Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Druga szansa

Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Druga szansa

Iza Łęcka | 27.12.2021, 21:00

Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, by ochronić najbliższych przed cierpieniem i stratą? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć najnowszy film dostępny na Apple TV+. W „Łabędzim śpiewie” po raz kolejny doświadczymy bardzo efektownej kreacji Mahershala Ali. Zapraszam do recenzji filmu.

Rzecz się dzieje w niedalekiej przyszłości. Choć na pierwszy rzut oka codzienność głównego bohatera wydaje się niezwykle podobna do naszej, już po kilku chwilach zauważymy, że Cameron Turner wraz z rodziną funkcjonuje w świecie zdominowanym przez wysoko rozwiniętą technologię. Kamery umiejscowione w szkłach kontaktowych, samo prowadzące się samochody czy komputery, telefony funkcjonujące wyłącznie jako interfejsy dają jednak jasno do zrozumienia, że postęp technologiczny znacząco ruszył z kopyta. Pokłosiem rozwoju jest również możliwość wykorzystania klona, swojego osobistego duplikatu, który będzie posiadał nasze wspomnienia, system wartości i osobowość. Z tej opcji planuje skorzystać główny bohater.

Dalsza część tekstu pod wideo

Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Czy można ochronić bliskich przed żalem po stracie?

Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Druga szansa

Cameron Turner (Mahershala Ali) jest cenionym grafikiem, kochającym mężem i ojcem, który wiedzie całkiem przyzwoite życie. Jego towarzyszką jest Poppy (Naomie Harris), uzdolniona muzyczka pracująca z niepełnosprawnymi dzieciakami. Para wspólnie wychowuje kilkuletniego syna, a ich związek wydaje się bardzo udany. Mężczyzna skrywa jednak pewną tajemnicę – od dłuższego czasu choruje na nieuleczalną chorobę, lecz boi się przyznać ukochanej. Pragnąc ochronić bliskich przed smutkiem związanym ze swoją nieuchronną śmiercią, postanawia skorzystać z pewnej opcji. Dr Jo Scott (Glenn Close) opracowała „eksperymentalną terapię”, dzięki której zamiast Camerona w życie jego rodziny wkroczy „identyczny duplikat” – klon pozbawiony problemów zdrowotnych, któremu przekazywane są wszystkie cechy oryginału. W tym całkiem wygodnym układzie tkwi kilka szkopułów: rodzina chorego nie może dowiedzieć się o procesie, ostatnie dni Cameron spędzi w specjalnym ośrodku, natomiast tymczasowo określany imieniem Jack nie będzie wiedział, że jest wyłącznie specjalnie stworzonym bytem.

Już od pierwszych ujęć stylistyka, atmosfera i praca kamery bardzo przypominają „Ex machinę” z 2015 roku, lecz wszystkie te elementy nie powinny nas zwieźć. Dramat science-fiction dostępny na Apple TV+ nie skupia się na wszelkich dokonaniach technologicznych, jak również nie podejmuje polemiki na temat znaczenia istnienia sztucznej inteligencji, androidów czy klonów. Recenzowany „Łabędzi śpiew” to opowieść o przemijaniu, miłości i śmierci, która wydaje się nieunikniona – nawet w świecie zdominowanym przez wysoko rozwiniętą technologię. Na tyle rozwiniętą, że możliwe wydaje się stworzenie identycznego człowieka z naszą świadomością, jednak nieprawdopodobne jest pozbycie się wszystkich istniejących zaburzeń. Dziwne, prawda? Żeby jednak nie psuć sobie seansu nie chciałam rozpatrywać sensowności przyjętego scenariusza napisanego przez reżysera Benjamina Cleary'ego („Jąkała”, „Wave”). Stateczne tempo narracji, dopracowana i niezwykle elegancka realizacja zmuszają widza do głębszego zastanowienia się, czy w obliczu własnego odejścia bylibyśmy w stanie na poświęcenie tego typu.

Twórcy wykorzystują spokojną fabułę, przede wszystkim skupiającą się na Cameronie, jego postrzeganiu własnej śmiertelności i wysiłku opuszczenia rodziny, z jakim chce, ale tak naprawdę nie potrafi sobie poradzić. Mężczyzna boi się, że wyrządzi bliskim krzywdę, wprowadzając do domu swoją replikę, ale jednocześnie nie chce ponownie zmusić ich do przeżywania niewyobrażalnego smutku. W trakcie oglądania filmu nie uświadczymy zbyt wielu zwrotów akcji, sceny retrospekcji wprowadzą nas w codzienność małżeństwa, tragedię, jakiej doświadczyli oraz szczegółów związku z Poppy. Z czasem coraz bardziej przejmujemy punkt widzenia głównego bohatera, a Cleary stara się z niezwykłą dbałością o szczegóły przedstawić rządzące nim przekonania. Mając jednak na tapecie tak emocjonujące doświadczenie jakim jest śmierć reżyser „nie brudzi sobie rąk” nawet najdrobniejszymi wątpliwościami, które nasuwają się w trakcie oglądania „Łabędziego śpiewu”. Przyjęty minimalizm z czasem nieco męczy i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, przez co forma filmu wydaje się zbyt rozdmuchana, monotonna i bez głębszego wyrazu.

Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Czas na pożegnanie

Łabędzi śpiew (2021) – recenzja filmu [Apple TV+]. Druga szansa
Największym atutem produkcji jest występująca w niej obsada. Mahershala Ali bryluje niemal w każdej sytuacji: zarówno podczas scen z Naomie Harris, jak i w trakcie bardzo dramatycznych ujęć, gdy spotyka i jest zmuszony do przebywania ze swoim duplikatem. Cameron i Jack są identyczni, jednak pewne niuanse, drobne gesty i przyjęcie nieco innych postaw, które zostały po mistrzowsku odegrane przez Aliego, sprawiają, że zetknięcie się mężczyzn staje się jeszcze bardziej znaczące. Reszta ekipy, choć zbyt wielu aktorów nie zobaczymy na ekranie, również zadowalająco wywiązuje się ze swojego zadania – Naomie Harris, grając kochającą żonę, wywołuje bardzo pozytywne reakcje, Glenn Close jest niezwykle spokojna, ale również nieco złowieszcza, aktorka zdecydowanie nie otrzymała zbyt wielu okazji do popisu i wykazania się swoimi umiejętnościami aktorskimi. Nieco lżejszego tonu przybierają sceny z udziałem Awkwafiny, która wciela się w wcześniejszą pacjentkę dr Jo Scott. Tak naprawdę wszystkie postacie drugoplanowe stanowią tło dla poczynań Mahershala Ali jako Camerona odbywającego swoją ostatnią podróż, a osobiście chciałam jeszcze mocniej wniknąć w przedstawiony świat i lepiej poznać inne postacie, ich motywacje oraz odczucia. Stanowczo tego brakuje w recenzowanym filmie.

„Łabędzi śpiew” jest obrazem skłaniającym do rozważań, który na długo po seansie pozostał w mojej pamięci. Propozycja miała ogromny potencjał i wiele możliwości do jeszcze mocniejszego zatrzęsienia publiką, wywołania skrajnych emocji, z których jednak nie do końca skorzystano. Przez zastosowane zabiegi odnoszę wrażenie, że Benjamin Cleary nie próbuje dotknąć sedna problemu, jaki porusza, ślizga się po powierzchni tematu śmierci i przemijania, w białych rękawiczkach dotykając tragedii, którą ubiera w ładną, sterylną formę. Niektórzy widzowie będą brnąć o wiele dłużej w przedstawione rozważania, inni nie wytrzymają nawet do połowy seansu.

Film Apple został solidnie zrealizowany, posiada bardzo mocną obsadę (znakomity Mahershala Ali!) i intrygujący scenariusz, w którym nie wszystkie elementy zagrały na 5. Pomimo pewnych niedoskonałości „Łabędzi śpiew” warto sprawdzić i zadać sobie pytanie: „Czy ja byłbym skłonny_a do tak dużego poświęcenia dla dobra moich najbliższych?”

Atuty

  • Realizacja na bardzo wysokim poziomie
  • Znakomita obsada, w której Mahershala Ali gra pierwsze skrzypce,...
  • Klimat produkcji
  • Opowiedziana historia skłania do przemyśleń

Wady

  • Scenariusz posiada pewne niedorzeczne rozwiązania
  • … ale można było dać nieco więcej czasu innym aktorom
  • Przyjęta forma może bardzo znudzić i odrzucić
  • Chciałoby się mocniej wniknąć w przedstawiony świat

„Łabędzi śpiew” podejmuje dyskurs na temat nieuniknionej śmierci człowieka, przeżywania żałoby i straty najbliższych. Spokojne tempo i bardzo dobra kreacja Mahershala Ali powinny Was zachęcić do sprawdzenia pozycji Apple TV+.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper