GTA Vice City to najlepsza część serii - odświeżona edycja nie zburzy legendy?

GTA Vice City to najlepsza część serii - odświeżona edycja nie zburzy legendy?

Maciej Zabłocki | 18.10.2021, 21:30

Wielkimi krokami nadciąga odświeżona trylogia trzech najlepszych, trójwymiarowych części Grand Theft Auto. Edycja definitywna, tym razem zmierzająca także na Nintendo Switch, może na nowo rozkochać w sobie młodsze pokolenia, które nie doświadczyły tego uroku i magii w czasach premiery GTA III, Vice City czy San Andreas. Tommy Vercetti to jeden z najlepszych growych bohaterów, a malownicze Miami do dziś pozostaje ikoną gangsterskiego półświatka. 

Chociaż pisałem to już wielokrotnie, Vice City przeszedłem kilkanaście razy, na przeróżnych platformach. Ostatni raz grałem na telefonie, a wcześniej na PlayStation 4. W momencie premiery na PlayStation 2 w 2002 roku nie miałem dostępu do konsoli. Zagrałem dopiero rok później, gdy Vice City trafiło na PC. Byłem wtedy wielkim fanem GTA III, które przechodziłem kilkukrotnie, szukając regularnie kolejnych sposobów na zabawę z tą grą. Jeździłem zgodnie z przepisami, miałem upatrzony w tym celu samochód Idaho, który łagodnie hamował i nie miał najlepszego przyspieszenia. Próbowałem też opanować samolot Dodo, którego sterowanie należało wyczuć w odpowiednim momencie. Im szybciej kręciło się przednie śmigło, tym trudniej było nim latać. Do dzisiaj pamiętam radość, gdy utrzymywałem się w powietrzu przez ponad 1700 sekund. To było coś! 

Dalsza część tekstu pod wideo

GTA Vice City to najlepsza część serii - odświeżona edycja nie zburzy legendy?

Chociaż główny bohater nie był dla mnie zachwycający, to w pełni go akceptowałem. W czasach wydania tej gry nie dostrzegałem spartolonego celowania czy słabej mechaniki poruszania się czymkolwiek. Nie widziałem problemu w tym, ze Claude nic nie mówi. Same misje z perspektywy czasu są nudne i mało przemyślane, a główna fabuła sztywna niczym kij od szczotki, ale w 2001 roku GTA III zrobiło na mnie wielkie wrażenie i do dzisiaj wspominam te grę przez pryzmat sentymentalnej podróży do brudnego Liberty City. To właśnie przez GTA III i Maxa Payne'a, Nowy Jork był dla mnie najfajniejszym miastem na świecie, które bardzo chciałem zobaczyć na żywo i to dziecięce marzenie zrealizowałem w 2017 roku. Było tam jeszcze lepiej niż w grach. Nadal uważam, że mógłbym podjąć decyzje o przeprowadzce, gdybym tylko wypracował sobie taką możliwość.

GTA Vice City było jeszcze lepsze - absolutnie doskonałe

W czasach po premierze GTA III nie miałem regularnego dostępu do internetu. Kupowałem wtedy czasopisma takie jak Click!, Play, PSX Extreme czy Neo+, ale o GTA Vice City wiedziałem niewiele, co zmieniło się po premierze na PlayStation 2. Wtedy wypatrywałem tylko możliwości kupna tego sprzętu, ale byłem jeszcze dzieciakiem bez stałego źródła dochodu. Pozostało mi jedynie poczekać na edycję PC, która przyjechała w 2003 roku i pochłonęła mnie bez reszty na długie miesiące. Pierwszego zauroczenia doznałem zaraz po kapitalnym wprowadzenia na samym początku. Potem było już tylko lepiej. Przejażdżka skuterem prosto do hotelu położonego przy wirtualnym Ocean Drive, palmy w tle i malownicze wschody słońca zostały mi w głowie do dzisiaj. Tommy Vercetti, który po raz pierwszy w historii serii, przemówił ludzkim głosem, okazał się postacią rozpisaną w rewelacyjny sposób. Pełną charyzmy, klasy i wyrachowania, na dodatek z wielkimi jajami. Co ciekawe, Ray Liotta podkładający głos pod Tommy'ego okazał się aktorem bardzo trudnym i konfliktowym we współpracy, co prezes Rockstara - Dan Houser, przyznał w wywiadzie udzielonym w 2018 roku. Mówił wtedy, że nie podejmują już współpracy ze znanymi aktorami... ze względu na ich wybujałe ego.

GTA Vice City to najlepsza część serii - odświeżona edycja nie zburzy legendy?

Równie dobrze wypadli praktycznie wszyscy zleceniodawcy, a szczególnie ciepło wspominam Ricardo Diaza i pułkownika Corteza, w tym ostatnią z misji dla niego, gdy odpływał swoim wielkim Jachtem, uciekając przed Francuzami. Pokonywanie kolejnych fal wrogów, płynąc po pięknych wodach oceanu wokół Florydy sprawiało mi wtedy wielką radość. Konstrukcja zleceń czy sama fabuła do dzisiaj są dla mnie na tyle wkręcające, że z wielką rozkoszą przechodziłem te produkcję na kilku różnych platformach. Nie miałem szczególnie irytujących momentów, z wyjątkiem misji w której sterujemy zabawkowym, niewielkim helikopterem. Na padzie nie było z nim większych problemów, ale kontrolowanie go na PC za pomocą klawiatury numerycznej ocierało się o sadomasochizm. 

Pierwszy, własny telefon komórkowy (co też było nowością), dostaliśmy zaraz na początku zabawy. W mojej ocenie, budował on trwałą więź z głównym bohaterem. Dodanie jednośladów do rozgrywki pozwalało na jeszcze lepsze zatopienie się w klimacie Vice City. Przejażdżka chopperem niedługo po starcie zabawy, z charakterystycznym, niskim odgłosem stukoczącego silnika pozostały w mojej głowie na długie lata. Nie sposób mówić o tej części serii bez kilku zdań o soundtracku, który do dzisiaj mam w domu na łącznie siedmiu płytach CD. Trudno mi powiedzieć, która ze stacji robiła wtedy większe wrażenie. Rewelacyjne było Flash FM, Fever 105, V-Rock rzecz jasna czy Emotion. Każda z tych rozgłośni miała swój kapitalny, charakterystyczny klimat, ciekawych prowadzących i zestaw rewelacyjnych, klasycznych utworów z lat 80. 

Tommy Vercetti to najlepszy bohater w całej serii? Według mnie zdecydowanie tak

Wypuszczony z więzienia po 15 latach, za zabójstwo jedenastu osób. Członek mafii Forellich, trafia do Vice City nieco z przypadku. Z polecenia szefa rodziny mafijnej - Sonny'ego, ma przeprowadzić pozornie prosty zakup narkotyków w okolicznym porcie. Niestety, całość transakcji zostaje przerwana przez nieznanych sprawców, a Tommy cudem ucieka razem ze zwariowanym prawnikiem, Kenem Rosenbergiem. Niedługo później ląduje w hotelu i zobowiązuje się oddać swojemu szefowi całość straconej forsy. Od tego momentu rozpoczynamy wielką pogoń za dolarami, spotykając po drodze tak wiele niezwykłych postaci, że nie sposób przejść obok nich obojętnie (choćby zespół Love Fist). Świetne były też możliwości zakupu nieruchomości, w tym stoczni czy lodziarni, które po wykonaniu kilku misji oferowały nam regularny dopływ gotówki. Dużo ciekawszy był także arsenał dostępnych broni, których w GTA III mieliśmy raptem 12, a w Vice City łącznie 35, w tym szeroki asortyment broni białej. 

GTA Vice City to najlepsza część serii - odświeżona edycja nie zburzy legendy?

Mogliśmy też kupić kilka nowych kryjówek, w tym wielki budynek niedaleko stadionu w Downtown. Do garażu wchodziło tam łącznie aż 8 pojazdów, co okazywało się zbawienne dla wszelkich kolekcjonerów szybkich, nietypowych samochodów. Jeżeli Rockstar zdoła zachować klimat tej części, zmieni trochę sterowanie, doda lepsze oświetlenie, wsparcie dla 4K i 60 klatek na sekundę i dorzuci znacznie ładniejszy pakiet tekstur, będzie można mówić o potencjalnym hicie. Mam nadzieję, że soundtrack również pozostanie identyczny. Kanciastość głównych postaci miała swój niewątpliwy atut, ale nie obraziłbym się, gdyby ich modele całkiem odrestaurowano. Podobnie zresztą jak cut-scenki. Każda z trzech części serii wymaga gruntownej przebudowy, ale to właśnie Vice City, głównie za swój klimat i osobowość Vercettiego wspominam najlepiej. Dużo bardziej przemawiał do mnie scenariusz "Człowieka z Blizną" od ziomalskich klimatów San Andreas, w które również nałogowo grałem, ale nie wracałem do tej gry tak często, jak do słonecznej Florydy. 

Trzymam kciuki, żeby Rockstar wykonał kawał dobrej roboty. Widząc "zmiany" przygotowane na potrzeby GTA V dla konsol nowej generacji jestem niestety pełen obaw, że dostaniemy tylko delikatnie odświeżone trzy części serii, które ponownie będą w sprzedaży za kosmiczne 300-350 zł. Gdyby do tego doszło, firma straciłaby zaufanie w oczach graczy. Nie wiem, na ile tego typu argumenty przemawiają do zarządu, ale chciałbym wierzyć, że dostaniemy coś dużo ciekawszego niż tylko delikatnie ładniejszą grafikę. Przy pierwszych wyciekach nowych osiągnięć pojawiły się rowery w sekcji z Vice City, co daje mi nadzieje, że nie skończy się jedynie na prostym odświeżeniu. Jeżeli firma zrobi to dobrze, ponownie rozkocha w sobie miliony "nowych" graczy i skusi starszych wyjadaczy do ponownych zakupów. Czekam na wasze zdanie na ten temat. Do usłyszenia!

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper