Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Banda popaprańców

Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Banda popaprańców

Iza Łęcka | 08.01.2022, 18:00

nowego spojrzenia na antagonistów DC, którzy zostają zmuszeni do podjęcia morderczej misji. Obecnie możemy sprawdzić w domowym zaciszu, jak Harley Quinn, Bloodsport, Peacemaker i King Shark w wizji Jamesa Gunna radzą sobie z wyzwaniem. Zapraszam do recenzji edycji Blu-ray „Legion Samobójców: The Suicide Squad”.

Po fatalnie przyjętym „Legionie Samobójców” z 2016 roku Warner Bros. nieco musiało zmienić plany, wprowadzając pewne modyfikacje w następnym projekcie spod znaku szalonej ekipy wyrzutków walczących z jeszcze gorszymi zwyrodnialcami. Mimo iż mogło się zdawać, że widowisko trafiło do szuflady, poszukiwania reżysera nadal trwały – gdy w 2018 roku do opinii publicznej przedostała się informacja o angażu Jamesa Gunna jako potencjalnego reżysera, część widzów zamarło, natomiast inna grupa zdecydowanie przyklasnęła pomysłowi. Jako twórca scenariusza Gunn zdecydował się mocno namieszać i poukładać historię zgodnie z własnymi upodobaniami. Jeszcze przed premierą „Legionu Samobójców: The Suicide Squad” sporo mówiło się o swobodzie kreatywnej filmowca, który zdradził, że widowisko będzie niezwykle brutalne: trup ściele się gęsto, hektolitry juchy niemal wylewają się z ekranu, do tego nie brakuje starcia z gigantycznym, przerażającym stworem.

Dalsza część tekstu pod wideo

Przedstawienie bohaterów, niebanalny, choć całkiem specyficzny, humor i koncepcja estetyczna filmu ze złolami w roli głównej zostały całkiem ciepło przyjęte przez krytyków – nowy Legion osiągnął solidną średnią na poziomie 77% (Metacritic) oraz 95% poleceń wśród recenzentów na serwisie Rotten Tomatoes. Wraz z pochlebnymi opiniami na temat nieoczywistego powrotu Harley Quinn i reszty nie poszły jednak pieniądze. Oprócz kinowej premiery widowisko znalazło się również w bibliotece HBO Max, co w dobie pandemicznych realiów zaważyło na rezultacie w box office. Przy budżecie sięgającym ponad 185 mln dolarów (i jeszcze dodatkowych 100 mln przeznaczonych na reklamę) wyniki w kasach biletowych wcale nie były zadowalające. Co więcej, w weekend otwarcia „Legion Samobójców: The Suicide Squad” zobaczyło ponad 2,8 mln gospodarstw domowych na nowej platformie – natomiast w USA pozycja zarobiła 26,5 mln dolarów. Ostatecznie mówi się o zysku sięgającym 167,4 mln dolarów.

Opinie redakcji o Legion Samobójców: The Suicide Squad

Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Banda popaprańców

Jędrzej:

Tytuł recenzji, muszę przyznać, jest oczywiście złośliwością trochę na wyrost, bowiem wiadomo, że Legion samobójców z 2016 roku w jego reżyserii został mocno przemontowany i końcowa wersja odbiegała od wizji twórcy. Tym niemniej był to jeden z najgorszych filmów należących do uniwersum DC, w związku z czym nie wiązałem wielkich nadziei z nowym podejściem. Tym, co sprawiło, że jakkolwiek zaciekawiła mnie ta produkcja był fakt, że tym razem z kamerą stanął James Gunn, odpowiadający za dwie części Strażników Galaktyki, chwilowo zwolniony przez Disneya.

Od razu trzeba też powiedzieć, że Legion samobójców: The Suicide Squad trudno traktować jako kontynuację filmu z 2016 roku. Z poprzedniej drużyny więcej czasu dostają tylko Rick Flag i Harley Quinn, w żaden sposób nikt się tu też nie odnosi do tego, co wydarzyło się jakiś czas temu. Nie jest to oczywiście żaden problem, po prostu uprzedzam. Wizja Gunna przypadła mi do gustu o wiele bardziej, niż to, co zaprezentował Ayer. Gunn, jak łatwo można było przewidzieć, poszedł w komedię i jazdę bez trzymanki. Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Okej, jeśli Snyder chce/chciał, by DCEU było super poważne, niech mu będzie, ale tego typu filmy, które – dodajmy – na nic tak naprawdę fabularnie nie wpływają i z niczym się nie łączą – spokojnie mogą stanowić czystą rozrywkę. Zwłaszcza teraz, gdy w zasadzie nie wiadomo, czy jest w ogóle jakieś uniwersum DC.

Gunn idzie nie tylko w komedię, chociaż zapewniam, że jest ona w zdecydowanej większości niesamowicie udana. Podobnie, jak to było w Strażnikach Galaktyki, spędza sporo czasu przy wątku rodziny, tej biologicznej i tej z wyboru. No i dostał zielone światło, żeby jednocześnie wszystko to było bardzo krwawe. Nie wiem, czy Legion samobójców: The Suicide Squad ma kategorię wiekową R, ale zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Tak więc żarty latają na okrągło, jucha leje się hektolitrami, co w połączeniu daje czystą frajdę i cieszenie się kinem.

Ocena: 8,5

Sprawdźcie całą recenzję

Iza:

„Jazda bez trzymanki” - tymi słowami chyba najlepiej można podsumować najnowszy projekt Jamesa Gunna, który otrzymał od Warner Bros. spory kredyt zaufania i swobodę twórczą, podejmując się stworzenia nowego „Legionu Samobójców”. W obliczu wcześniejszej wpadki wizerunkowej i zerwania kontraktu przez Disneya, już od pierwszych ujęć recenzowanego filmu dało się odczuć, że twórca składa zdecydowane zapewnienie: „Tak powinny wyglądać produkcje o superbohaterach”. Oj, udało mu się bardzo mocno namieszać, jednak wszelkie zastosowane zmiany przyniosły naprawdę dobry skutek. Głównymi bohaterami filmu są Harley Quinn, Peacemaker, Bloodsport oraz reszta raczej drugoplanowych zwyroli wyruszających na samobójczą misję z polecenia Amandy Waller. Celem jest wyspa Corto Maltese, na której od lat jest rozwijany tajemniczy, złowrogi Projekt Rozgwiazda. Całości grupy przewodzi (choć to nad wyrost powiedziane) Rick Flag. Z biegiem czasu oraz w obliczu coraz większych trudności zadanie nie wydaje się jednak aż tak oczywiste...

James Gunn wziął się za bary z marką, której powrót wcale nie należał do najłatwiejszych i zrobił to w typowy dla siebie sposób: łącząc znakomitą pracę kamery, szybkie sceny walki oraz efekty specjalne z ostrym jak brzytwa humorem i przemocą. Kategoria R nie wydaje się tutaj bez znaczenia: możemy mieć pewność, że u Disneya takie kino by nie przeszło. Warner Bros. jednak podjęło ryzyko i może się pochwalić naprawdę dobrą produkcją, w której wiele aspektów po prostu przyzwoicie się ze sobą spina, tworząc spójną całość, a co najważniejsze: bardzo solidną dawkę rozrywki. Ponad 2 godziny seansu mijają szybko, a na aktorów występujących na ekranie chce się patrzeć, choć niektóre ich kreacje aż ociekają kiczem i tandetą. Trzeba przyznać, że wybór castingowy okazał się naprawdę celny – w wielu materiałach zakulisowych twórcy podkreślali, że część postaci zostało napisanych z myślą o konkretnych aktorach, a część pomysłów udało się zrealizować z zadowalającym efektem. Ale ta ekipa jest totalnie niedopasowana i szalona! W moim odczuciu prym wiedzie Margot Robbie, która bardzo dobrze czuje się w skórze Harley, jednak kroku jej nie odstępują Idris Elba, John Cena i Peter Capaldi. Nikogo nie powinno dziwić, że włodarze Warner Media idą o krok dalej i rozszerzają uniwersum DC o historię poświęconą Peacemakerowi. Widowisko Gunna tylko podkręciło moje zainteresowanie serialem i sprawiło, że czekam na premierę z wywalonym jęzorem.

Połączenie akcji, niezwykle brutalnych i krwawych scen oraz humoru ma kilka słabszych momentów, kiedy akcja stanowczo zwalnia. Jeżeli jednak jesteście entuzjastami DC i lubicie szaleństwa głównego twórcy, na „Legion Samobójców: The Suicide Squad” nie powinniście narzekać. W dobie ostatnich widowisk o herosach produkcja nieco zaskakuje i wysuwa się na pierwszy plan – szkoda jednak, że nie było jej dane zdobyć większego zainteresowania wśród widzów w kinach...

Ocena: 8

Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Standardowy pakiet

Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Banda popaprańców

Przystępując do seansu z nowym Legionem Samobójców nastawiłam się na zakręcone materiały dodatkowe – i wcale się nie pomyliłam. Filmiki należą raczej do „standardowego pakietu”, w końcu znajdziemy tutaj wiele zakulisowych materiałów: gagi, niewykorzystane sceny, jak również ich wersje rozszerzone oraz smaczki dotyczące prac na planie. Twórcy nie zapomnieli także o komentarzu reżysera – niewątpliwie James Gunn jest gwiazdą całego przedsięwzięcia, która kierowała zespołem podążającym za jego wizją i pomysłami krok w krok. Zarówno aktorzy, jak i ekipa filmowa niemal całkowicie zawierzyli reżyserowi, a przyniosło to naprawdę dobry skutek. Jednocześnie dzięki wszelkim dodatkom wiemy, że wszyscy bawili się kapitalnie, choć w trakcie procesu produkcyjnego nie brakowało kilku znaczących wyzwań. W „Jak James Gunn stworzył Starro z Legionu Samobójców: To cholerny kaiju!” poznajemy kilka aspektów związanych z kluczowym potworem z kosmosu, który okazuje się ogromnym zagrożeniem nie tylko dla głównych rzezimieszków. Jego niedorzeczny wygląd, sposób poruszania się i przeniesienie na ekran było efektem prac wielu filmowców, grafików i specjalistów od efektów specjalnych. Ci nie nudzili się również przy tworzeniu King Sharka, którego obraz w wizji Gunna nieco różni się od przedstawionego na łamach komiksów.

W moim odczuciu największymi atrakcjami edycji Blu-ray są materiały skupiające się na pomyśle stworzenia Legionu Samobójców oraz osobie Jamesa Gunna, który w trakcie filmiku został określony mianem „totalnego fanboja”. On nie bał się namieszać i miał wpływ na każdy aspekt widowiska – wypowiedzi odpowiedzialnej za stroje Judianny Makovsky potwierdzają, jak wiele uwagi przykładano do bardzo dokładnej prezentacji bohaterów, nawet jeżeli mieli oni być na ekranie tylko kilka minut. Wisienką na torcie są utrzymane w stylistyce retro zwiastuny przedstawiające film – w stylu wojennym, horroru oraz historii o kumplach – będące kwintesencją poczucia humoru, jakim odznacza się nowa produkcja ze stajni DC. Poznanie wszystkich dodatków zajmie Wam około godziny, lecz jeśli jesteście fanami twórczości amerykańskiego filmowca, nie powinniście z nich rezygnować. To bardzo wartościowe rozmowy z doświadczonymi twórcami i aktorami zaangażowanymi w projekt.

Recenzowana wersja Blu-ray „Legionu Samobójców: The Suicide Squad” odznacza się dobrą jakością obrazu. Powiedzmy sobie szczerze, że spora w tym zasługa nie tylko przyjętego formatu (1080p High Definition 16x9 1.85:1), ale również zastosowanej w widowisku kolorystyki i dość wysokiego kontrastu dodanego do poszczególnych scen. Całość wrażeń dopełnia dźwięk Dolby Atmos-TrueHD, który szczególnie w ujęciach walki, a tych przecież nie brakuje, jest mocno odczuwalny. Momentami czujemy, jakbyśmy byli w samym środku akcji. Podsumowując, omawiana przeze mnie edycja to bardzo przyzwoity komplet przygotowany z myślą o widzach, preferujących w domowym zaciszu i przy odpowiednim sprzęcie poznawać kinowe hity. Superbohaterskie kino otrzymało kolejne widowisko, przy którym można bawić się naprawdę dobrze, a materiały zza kulis okażą się cennym zbiorem dla sympatyków Jamesa Gunna.

Ocena wydania Blu-ray: 8
 

Legion Samobójców: The Suicide Squad (2021) – recenzja wydania Blu-ray [Galapagos]. Banda popaprańców
Wytwórnia: Warner Bros.
Gatunek: akcja, science fiction
Reżyser: James Gunn
Rok produkcji: 2021
Kraj produkcji: USA
Czas trwania filmu: 132 min.
Wersja wydania: 1
Wersje językowe filmu: polska, angielska, hiszpańska, węgierska, czeska, hindi
Dźwięk wersji oryginalnej filmu: Dolby Atmos TrueHD
Napisy: rumuńskie, chińskie, koreańskie, polskie, węgierskie, bułgarskie, czeskie, greckie, duńskie, fińskie, norweskie, szwedzkie, hiszpańskie
Wersja dla niesłyszących: Angielska

Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper