zniżki na nowe gry. Dalej to jednak kwoty przekraczające 100-120 zł. 

Serwery niestety nie gwarantowały nieskazitelnej rozgrywki, nawet w płatnym wariancie 

Daleko mi do krytykowania bezpłatnych wersji serwerów, bo te zazwyczaj nie działają najlepiej, a służą wyłącznie temu, by sprawdzić jak chmura w ogóle działa. W przypadku Google Stadia mogliśmy liczyć na atrakcyjną ofertę - jakość gier sięgała 1080p i 60 klatek na sekundę z dostępnym HDR. Wyżej był już tylko abonament "Pro", do którego dostęp jest bezpłatny przez pierwszy miesiąc w ramach promocji. Potem trzeba zapłacić dokładnie 39 zł miesięcznie. Dostępne są trzy tryby działania w zależności od szybkości naszego połączenia internetowego. Pierwszy z nich (jeśli nasz internet nie przekracza 100 MB/s) oferuje 720p przy 60 klatkach na sekundę, drugi dobija do 1080p, a trzeci wzbija się na wyżyny, dostarczając nawet 4K, także przy 60 kl/s (tutaj wymagane jest co najmniej 35 Mbps). Wydaje się, że brzmi to bardzo rozsądnie, ale rzeczywistość nieco zweryfikowała jakość usług dostarczanych przez Google. Pamiętam, jak włączyłem wariant "Pro" na bardzo szybkim połączeniu internetowym (300 MB/s). Opóźnienia nie były może szczególnie wysokie, ale liczba mikroprzycinek i lagów skutecznie zniechęcała do zabawy. 

Stadia nie była wystarczająco reklamowana i nie dawała wielu powodów do opłacenia abonamentu

Myślę, że to jeden z kluczowych problemów. Każdy, kto wchodził na oficjalną stronę usługi, od razu widział liczbę gier i możliwości platformy. Problem w tym, że nie było wielu gier, które mogłyby skutecznie zachęcić do opłacenia abonamentu. Google, w teorii, doskonale się do tego przygotowało wiedząc, że tylko sprawdzone tytuły na wyłączność mogą przekonać niezdecydowanych. Ale w mojej ocenie mogli to zrobić nieco inaczej. Brakowało większego budżetu marketingowego. Amerykanie mogli też pokusić się o dogadanie umów na wyłączność z konkretnymi studiami deweloperskimi. Być może chcieli to zrobić, ale nie było chętnych po drugiej stronie. Dużo problemów stanowiła konkurencja. W tym usługi firm NVIDIA czy Microsoft. Pierwsza z nich pozwala na uruchamianie gier z każdego repozytorium dostępnego na PC - Steam, Epic Games Store, UPlay czy Origin albo GOG. Gdyby Stadia poszła w te stronę, mogłaby nawiązać wyrównaną walkę, bo jest w najwyższym pakiecie sporo tańsza od GeForce NOW. Z kolei xCloud od Microsoftu w zdecydowanej większości bazuje na bibliotece Xbox Game Pass i korzysta z tych samych serwerów do przechowywania zapisów z gier, co stacjonarne konsole. Coś, czego Stadia nie potrafiła dzielić pomiędzy Steam, GOG czy Epic Games. 

Google Stadia - kontroler

Po jakimś czasie Ubisoft rozszerzył współpracę z Google i ogłosił, że usługa Ubisoft+ dostępna będzie w strukturach Stadia, lecz nie przyniosło to oczekiwanego napływu graczy. Dedykowany dział odpowiedzialny za gry "Stadia Games & Entertaiment" został zamknięty 1 lutego 2021 roku, tym samym całkowicie anulując wszystkie tytuły zmierzające na wyłączność na te platformę. Niespełna dwa lata po uruchomieniu usługi. Myślę, że to zdecydowanie zbyt szybko, bo trudno jest w tak krótkim czasie przygotować kompletnie nową i rozbudowaną produkcję. Być może Google liczyło na nieco szybszy zysk albo większą liczbę graczy. Wiadomo, że cyferki w tabelkach muszą się zgadzać. Nie pomagały też regularne wpadki w postaci "darmowych" gier publikowanych w wariancie "Pro" krótko po tym, jak gracze zdążyli już kupić dany tytuł za pełną kwotę - taka sytuacja miała miejsce choćby z grą Tomb Raider: The Definitive Edition. 

Google regularnie wymyślało nowe zastosowania dla Stadia, ale niewielu było chętnych na rynku

Zastanawiam się, czy chodziło o złą sławę czy może o mało atrakcyjną ofertę produktową. Google próbowało ze wszystkich sił ratować markę Stadia w ostatnich miesiącach. Podpisano umowę z firmą telekomunikacyjną AT&T. Dzięki temu, posiadacze abonamentu u tego dostawcy mogli za darmo zagrać w grę Batman: Arkham Knight na swoich smartfonach czy tabletach. Zdecydowano się także na udzielanie płatnego dostępu do serwerów Stadia oraz podział przychodów dla zaangażowanych programistów. Wszystkie te działania nie przyniosły jednak właściwego rezultatu i w lutym 2022 roku, po cichu Google zaczęło wycofywać się z całego projektu. W ramach publicznych ogłoszeń firma nie wykorzystuje już nawet nazwy "Stadia", a informuje tylko o serwerach i usługach dostępnych za pośrednictwem chmury.

Wielka szkoda, że jesteśmy świadkami upadku takiej platformy. Byłem od samego początku jej dużym zwolennikiem i mocno kibicowałem Google. Postrzegałem amerykańskiego molocha jako jedną z nielicznych firm, która mogłaby konkurować z NVIDIA, Sony czy Microsoftem. Bardzo podoba mi się też interfejs Stadia, szczególnie ten dostępny za pośrednictwem przeglądarki. Jest estetyczny, czytelny i wygodny w obsłudze. Gdybyście chcieli na własną rękę sprawdzić, jak działa granie po chmurze w ramach bezpłatnych serwerów, koniecznie wejdźcie pod ten link. Ciekaw jestem czy korzystaliście kiedyś z tego rodzaju zabawy. Dajcie znać w komentarzach. Do usłyszenia! 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper