Graliśmy w Hitman - udany miks starego z nowym

Graliśmy w Hitman - udany miks starego z nowym

Igor Chrzanowski | 17.02.2016, 10:00

Oficjalne beta testy najnowszych przygód Agenta 47 są już za nami, przyszła więc pora aby przyjrzeć się jednej z tych tegorocznych premier, które będą wywoływać bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony mamy bardzo kontrowersyjny model dystrybucji gry, opierający się o jej epizodyczność. Co czeka nas z drugiej? Sprawdźmy!

Od premiery ostatniej dużej części cyklu minęły już niespełna cztery lata, przez które ekipa IO Interactive ciężko pracowała nad tym, aby swoją najnowszą produkcją zadowolić nie tylko fanów legendarnego zabójcy, lecz także aby przeprowadzić w całej branży nie małą rewolucję. Gdy po raz pierwszy zapowiedziano Hitman (2016) obiecywano nam, że seria powróci nieco do swojej klasycznej formy, oferując graczowi sporych rozmiarów otwarte lokacje, gdzie będziemy mieli do dyspozycji dziesiątki sposobów na wykończenie naszego celu.

Dalsza część tekstu pod wideo

I już na samym wstępie trzeba przyznać, że nie blefowano. Swoiste demo gry, w które mieliśmy okazję pograć w weekend, prezentuje graczom wstęp fabularny do całej sagi, jaką poznamy na przestrzeni najbliższych lat. Całość ma miejsce 20 lat przed właściwymi wydarzeniami z dalszych odcinków i ukazuje nam początki współpracy łysego przyjemniaczka z Dianą oraz Agencją.

Do dyspozycji zostały nam oddane jedynie dwie misje, rozgrywające się niestety w trochę małych miejscówkach – pierwszą z nich był luksusowy jacht (do zrobienia aż 2 razy), drugą zaś sowiecka baza na Kubie. Obie jako inscenizacje w bazie Agencji, która w ten sposób chciała przetestować umiejętności nowo poznanego jegomościa.

Gameplayowo tytuł łączy w sobie mechaniki znane nam z Hitman: Rozgrzeszenie, ze swobodą jaką dawały nam jego poprzedniczki. Trening objaśnia nam podstawowe zasady gry, pokazuje jak dobierać ścieżki, obserwować cel, gdzie się ukryć, a także na co warto zwrócić uwagę. Każde zadanie rozpoczynamy w punkcie startu, w którym może być, lecz nie musi, kilka przydatnych przedmiotów, mogących nam znacznie pomóc w wykonaniu misji. Dla przykładu przed wejściem na statek mogłem zabrać ze sobą monety, wytrych, ładunek wybuchowy, a nawet karabin bądź strzelbę.

Nauczony już doświadczeniem z misji szkoleniowej, zostałem drugi raz wrzucony w to samo miejsce, aby zabić wyznaczonego osobnika w inny sposób. Wtedy już nikt mi nie pokazywał gdzie iść. Mogłem zrobić co chcę i jak chcę – wszystko, byleby dotrzeć do celu i go zlikwidować.

A metod na to jest bezliku – wchodząc w menu w zakładkę Wyzwań, mamy podane jedynie kilka z dostępnych możliwości, za zrobienie których otrzymamy bonus do ostatecznego wyniku, wysyłanego przez system do rankingu. Na samym tylko jachcie mogłem niejakiego Kalvina Rittera udusić, otruć, utopić w kiblu, postrzelić, wysadzić, zrzucić za burtę, a nawet przygnieść ciężkim elementem puszczanym z wyższego piętra. Dodatkowo na pokład mogłem wejść od tyłu z wytrychem, frontem w przebraniu mundurowego, bądź bokiem jako obsługa techniczna.

Tradycyjnie premiowane jest liczne zmienianie ciuchów, jak największa finezja w morderstwie, chowanie wszystkich dowodów oraz zmylenie strażników tak, aby nawet raz nas nie zauważyli.

W odróżnieniu od Rozgrzeszenia, tym razem nasz „instynkt” jest nieograniczony, a postacie, które mogą nas zdemaskować jako obcego, są oznaczone białymi kropkami. Zwykła załoga się z nami przywita, zagadnie, skomplementuje, lecz ktoś wyżej postawiony, już zareaguje na naszą obecność. Wtedy to nie raz usłyszycie „Kim Pan jest?”, „Proszę się zatrzymać!”, „Nie znam Cię, jesteś nowy?”.

Aby tego było mało, w dane miejsca dostaniemy się tylko i wyłącznie w odpowiednim przebraniu. Chcesz wejść na poziom VIP? Musisz być albo strażnikiem, albo kucharzem. Zwykłego robola nikt tam nie wpuści.

Drugie zadanie dostępne w grze dawało mi jeszcze więcej opcji. Tym razem musiałem zatłuc amerykańskiego mistrza szachowego, który był jednocześnie tajnym agentem ZSRR. Aby dostać się do bazy musiałem się oczywiście zakraść, lecz po drodze gra pokazała mi swoją nową mechanikę – podsłuchiwanie ważnych rozmów. Spokojnie przemykając za samochodami usłyszałem, iż nasz mózgowiec planuje odlecieć stąd myśliwcem. Wtedy to interfejs zaproponował, że podpowie mi co zrobić, aby wykorzystać tę możliwość – zgadzając się uruchomiłem sesję skryptowanych punktów docelowych, podążając którymi unieszkodliwiłem maszynę tak, że blondas nie miał szansy na ucieczkę przed śmiercią.

Następnie znalazłem informację, że agent czeka na rozmowę z przełożonymi. Jaką drogę otworzyłem wtedy? Odwróciłem uwagę żołnierzy uruchomieniem pokazu slajdów, poszedłem do pokoju obok, zabiłem oficera KGB gdy został sam oraz poprosiłem swój "cel", aby poszedł ze mną do stacji radiowej, gdzie po cichu mogłem go udusić.

Najnowszy Hitman pozwala nam bawić się również kreatywnie z lekkim przymrużeniem oka. Jak? No właśnie możliwością utopienia kogoś w toalecie, zatrucia ruskowi szklanki wódki, wywołaniem potrzeby zbliżenia z "tronem" trutką na szczury, bądź zaaranżowaniem „przypadkowego” lotu w kosmos z kokpitu myśliwca.

Wiele czynności takich jak poruszanie się, duszenie, strzelanie, a także chowanie się, jest niemalże przekopiowane z poprzedniej części gry – bo po co zmieniać coś, co działało dobrze. Jedyne większe zmiany dotknęły nasz ekwipunek. Tutaj zamiast czterech opcji do wyboru, mamy pełne menu, nieco przypominające mi to znane chociażby z pierwszego Tomb Raidera – wszystkie przedmioty ułożone w kółko, z którego wybieramy jeden. Ten możemy oczywiście wyjmować i chować za pomocą górnej strzałki – dolną zaś item wyrzucamy.

Minimalnie usprawniono także wyglądanie z kryjówek. Teraz zamiast wciskać L2, by bezpiecznie wyjrzeć, musimy manewrować prawą gałką, dzięki czemu rozejrzymy się lepiej niż poprzednio po okolicy.

Niestety, nie obyło się też bez błędów – nie za bardzo mających wpływ na samą rozgrywkę, lecz potrafiących nieźle rozbawić. Raz, gdy zabiłem palącego strażnika, ten nagle zaczął pośmiertnie dymić z ust podczas akcji ukrywania zwłok, efektem czego było to, że szafka również wydzielała papierosową chmurkę. W innym przypadku, gdy trochę za głośno zabiłem żołnierza, jego koledzy wpadli do pokoju i zaczęli strzelać. W miejsce, w którym przebywałem jakieś 3 minuty wcześniej i zdążyłem udać się już do sąsiedniej łazienki.

Czy zatem Hitman (2016) będzie wart naszej uwagi? Zdecydowanie tak. Jak w domu poczują się tu zarówno fani klasycznych odsłon, którzy poczuli się zawiedzeni swoistą liniowością poprzedniczki, a także ci, którzy pokochali mechanikę Rozgrzeszenia oraz nowe rozwiązania, jakie tytuł wniósł do zabawy.

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper