Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Wojownik starej daty

Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Wojownik starej daty

Piotrek Kamiński | 20.12.2021, 21:00

Jeden z pierwszych w historii białych zdobywców czarnego pasa w jiu-jitsu zostaje zmuszony do przerwania kariery po niesportowym zachowaniu przeciwnika. Teraz, siedem lat później, postawi na szali wszystko żeby tylko mu się odpłacić. Esencja kina kopanego lat minionych.

Kto nie lubi kina lat osiemdziesiątych? Pytam retorycznie, bo wiadomo przecież, że nie ma takich ludzi. Bezpardonowość i maczyzm tamtych scenariuszy, to jak główny bohater zawsze dostawał nieziemski wpiernicz, ale w ostatniej chwili potrafił wstać i pokonać znacznie silniejszego wroga, bo coś sobie przypomniał, bo ktoś krzyknął, bo cokolwiek - to były nieziemsko głupie, ale proporcjonalnie przyjemne w odbiorze filmy. Każdy film kopany miał tę samą fabułę, każdy film akcji miał tę samą fabułę i nikomu to nie przeszkadzało. Jasne, detale ulegały zmianom, ale podłoże było w kółko to samo. Podejrzewam, że to między innymi dlatego tak dobrze się tamte filmy oglądało - bo człowiek znał już temat, wiedział na co może się szykować. Dawno temu udowodniono, że najbardziej podobają nam się rzeczy, które już znamy - muzyka, kino, książki. Podejrzewam, że to właśnie dlatego dzisiejszy film ogląda się tak dobrze, zwłaszcza ludziom wychowanym na kinie tamtych lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO].  Dokument o MMA?

Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Wojownik starej daty

Mickey Kelley (Sean Patrick Flanery) służył w marines i jest posiadaczem czarnego pasa w jiu-jitsu. Nie boi się niczego, nawet bardzo zamożnych i bardzo wpływowych, czym zyskuje sobie miłość przyszłej żony, Layli (Katrina Bowden). Dostaje propozycję wzięcia udziału w walce MMA w czasach, w których wciąż był to mało popularny, w wielu miejscach wręcz zakazany sport. Niestety, na skutek niesportowego zachowania przeciwnika, Marco Blaine'a (Edson Barboza), doznaje poważnych obrażeń, wśród których prym wiedzie odklejona siatkówka oka. Nigdy już nie będzie mógł walczyć, chyba że chce ryzykować utratę wzroku. Nie przeszkadza mu to jednak - ma kochającą żonę, małego synka, pracę. Temat wraca jednak kilka lat później, kiedy nagranie z tamtej felernej walki podbija szybko rozwijający się internet. Blaine jest niepokonanym mistrzem MMA, a tu okazuje się, że wygrał dzięki byciu chamem? Publiczność domaga się rewanżu. Kelley wie, że może się to dla niego źle skończyć, lecz urażona duma i chęć zdobycia dla rodziny dużej sumy pieniędzy nie dają mu spokoju.

Odpowiedzialni za scenariusz, reżyser Alex Renarivero oraz odtwórca głównej roli, Sean Patrick Flanery muszą być ogromnymi fanami kina kopanego sprzed 30-40 lat. Ich film to dosłownie jedna zgrana klisza na drugiej, popędzana przez trzecią. Główny bohater natychmiast zdobywa dziewczynę swoim turbo męstwem, po czym dociąga temat stwierdzając, że nigdy nie był tak przekonany o tym, że to właśnie ta jedyna - bo wiesz, spędzili ze sobą dobę w Dubaju. Nie wie oczywiście, że ona tego wszystkiego słucha i czuje dokładnie to samo. Później dostaje wpiernicz mimo doskonałego przygotowania, jest nieszczęśliwy, trenuje (brakuje tylko jakiegoś dobrego hitu w stylu "hearts on fire" przygrywającego w trakcie montażu). Nie będę sugerował co dzieje się dalej, ale jeśli znasz klasykę, to spokojnie możesz dopowiedzieć sobie sam co i jak. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że twórcy nie próbują robić parodii, czy dekonstruować starych hitów. Oni oddają im hołd. W 2021 dostaliśmy nakręcony zupełnie na poważnie film o sztukach walki, który mógłby spokojnie ukazać się i 30 lat temu. Zdradza go jedynie brak intensywnej jak diabli muzyki - a szkoda, bo sprawiłaby jedynie, że całość byłaby jeszcze lepsza.

Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Bez kaskaderów

Urodzony mistrz (2021) - recenzja filmu [HBO]. Wojownik starej daty

Trzeba oddać twórcom "Urodzonego mistrza", że nie poszli na łatwiznę. Nie dość, że przygotowali fabułę jakby wyrwaną z tamtych lat, to jeszcze pokusili się o ciekawy zabieg stylistyczny. Mianowicie cały film przedstawiony jest w formie dokumentu, który bliżej nieokreślony ktoś kręci o naszym głównym bohaterze. Rozmawia w tym celu z jego najlepszym przyjacielem, Taco (Maurice Compte). Całość przedstawiona jest w taki sposób, aby mniej ogarnięty w temacie mieszanych sztuk walki widz - na przykład ja - nie był pewien, czy to co ogląda rzeczywiście miało miejsce, czy nie. Zepsuję niektórym trochę zabawę mówiąc, ze historia tu przedstawiona jest kompletnie zmyślona.

Tym, co nie jest zmyślone są natomiast walki. Wszystkie sceny czy to treningu, czy samej bitki, zostały nakręcone bez udziału kaskaderów. Film, jak podkreślają twórcy, powstał z pasji do sportu, więc i wszyscy wojownicy tę pasję wykazują - wszyscy po kolei, łącznie z Flanerym, są mistrzami sztuk walki. Gwiazda filmu w wolnych chwilach naucza brazylijskiego jiu-jitsu, jego filmowy oponent dawniej był bokserem muay thay, a obecnie wojownikiem MMA i tak dalej. Powiedziałbym, że odbija się to trochę, miejscami, na jakości aktorstwa, ale kiedy cały film jest tak bezpardonowo kiczowaty, jakoś nie rzuca się to przesadnie w oczy. Kolejne dźwignie i przełożenia nie są może tak widowiskowe, jak kopniaki na twarz, albo szkło na pięściach z "Kickboxera", ale wypada docenić przygotowanie aktorów i autentyczność kolejnych starć.

Mierzony dzisiejszą miarą, "Urodzony mistrz" nie jest za dobrym filmem. Pełno w nim stereotypowych postaci, jedynie poprawnie nakręconej akcji, nierównego aktorstwa. Lecz jako list miłosny do dawnej szkoły kina kopanego i sportów walki ogólnie, sprawdza się zaskakująco dobrze. To film skandalicznie wręcz głupi i nieoryginalny, ale właśnie dzięki temu tak udany. Bo dziś się już takich filmów nie robi, więc każdy tego typu wyjątek potężnie oddziałuje na nostalgię widza. Gorzej, jeśli tej nostalgii odbiorca nie czuje. Wtedy spokojnie można odjąć od oceny końcowej ze dwa oczka.
 

Atuty

  • Gratka dla fanów walki w parterze;
  • Bezczelnie ejtisowy, absurdalny klimat;
  • Ciekawy pomysł z wrzuceniu historii w ramy paradokumentu.

Wady

  • Specjalnie, czy nie, to wciąż skandalicznie niemądry, pełen klisz i oczywistości scenariusz;
  • Pasuje to do klimatu, ale zawodowi wojownicy nie są zbyt dobrymi aktorami.

„Urodzony mistrz” nie wstydzi się swoich wzorców. To bezsprzecznie głupkowate kino kopane, które sprawdziłoby się i w latach osiemdziesiątych, a dzisiaj, kiedy tego typu filmów dostajemy tyle, co nic, jest wręcz wspaniałe. Zdawaj sobie jednak sprawę z tego, za jaki film się zabierasz.

6,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper