Psycho Goreman (2021) - recenzja filmu (Velvet Spoon). Soczyste gore, łupieżca z kosmosu i dzieci!

Psycho Goreman (2021) - recenzja filmu (Velvet Spoon). Soczyste gore, łupieżca z kosmosu i dzieci!

Kuba Koisz | 12.12.2021, 20:57

Mieć we władaniu własnego Terminatora – takie było marzenie wszystkich dzieci, które pamiętają kultowy sequel filmu Jamesa Camerona z 1991 roku. Ten motyw, który roboczo można nazwać „dziecko oraz jego golem”, trzyma się w popkulturze bardzo mocno, a dystrybuowany w naszym kraju przez Velvet Spoon „Psycho Goreman” jest tego chwalebnym dowodem. Mało tego - film również rozbudowuje ten trop poprzez bardzo odważną kategorię wiekową. 

Rodzeństwo Mimi i Luke uwielbiają spędzać czas na podwórku, które jest boiskiem sportowym, polem walki, parkiem zabaw, a także cmentarzem, na którym wiele wieków wcześniej został zakopany oraz uwięziony kosmiczny najeźdźca zwany przez swoich Księciem Koszmarów. Jak łatwo można się domyślić – dzieci w trakcie zabawy uwalniają potwora, a Mimi staje się posiadaczką klejnotu, dzięki któremu Psycho Gnida (tak nazywa Księcia) wykonuje jej rozkazy. Oczywiście potwór nie chce być marionetką w rękach niespełna dziesięciolatki, co na każdym kroku musi zaznaczyć, używając ironicznych komentarzy. I tak oto niszczyciel planet, przed którym drży Rada Templariuszy osadzona daleko w kosmosie, musi grać z dziećmi w piłkę, spacerować po lesie oraz pomagać rozwiązać konflikty rodzinne, których w domach bohaterów jest wcale niemało.

Dalsza część tekstu pod wideo

Psycho Goreman (2021) - recenzja filmu (Velvet Spoon). Soczyste gore, łupieżca z kosmosu i dzieci!

Pomysł wyjściowy, który opiera się na wielokrotnie powielonych fundamentach (jak chociażby „Kosmita z przedmieścia”), jest uroczo prosty, ale to, co reżyser robi z jego otoczką, sprawia, że wdziera się do tego powiew świeżości. Film nie jest może oryginalny na tle poprzednich dzieł utrzymanych w podobnej konwencji, ale przecież zniknęła ona wraz końcem ubiegłego wieku, dlatego wypada tak przy współczesnym kinie dziecięco-młodzieżowym w stylu „Stranger Things”, które często żeni się z elementami horrorowymi, ale nigdy nie przekracza żadnej z granic. „Psycho Goreman” to inna para kaloszy: obłocona, zakrwawiona, pozdzierana, a przy tym naprawdę solidna, wykonana przez rzemieślnika z wizją. Steven Kostanski nie miał bowiem ograniczeń wynikających z robienia filmu dla dużego studia, a jego wolność artystyczna objawia się zarówno w pełnych gore'u scenach akcji, jak i w niegrzecznym języku, którego używa nie tylko Psycho Gnida (tak przetłumaczono imię tytułowej postaci), ale również dzieci. Ten kanadyjski slasher dla dzieci (sic!) to dzieło wymykające się ramom, gdyby tak zastanowić się dłużej nad pytaniem, dla kogo w ogóle powstał. Odpowiedź staje się nieważne po którymś z kolei napadzie śmiechu wywołanym absurdalną sceną lub zabawnym dialogiem.

Duże wrażenie robią kostiumy, które przypominają widzowi inną, nieco bardziej „fizyczną” epokę kina, gdy potwory były zrobione przede wszystkim z gumy i plastiku. Praktyczne efekty specjalne są świetne, a nawet jeśli (celowo) nie są, to utrzymano je w stylistyce, która odnosi się do filmów fantasy na miarę „Władców Wszechświata” czy serialu „Power Rangers”. Ogląda się to wyśmienicie, a także rezonuje idealnie z dziećmi, które zamiast gapić się kukiełkę, na którą nałoży się w postprodukcji CGI, reagują żywo i autentycznie na wszystko, co dzieje się na planie. Nita-Josee Hanna jako Mimi jest chodzącą bombą atomową. Takiego dziecka nie da się okiełznać na planie zdjęciowym, a także w życiu, więc twórcy postanowili spuścić ją ze smyczy, przez co motyw „dziecko oraz jej własny potwór” jest jedną z najzabawniejszych realizacji w historii. I pomyśleć, że tego typu eksperyment filmowy powstał w Kanadzie, a nie Stanach Zjednoczonych, które przecież są w idealnym miejscu, aby odczarować kino gatunkowe w nieco mniej zachowawczy sposób niż wypełnione wspomnieniami oraz nostalgią „Stranger Things”.

„Psycho Goreman” to oczywiście nic wielkiego, ale traktując go jako ciekawostkę filmową, która pojawia się znikąd, a następnie robi małe boksowanko naszemu sercu, musi zostać docenione według specyficznych kryteriów estetyki. Velvet Spoon, wprowadzając na polskie ekrany tę komedię gore, wierzy, że również widz zrozumie tę podlaną power-metalowymi dźwiękami, krwią, praktycznymi efektami specjalnymi popisówkę niskobudżetowej kreatywności. Mała, wielka rzecz. Istnieje nadzieja, że dotrze do tych, dla których powstała. 

Atuty

  • Para dzieciaków ma między sobą rewelacyjną chemię
  • Psycho Goreman zasługuje na figurkę wśród innych kultowych postaci SF
  • Wątki rodzinne i ich naprawianie
  • Praktyczne efekty specjalnie i kostiumy

Wady

  • Biorąc pod uwagę konwencję - nie ma minusów. No może tylko taki, że przykro jest się rozstawać z tym światem

"Psycho Goreman" to szalona, zabawna, urocza, a także przemyślana zgrywa z kina gatunkowego, w którym znane motywy zblendowano gore oraz B-klasowym, kosmicznym fantasy. Rzecz oryginalna, dziwaczna, aczkolwiek - szalenie rozrywkowa.

9,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper