Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Grubo ciosana metafora

Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Grubo ciosana metafora

Piotrek Kamiński | 16.01.2022, 21:02

Główna bohaterka, Alexia, została w pewnym sensie zepsuta przez swojego ojca, skutkiem czego nie potrafi nawiązywać zdrowych relacji z ludźmi, nie przeżywa emocji tak, jak większość społeczeństwa. Spirala nieszczęść, którą sama nakręca zmusza ją w końcu do zmiany. Dużej zmiany.

Julia Ducournau nie berze jeńców, oferując widzom relatywnie prostą historię, ale opowiedzianą językiem kina grozy. Jej główna bohaterka, Alexia (Agathe Rousselle) zawsze była inna, a stan ten tylko pogłębił się, po tym jak na skutek połączenia nieodpowiedzialnego zachowania jej i jej ojca, doznała wymagających operacji i wszczepienia tytanowego implantu uszczerbku na zdrowiu. Od tej pory nigdy nie była już zwyczajną osobą. W sposób inny od większości ludzi rozumowała i kochała, nie nawiązując w zasadzie żadnych istotnych relacji na przestrzeni całego swojego życia, a bodźce, które u reszty świata wywołują seksualne podniecenie, u niej owocują chęcią mordu. Tak niestandardowe hobby musi wiązać się jednak z pewnymi konsekwencjami, więc Alexia zmuszona jest poczynić zmiany, które ostatecznie zmienią ją jako osobę i wprowadzą możliwość spojrzenia na świat w choć odrobinę inny sposób.

Dalsza część tekstu pod wideo

Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Przedstawienie jednej aktorki

Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Grubo ciosana metafora

Wierzchnia warstwa "Titane" jest, przepraszam za wyrażenie, popieprzona do granic możliwości. Główna bohaterka przez większą część filmu chodzi z ciążowym brzuchem, którego nabawiła się uprawiając seks z... samochodem. Od czasu do czasu z waginy cieknie jej olej napędowy, a dziecko zdaje się posiadać pracujące cylindry. Sytuacja jest tak kompletnie odrealniona, że ma się wrażenie, jakby oglądało się Lyncha, albo Cronenberga, z tą różnicą, że nikt nie wydaje się być choćby w najmniejszym stopniu zdziwiony czarnym kolorem płynów rodnych, ani żadnym innym, kompletnie odjechanym detalem.

Widz nigdy nie jest do końca pewien, czy ogląda prawdziwe zdarzenia, czy efekt psychozy głównej bohaterki, w czym pomaga nieziemsko magnetyczna kreacja aktorki wcielającej się w główną bohaterkę. Dziewczyna jest jak kameleon jeśli chodzi o wygląd, natomiast jej zachowanie od początku do końca wrzuca widzowi ciarki na plecy. To puste spojrzenie, kompletny brak pewności co do tego jakie emocje kryją się za jej oczami, nagłe wybuchy zupełnie skrajnych odczuć. Rousselle nakazuje publiczności patrzeć na siebie i doskonale wie, że jest na co patrzeć. I nie mówię tu o jej nagim ciele, z którym zaznajomimy się zapewne bardziej, niż będzie to komfortowe dla części publiczności.

Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Po co to wszystko?

Titane (2021) - recenzja filmu [Nowe horyzonty]. Grubo ciosana metafora

Dzisiejszy film będzie dla sporej części publiczności ciężkim orzechem do zgryzienia. Pełno w nim przemocy, niezrozumiałych motywów i największego wroga ludzi odpowiedzialnych za kategorie wiekowe - nagości. Nie są to jednak tanie zagrywki, mające zaintrygować widza na odpowiednio długi czas, tak żeby nie wyszedł z kina przed napisami końcowymi. To środki przekazu budujące historię, nawiązujące do szerszego kontekstu, niezbędne. Film otwiera seria zmysłowych zbliżeń na elementy mechaniczne samochodu. I to dosłownie zmysłowych.

Kamera wije się wokół nich jakby były seksowne, pociągające. Nie jest to jedynie dziwny fetysz reżyserki, ale ważne nawiązanie do głównego tematu całego filmu. Bo prawda jest taka, że Alexia uprawia seks z maszynami, ponieważ są zimne i nieczułe - jak ona, co symbolizuje tytanowy implant w jej głowie. Nie potrafi nawiązywać zdrowych, długotrwałych relacji z innymi ludźmi, ograniczając się zamiast tego do krótkich zderzeń opartych wyłącznie na cielesnej przyjemności - mechanicznej stronie seksu. Metafora jak najbardziej trafna i dobrze odzwierciedlająca dzisiejsze społeczeństwo, ale ostatecznie będąca jedynie narzędziem pozwalającym ubarwić historię, która bez tego byłaby... trochę nieistniejąca.

Tytuł "Titane" to po prostu nasz polski tytan - niezwykle wytrzymały metal. Jest to również nawiązanie do transhumanizmu, a jeśli się nad tym zastanowić również transpłciowości głównej bohaterki. Zastanawiałem się w trakcie seansu do czego to wszystko zmierza, jaki jest ostateczny cel scenariusza. Okazało się, że żaden. "Titane" to bardzo podstawowa historia, obleczona w szaty horroru dla zwrócenia na siebie uwagi. Pięknie nakręcona, fenomenalnie zagrana, ale ostatecznie nijaka i pozostawiająca widza z solidnym niedosytem. Zdecydowanie warto sprawdzić choćby dla samej kreacji gwiazdy filmu i pięknych, choć jednocześnie przerażających kadrów Rubena Impensa, lecz wątpię abym za rok pamiętał, że w ogóle go oglądałem. 
 

Atuty

  • Wygląda i brzmi fenomenalnie;
  • Obłędna kreacja Agathe Rousselle;
  • Trafna, przemyślana metafora.

Wady

  • Jeśli zabrać senny, nierealny klimat i niemalże baśniowe elementy, zostajemy z nijaką historią bez wyrazu.

"Titane" zrobił wrażenie na ogóle krytyków. Ciężko się dziwić, ponieważ film ma dokładnie wszystkie te elementy, na których im zależy. Jest odważny wizualnie, zbudowany w całości na metaforze, oparty na genialnym występie jednej aktorki. Niestety, jeśli chodzi o treść, wypada bardzo standardowo.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper