Recenzja filmu Deadpool - kapitan Deadpool masakruje!

Recenzja filmu Deadpool - kapitan Deadpool masakruje!

Dawid Muszyński | 12.02.2016, 15:39

Niektórzy z was znają Deadpoola z komiksów Marvela, inni z tragicznego „X-Men Geneza: Wolverine”, a jeszcze inni ze zwariowanego filmiku zrobionego przez Ryana Reynoldsa, który miał skłonić 20th Century Fox do wyłożenia kasy na ten projekt. Tak czy inaczej jest to jedna z najbardziej oczekiwanych ekranizacji tego roku.

Fabuła nie jest ani nowatorska, ani szczególnie oryginalna, bo obserwujemy na swój sposób typowy origine, czyli historię o tym, jak rodzi się superbohater. Wade Wilson (Ryan Reynolds) - niegdyś agent służb specjalnych, a obecnie najemnik - poddany zostaje eksperymentowi mającemu wyleczyć go z raka. W jego wyniku zostaje oszpecony, ale też nabywa niezwykłych mocy samouzdrawiania. Jak nie trudno się domyślić taki obrót sprawy niezbyt przypada mu do gustu, więc postanawia zemścić się na gościach, którzy tak go urządzili. Reżyser tym samym postanowił się kompletnie odciąć od wydarzeń z "X-Men Geneza: Wolverine" udając, że się nigdy nie wydarzyły. Wpisuje się to w pewien trend rozpoczęty przez "X-men: Przeszłość, która nadejdzie", który zrestartował całe Universum.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie powiem, gdy na początku usłyszałem, że Ryan Reynolds ma wcielić się ponownie w Deadpoola, to nie wydawało mi się to dobrym pomysłem. To w końcu gość, który już raz spaprał tę postać, a także wywrócił się na Zielonej Latarni. Jednak okazało się, że jeśli damy temu komikowi wolną rękę, to dosłownie stanie się Deadpoolem. Obaj Panowie mają nawet to samo zwariowane poczucie humoru. Od czasu Hugh Jackmana jako Wolverina, nie widziałem innego aktora, który aż tak zespolił się z postacią, którą przychodzi mu grać. Zresztą Reynolds wykazuje się dość rzadką u aktorów samokrytyką, wyśmiewając swoje poprzednie kreacje w dość brutalny sposób. Przyglądajcie się z uwagą temu, co się dzieje na drugim i trzecim planie, bo twórcy ukryli tam wiele smaczków dla miłośników komiksów i nie tylko. Wypatrujcie również kolejnego cameo Stana Lee, który postanowił je chyba kolekcjonować. Jeśli jednak nie jesteście wielkimi fanami Marvela, to trochę potrwa nim zaakceptujecie szaleństwo, które rozgrywa się na ekranie.

Film można podzielić na trzy części. Pierwsza to w sumie rozwinięta wersja, próbnego filmiku przygotowanego przez Ryana dla wytwórni. Jestem przekonany, że usatysfakcjonuje ona hardcore’owych fanów tego bohatera. Mamy tu mnóstwo akcji, trupów, krwi i zwariowanego, bardzo specyficznego humoru. Często opiera na przebijaniu czwartej ściany (Deadpool komentuje rzeczy, zwracając się bezpośrednio do widzów, odwołując się do rzeczywistości, jak choćby trylogii „Uprowadzona”). Na tle innych filmów opartych na komiksach „Deadpool” jest unikalny. Nie da się go porównać do czegokolwiek innego. Już w pierwszych minutach zobaczymy masakrę na autostradzie oraz występ gościnny dwóch członków grupy X-Men: Colossusa i Negasonic Teenage Warhead. W przypadku tego giganta ze stali doszło do zmiany aktora. Grającego dotychczas tę rolę Daniela Cudmore’a, zastąpił Stefan Kapicic i jest to bardzo dobra zmiana. Colossus w końcu nabrał postury, jaką znamy z komiksu. Jest wielkim, ociężałym, dobrodusznym gościem z ciosem posyłającym wrogów na odległość kilku kilometrów i mocnym rosyjskim akcentem.

Druga część to trochę nudnawa opowieść o tym, co się wydarzyło w życiu Wade’a Wilsona nim stał się Deadpoolem, przez co rozpędzona wcześniej akcja trochę siada. Pojawia się dość silny wątek miłosny, który na pewno trafi do żeńskiej części widowni, a i męska będzie się dobrze bawiła, patrząc na przepiękną Morenę Baccarin. Może dlatego film jest tak mocno promowany jako idealny na walentynkową randkę w kinie. I słusznie.

Trzecia odsłona to już wielki finał wyśmiewający ograne schematy superbohaterskiego kina i wywracający je do góry nogami. Można w nim zobaczyć chociażby parodię walki z ostatniej sceny „Kapitana Ameryki: Zimowy Żołnierz”.

Doczekaliśmy się również w końcu fajnych czarnych charakterów. Po dość przeciętnym Yellowjacketcie z „Ant-Mana” i mdłym Ronanie ze „Strażników Galaktyki” dostajemy kogoś godnego uwagi. Gina Carano jest idealną Angel Dust potrafiącą spuścić łomot nawet Colossusowi i to wcale nie w czysty sposób. Ed Skrein jako Ajax też wypada nieźle. Jest znakomitym zrównoważeniem dla szalonego Deadpoola. Jego pewność siebie i cwaniactwo potrafi wzbudzić negatywne emocje u widzów, dzięki czemu jeszcze bardziej cieszą się z faktu, że Deadpool bierze go na celownik. I to nie raz.

Reżyser Tim Miller wziął przykład ze „Strażników Galaktyki” i z soundtracku zrobił dodatkowy walor swojego filmu. Każdy kawałek jest tu idealnie dobrany i świetnie podbija klimat odgrywanych scen. Niekiedy działa nawet lepiej niż wypowiadane przez głównego bohatera żarty. Chętnie sięgnę po niego, gdy tylko wyjdzie na CD.

„Deadpool” to jedna z lepszych ekranizacji komiksowych, jakie dotąd widziałem i trudno będzie ją przebić. Wydaje mi się, że może się to udać jedynie „Suicide Squad”, ale to się okaże dopiero w sierpniu. Tym bardziej cieszy fakt, że 20th Century Fox już zapowiedziało, że bohater z niewyparzonym językiem dostaje zielone światło na kolejną przygodę. I to z większym budżetem.

P.S. Radzę zostać do końca napisów, bo jak to u Marvela bywa, czekają na was dwie ukryte sceny.

+ humor, humor, humor
+ Ryan Reynolds jako Deadpool
+ przebicie czwartej ściany

- kilka nietrafionych żartów
- brak jednej z zapowiadanych postaci

Ocena: 8/10

Dawid Muszyński Strona autora
cropper