Apple Music i Spotify

Przesiadłem się ze Spotify na Apple Music, ale dalej nie jest idealnie

Kajetan Węsierski | 09.02.2022, 21:30

Muzyka to nieodłączny element naszego życia. Większość z nas jej dziś słucha, a nawet jeśli jakimś cudem ktoś potrafi bez niej funkcjonować, to prawdopodobnie styka się z osobami, które cały czas ekscytują się nowymi dźwiękami. Wystarczy wyjść na ulicę, wsiąść do komunikacji miejskiej, a nawet przejść się do marketu, a następnie rzucić okiem na to, ile ludzi ma w uszach słuchawki - nauszne, douszne, bezprzewodowe, na kablu… I tak dalej. 

Postęp technologiczny sprawił, że dziś na naszych telefonach mamy wręcz nieskończone biblioteki muzyki. Serwisy streamingowe opanowały tę branżę i w gruncie rzeczy trudno znaleźć dziś osobę, która nie subskrybuje żadnego źródła muzyki. A te stale ze sobą walczą o czas i pieniądze słuchaczy. Obecnie mamy przecież Spotify, Apple Music, Tidala, YouTube Music (dzięki usłudze Premium) i pewnie jeszcze kilka mniej znanych. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Ma to oczywiście całą masę plusów. Wszyscy znamy taką oczywistość, jak to, że „monopol nigdy nie jest dobry”. To fakt, ale idzie za tym jeszcze jedna prawda - każdy może wybrać to, co mu odpowiada. Zwłaszcza że pod kątem zawartości w gruncie rzeczy wszędzie mamy to samo (z malutkimi wyjątkami). To nie sytuacja jak na rynku streamingu video, gdzie by mieć wszystko, trzeba płacić za wszystko. Tu jest lepiej. 

Przesiadka 

Wszystko rozbija się więc o wygodę, funkcje i kilka innych bajerów. U mnie sprawiło to, że po blisko dekadzie przygody ze Spotify, przesiadłem się na Apple Music. Była to decyzja, nad którą myślałem pewnie dłużej, niż w rzeczywistości powinienem. Przez pewien czas postępowałem nawet absurdalnie, opłacając w skali miesiąca obie usługi. Czemu? Bo chciałem mieć ciastko i jednocześnie zjeść ciastko. 

temp_name

Oczywiście była to głupota i w końcu musiałem - mówiąc potocznie - „odciąć pępowinę”. Skąd decyzja? Cóż - po pierwsze uwielbiam ekosystem Apple. Praktycznie cały czas z niego korzystam i większość moich sprzętów to produkty od gigantów z Cupertino. Nie trzeba być specem od technologii, żeby zrozumieć, iż Apple Music po prostu lepiej z tym współgra, niż Spotify, który jest pochodzenia zewnętrznego. 

Po drugie - i tak chciałem być w posiadaniu subskrypcji Apple One. Uważam ją za zbyt opłacalną, by móc ją olać. Wiecie - w cenie lekko ponad 20 złotych (miesięcznie) dostajemy wspomniany abonament muzyczny, a do tego Apple TV+ (filmy i seriale), Apple Arcade (gry wideo) oraz nieco pamięci w iCloud. Z drugiej strony za kilka złotówek mniej miałem samego Spotify’a, więc średnio się to kalkulowało. 

W końcu się zdecydowałem, przeskoczyłem całkowicie na Apple Music (eksportując moje playlisty z poprzedniej aplikacji) i… Cóż, poczułem różnicę - to fakt. Nie jestem natomiast pewien, czy była ona tak dobra, jak rzeczywiście bym chciał. Nie zrozumcie mnie źle - nie planuję wracać do Spotify, ale dzięki tej przesiadce doceniłem bardziej to, co tam było, a czym niespecjalnie się jarałem. Znacie to - docenianie po stracie. 

Nie jest idealnie

I choć cenię Apple Music, to zdecydowanie nie jest to perfekcyjne rozwiązanie. Tak samo, jak Spotify nim nie było, tak i tutaj dostrzegam sporo braków. Przede wszystkim pragnę jednak zaznaczyć, że nie zamierzam wypowiadać się z perspektywy audiofila, albowiem daleko mi do znawcy dźwięku tudzież profesjonalisty w tej dziedzinie. Pozwolę sobie nakreślić wszystko z oczu osoby, która fascynuje się technologią. 

temp_name

Warto tu zacząć od ogromnego minusa, jakim są automatycznie tworzone playlisty pod nasze gusta. Tu algorytm „nadgryzionego jabłka” zdaje się dość mocno skopany. Spotify - choć nie bezbłędny - zdawał się niekiedy czytać w myślach, a wiele z ich odkryć rzeczywiście do mnie trafiało i sprawiało, że poznawałem masę nowych (mniejszych i większych) wykonawców oraz dobrych kawałków. 

W Apple Music niby jakoś tam to działa, ale dość sztywno i bez tej magii, którą oferuje Spotify. Idąc dalej, usługa od gigantów z Cupertino, w porównaniu do poprzedniczki na moim smartfonie, jest znacznie mniej przystępna i intuicyjna. Opcje się nieco mieszają, wyszukiwarka lubi się skopać (i również działa gorzej, niż przy Spotify), a biblioteka - głównie pod kątem polskich artystów - zdaje się nieco wybrakowana. 

Trzecią wadą, która nie daje mi spokoju, jest oddzielna aplikacja do Podcastów od Apple. Na Spotify audycje działały znakomicie. Fantastycznie zapisywał się moment przerwania odtwarzania, odkładanie „na później” było błyskawiczne i banalnie proste, a biblioteka obserwowanych programów została zaprojektowana perfekcyjne. Tu nie dość, że same podcasty nie są częścią Apple Music, to jeszcze korzysta się z nich dużo gorzej.

To co, powrót? 

Jak wspomniałem, nie zamierzam wracać. Pomimo wszystkich tych minusów jest jednak dużo zalet, które przeważają. Głównym czynnikiem jest oczywiście stosunek ceny (bardzo podobna) do zawartości (wiele dodatkowych usług od Apple). Poza tym fenomenalnie działają tu napisy w formie karaoke, dźwięk przestrzenny przy dobrych słuchawkach jest prawdziwym „game changerem”, a wszystko śmiga lepiej z Siri czy Apple Watchem. 

temp_name

Zmiana dała mi jednak pewien ogląd na całą sytuację z zewnątrz - na rynku wciąż brakuje aplikacji, która łączyłaby najlepsze funkcje wszystkich tych, które są już dostępne. Każda ma jakieś plusy i wszystkie mają minusy. Liczyłem, że przesiadka do - subiektywnie patrząc - prawie niezawodnego Apple rzeczywiście taka będzie. Cóż, byłem w błędzie i nie zamierzam sypać brokatu, ażeby udawać, że coś się świeci. 

Na koniec mam pytanie do Was - z której usługi Wy korzystacie? A może preferujecie kupno całych albumów i kawałków, które później są już na zawsze Wasze na telefonach? Nie ukrywam, że bardzo interesuje mnie ta kwestia. Być może pozwoli mi to odkryć odpowiedź na pytanie, czy istnieje aplikacja/subskrypcja bliska perfekcji (dla moich potrzeb). Dotychczas każde rozwiązanie wiązało się z ustępstwami i ważeniem wartości. 

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper