Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. W kręgu tajemnic

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. W kręgu tajemnic

Iza Łęcka | 13.12.2021, 20:59

Jane Campion po wielu latach względnej ciszy zabiera widzów na Dziki Zachód i do świata kowbojów. W opowiedzeniu tragicznej i niezwykle intymnej historii pomaga zdobywczyni Oscara nawiązanie współpracy z Netflixem, czego efektem jest debiutujący w ostatnim czasie obraz. Oto recenzja filmu „Psie Pazury”.

Netflix w całym gąszczu swoich produkcji systematycznie stara się wypuścić obraz, który zawładnie sercami krytyków i podbije festiwale filmowe, udowadniając, że na platformie można nie tylko przyjemnie spędzić czas, ale przede wszystkim zobaczyć wartościowe dzieła sztuki filmowej. Tak było w przypadku „Romy” czy „Irlandczyka”, tymczasem pod koniec 2021 roku w wybranych kinach i na serwisie debiutuje film, obok którego nie można przejść obojętnie – w „Psich pazurach” zobaczymy jedną z najlepszych ról Benedicta Cumberbatcha.

Dalsza część tekstu pod wideo

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Inny Dziki Zachód

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. W kręgu tajemnic

Historia rozgrywa się w 1925 roku. Bracia Phil i George Burbank wspólnie prowadzą odziedziczone po rodzicach ranczo w jednej z dolin Montany – dzięki pracy mają dostęp nie tylko do pieniędzy czy bardzo dużego i efektownego domu z wszystkimi jego przywilejami (jak łazienka, jeden z pierwszych w okolicy samochodów), ale również możliwość kontaktu z elitami, z czego próbuje korzystać George, traktujący biznes jako jedną z dróg do osiągnięcia coraz wyższego statusu społecznego. Pewnego dnia na drodze braci Burbank staje Rose – wdowa wychowująca nastoletniego syna prowadzi jedną z miejskich gospód. W trakcie wizyty syn kobiety, Peter, zostaje wyśmiany i zrugany przez Phila. Mężczyzna swoim zachowaniem doprowadza ją do płaczu, co sprawia, że zostaje ona dostrzeżona przez George'a. Po pewnym czasie Rose staje w progu wielkiego domu Phila – już nie jako kucharka, ale żona George'a. Nie mogąc pogodzić się z pochopną decyzją brata, bohater za wszelką cenę pragnie uprzykrzyć życie swoim domownikom. Gdy na ranczo przybywa syn kobiety, sprawy przybierają całkiem niespodziewany obrót.

Za reżyserię oraz scenariusz recenzowanych „Psich pazurów” odpowiada Jane Campion, która po 12 latach powraca z kolejnym klimatycznym obrazem. Tym razem twórczyni wzięła na warsztat powieść autorstwa Thomasa Savage'a, którą dostosowuje do swojej wizji. Już od pierwszych chwil zauważamy grę przeciwieństw, jakie dzielą wspólnie żyjących braci. Phil, choć dobrze wykształcony i oczytany, ze wszystkich sił trzyma się przyjętej kreacji człowieka twardego, ranczera, który nie boi ubrudzić się przy robocie i wydaje się być niezwykle mocno związany z naturą. To człowiek, którego jedno przenikliwe spojrzenie może wywołać ciarki. Bardzo brutalny, nieprzewidywalny i rozgadany (specyficzny akcent Cumberbatcha robi piorunujące wrażenie) snuje opowieści o dawnych czasach, w których żył jego mentor Bronco Henry, a z jakim łączyła go specyficzna relacja. Phil jest zawieszony w przeszłości, ale jego ordynarna twarz wydaje się być maską skrzętnie skrywającą jego potrzeby i pragnienie miłości. Scena samotnej kąpieli w jeziorze jest jednym z fragmentów, gdy Campion pokazuje nam prawdziwą twarz bohatera – reszty natomiast każe nam się domyślić. Światłem przyszłości wydaje się być George, który jako zarządca majątku rodziców traktuje ranczo niczym drabinę do własnego sukcesu. Małomówny, niepewny siebie i posiadający część cech, które często są przypisywane kobietom, jest zaprzeczeniem brata, mężczyzną, który kompletnie nie pasuje do siodła, w jakim zasiada, będąc ubrany w garnitur. George jednocześnie trochę symbolizuje przyszłość, korzystając z dostępnych na ranczu nowinek technologicznych.

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Bardzo dobre aktorstwo i realizacja, ale...

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. W kręgu tajemnic

„Psie pazury” to pokaz bardzo dobrego aktorstwa. Zanim jednak pochylę się nad kreacją Benedicta Cumberbatcha, który wzbudzał we mnie całą paletę uczuć, chciałabym się skupić na innych aktorach. Między Kirsten Dunst a Jessem Plemonsem można dostrzec niezwykle głęboką chemię, a ich bohaterowie wydawali się być niezwykle dopasowani (zapewne ich prywatna relacja również sprzyjała wcieleniu się w małżeństwo). Aktorka bardzo dobrze zagrała umęczoną kobietę, która doprowadzona do kryzysu i słaba, wpada w otchłań nałogu. Czego by jednak nie mówić, Cumberbatch kapitalnie radzi sobie z rolą Phila – bezduszny rancher czerpie przyjemność z zadawania bólu i upokarzania, a będąc ucieleśnieniem twardego mężczyzny, próbuje ukryć swoje głębsze potrzeby. Główny bohater otwiera się przy nastolatku, nawiązuje z nim kontakt, przypominając sobie lata swojej młodości i dawną znajomość, która go ukształtowała. Aktor znany wielu widzom jako Doctor Strange zagrał bardzo solidnie, bez niego recenzowany film nie robiłby aż tak dużego wrażenia.

Jane Campion przedstawia świat, w którym niemal każdy element nie jest tym, czym nam się wydaje. Podejmując się rewizji dobrze znanej konwencji Dzikiego Zachodu, niczym w pojedynku jeden na jednego, rozprawia się z toksyczną męskością, jakiej ucieleśnieniem jest Phil. Życie na ranczu wydaje się być tłem do skrywanych sekretów i powoli spełniających się tragedii. Niespiesznie i do bólu precyzyjnie, tkając opowieść niczym pajęczynę, reżyserka przedstawia kolejne części układanki – antywestern łączy się z intrygą i dramatem, jakiego doświadczają bohaterowie. Oczywiście czasami otrzymujemy pewne przebłyski – z niepewnych spojrzeń, w mimice czy postawie Phila, George'a, Rose czy Petera można odczytać, że to tylko skorupy, a prawdziwe oblicza są dokładnie strzeżone. Recenzowane „Psie pazury” już od pierwszych ujęć wzbudzają na tyle mocny niepokój, że poczucie zbliżającej się tragedii nie odpuszcza nawet na moment...

Psie pazury (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Czy warto sprawdzić film?

Najnowszy film Netflixa zabiera nas na Dziki Zachód, jakiego nie znamy i pozostawia zgliszcza po dawno przyjętym porządku. Nie jest to jednak propozycja dla każdego, głównie za sprawą bardzo ciężkiego i powolnego tempa scenariusza. Twórcy rozwlekają historię do granic możliwości, pochylając się nad wieloma scenami z pozoru bez znaczenia. Pompatyczna forma, piękne zdjęcia natury otaczającej ranczo i klimatyczna muzyka z czasem nieco męczą, a zakończenie pozostawia pewien niedosyt. Tak, w trakcie seansu można czerpać ogromną przyjemność z samego niespiesznego ukazywania bohaterów, w którym Campion jest mistrzynią, jednak czy pod tą ładną otoczką nie brakuje nieco wypełnienia?

„Psie pazury” urzekają od pierwszej do ostatniej sceny i obnażają wiele trudnych kwestii. Biblioteka Netflixa zyskała kolejną bardzo dobrą produkcję, która może nie powali Was na kolana, ale wprawi w konsternację. Warto uwzględnić ten film na swojej liście.

Atuty

  • Niepokojąca atmosfera produkcji
  • Piękne zdjęcia natury okalającej ranczo braci Burbank
  • Znakomite aktorstwo
  • Klimatyczna muzyka Jonny'ego Greenwooda

Wady

  • Historia jest bardzo rozwleczona, niespieszna
  • Na ekranie mało się dzieje
  • Zakończenie pozostawia pewien niedosyt

Jane Campion powraca i serwuje widzom historię dokładnie w swoim stylu. „Psie Pazury” to bardzo mozolne i dokładne stadium ludzkich tragedii. Tempo filmu nie każdemu przypadnie do gustu, ale warto dać mu szansę.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper