Graliśmy w Battlefield 1 - znajoma wojna, która jeszcze nigdy nie była tak fajna

Graliśmy w Battlefield 1 - znajoma wojna, która jeszcze nigdy nie była tak fajna

Mateusz Gołąb | 13.06.2016, 13:23

Battlefield 1 zachwycił nas od pierwszego zwiastuna. Twórcy postanowili wykorzystać w grze okres historyczny, który daje im ogromny potencjał projektowy. Jak to wygląda w praktyce?

Tutaj dzieją się cuda. Nie jestem wielkim fanem wojennych strzelanek, a Battlefield 1 ma w sobie to coś, dzięki czemu będę teraz niecierpliwie wyczekiwał dnia premiery. Nawet pomimo, że tak naprawdę daleko tej grze do poważnej rewolucji. Zamiast gruntownych zmian otrzymamy tytuł skierowany w bardzo ciekawym kierunku projektowym, który osadzono w wyjątkowo ciekawych realiach historycznych.

Dalsza część tekstu pod wideo

Miałem okazję rozegrać kilka meczów w tradycyjnym trybie Conquest polegającym na przejmowaniu konkretnych miejscówek. Walczyliśmy w dwóch drużynach na mapie St. Quentin Scar położonej w malowniczej Francji trawionej właśnie przez ogień wielkiej wojny. Początek zabawy zwiastuje kalkę z poprzedniczek - wybieramy zestaw broni, ustalamy wygląd żołnierzy i decydujemy się na konkretną klasę postacie. Magia tej gry tkwi jednak w szczegółach.

Chowanie się w okopach ma w sobie bowiem ogromny klimat. Battlefield 1 jest bardzo dynamiczny, ale przy okazji sprawia wrażenie odrobinę wolniejszego od poprzedniczek, co doskonale pasuje do realiów pierwszej wojny. Mówi się, że był to konflikt nastawiony mocno na podchody i faktycznie staraliśmy się w ten sposób zajść naszego wroga, który rozstawiał swoich żołnierzy w strategicznie przemyślanych miejscach. Gdy opór był zbyt duży i mieliśmy problem z przebiciem się przez linię obrony, z pomocą przychodziły nam porozstawiane po mapie moździerze. Celnie wymierzony pocisk powodował, że kryjówka wroga natychmiast obracała się w pył.

Poziom destrukcji w Battlefield 1 jest niesamowity. Ukrywanie się w ceglanym domku nie jest wcale takie bezpieczne, bo w każdej chwili może nam spaść na głowę jakiś zabłąkany pocisk, który zmiecie go z powierzchni ziemi. Nie wspominając już o tym, że przebijający się przez ścianę czołg może zafundować mały zawał serca. Na francuskiej mapie każdą budowlę mogliśmy doszczętnie rozwalić.

Battlefield 1 wyraźnie czerpie z epoki, w której rozgrywa się akcja tego tytułu. Bronie są wolniejsze, długo się przeładowują i często jedynym ratunkiem dla gracza pozostaje cios bagnetem lub siekierką. W grze pojawi się kilka różnych rodzajów innej broni niż palna, co zrekompensuje nam technologiczne zacofanie uzbrojenia tego okresu.

Nie mogło oczywiście zabraknąć pojazdów. W prezentowanym demie mogliśmy zasiąść za sterami dwupłatowców lub czołgów. Wystarczyło wybrać na mapie odpowiedni spawn point przeznaczony dla wybranego przez nas pojazdu i natychmiast materializowaliśmy się za jego sterami. Samoloty wreszcie mają rozsądny system sterowania, a czołgi wyraźnie sprawiają wrażenie mocno ociężałych i niezbyt mobilnych. Z pomocą przychodzą tu inni gracze, którzy mają możliwość stanąć za jednym z kilku działek umieszczonych w pojeździe. Co najfajniejsze możemy bardzo płynnie zamieniać się rolami z naszymi kompanami. Prowadzenie czołgu lub samolotu w Battlefield 1 to ogromna frajda.

W nowej grze pojawia się także nowy typ maszyn zwany "behemoth". Są to największe i najbardziej potężne pojazdy, które pojawiają się na mapie, gdy spełnimy konkretne wymagania. W przypadku St. Quentin Scar był to ogromny Zeppelin, którym drużyna może skutecznie siać postrach wśród zastępów przeciwnika. Nic nie jest tak satysfakcjonujące jak podniebny kolos, który stojąc w płomieniach zmierza w kierunku ziemi.

Gra, naturalnie, działa na silniku Frostbite i widać to na każdym kroku. Począwszy od przepięknych wybuchów i dymu, a na pojedynczych cegiełkach skończywszy. Warto jeszcze odnotować, że warunki pogodowe faktycznie zmieniają się dynamicznie, co ma wpływ na wiele aspektów rozgrywki, takich jak widoczność, czy sterowność poszczególnych pojazdów.

Battlefield 1 może okazać się grą, która otworzy serię na nowego odbiorcę, takiego jak ja. Tymczasem wieloletni fani marki, ze względu na znajome podstawy rozgrywki, nie powinni poczuć się zdezorientowani w mechanice. To mocno klasyczny Batllefield, ale z kilkoma poważnymi "zwrotami akcji", które skutecznie sprawiają, że trudno będzie go pomylić z innymi strzelankami.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper