Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Krwawa pogoń nadal trwa

Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Krwawa pogoń nadal trwa

Iza Łęcka | 25.07.2021, 22:06

Po sukcesie „La casa de papel” Alex Pina wyrobił sobie całkiem przyzwoitą opinię wśród widzów Netflixa. Choć jego następne seriale nie powtórzą sukcesu przygód Profesora i ekipy, „Sky Rojo” szybko powróciło na platformę z 2 sezonem. Jakie są moje wrażenia po zobaczeniu następnych 8 odcinków? Zapraszam do recenzji.

Nie musieliśmy zbyt długo czekać na kolejną odsłonę przygód trzech pracownic seksualnych, które zapragnęły uciec przed przemocą, nadużyciami i niebezpiecznym Romeo. O tym, że „Sky Rojo” będzie kontynuowane dowiedzieliśmy się dość szybko po debiucie pierwszego sezonu na Neflixie, co dało jasno do zrozumienia, że dla streamingowego giganta słupki oglądalności się zgadzały. Początkowy sezon serialu kończy się w kulminacyjnym momencie, czy jednak scenarzystom udało się utrzymać poziom w nowych  odcinkach? Zapraszam do dalszej części tekstu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Strzelaniny, pocałunki i... brak pomysłu na fabułę

Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Krwawa pogoń nadal trwa

Coral, Wendy i Gina są w potrzasku, a po piętach ciągle depczą im Moises, Christian i Romeo, którzy nie spoczną, by odegrać się na uciekinierkach, jakie nastręczyły im wiele problemów. 2 sezon recenzowanego „Sky Rojo” jest bezpośrednią kontynuacją pierwszych epizodów, zatem widzowie nic nie tracą i śledzą dalsze potyczki w kulminacyjnym momencie. Okazuje się jednak, że fabuła mknie jak na złamanie karku i przedstawia coraz tragiczniejsze wydarzenia, oferując odbiorcom całą sinusoidę wpadek, coraz brutalniejszych scen i sytuacji bez wyjścia – raz doświadczają ich ścigane, podczas gdy już po kilkunastu minutach to prowadzący klub nocny ryzykują życiem. Dopisek do jednego ze zwiastunów produkcji głosił enigmatycznie, że oto „Myśliwi stają się zwierzyną”, czy jest tak na pewno? Otóż nie.

Oczywiście, staje się jak najbardziej jasne, że scenarzyści serialu Netflixa pogłębiają niektóre wątki czołowych postaci, zdradzając nieco więcej szczegółów z przeszłości zarówno pracownic seksualnych, jak i alfonsów. To ludzie z poplątanymi życiorysami, naznaczonymi nałogami, przemocą czy wymuszeniami. W pierwszym sezonie mieliśmy okazję poznać nieco lepiej główne bohaterki oraz ich prześladowców, tymczasem w 2 sezonie „Sky Rojo” nieco więcej opowiedziano o przeszłości braci oraz Romea, relacji Coral z dwoma mężczyznami oraz kulisach funkcjonowania domu uciech. Muszę przyznać, że te retrospekcje wciągnęły mnie najbardziej, bo ukazywały nieco więcej niż bezsensownie walczących bohaterów – jednak nadal nie widzę najmniejszego sensu w dorabianiu ideologii do prowadzenia domu publicznego. Czy ktoś dążył do nakreślenia problemu handlu ludźmi czy warunków pracy osób w seksbiznesie? Jeżeli tak, to odniósł sporą porażkę, gdyż podobnie jak w pierwszym sezonie, w 2. sezonie „Sky Rojo” nie zrównoważono kwestii istnienia poważnych patologii społecznych z lekkim nastrojem – tutaj w kliszach następują po sobie ogromne dramaty, sceny wyzysku i brutalnej przemocy, które mieszają się z chwilami beztroski, przepełnionymi imprezami, radością z małych zwycięstw czy relaksującym zażywaniem narkotyków. Do tego dodajmy czasami niepasującą ścieżkę dźwiękową, a śmiało dojdziemy do wniosku, że z serialu Netflixa ulotnił się już czar inspiracji Quentinem Tarantino.

Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Absurd goni absurd

Sky Rojo (2021) – recenzja 2. sezonu [Netflix]. Krwawa pogoń nadal trwa

Alex Pina lubuje się w dynamicznych, pełnych nieoczekiwanych zwrotów akcji – formuła recenzowanego 2. sezonu „Sky Rojo” cierpi jednak na kilka tych samych bolączek, których doświadczała pierwsza seria. Wątki pełne przemocy, seksu i patologii płynnie mieszają się z melodramatycznymi ujęciami z przesłaniem, że przede wszystkim liczy się tylko miłość i każdy dąży do bycia zrozumianym – niezależnie, czy mówimy o alfonsie, prostytutce czy kliencie burdelu. W oczach twórców pożądanie i chęć zaliczenia wydają się być siłami napędowymi tego świata, zatem główni bohaterowie niezwykle często nie zwracają uwagi na racjonalne powody swoich działań, a kierują się sercem czy permanentną chęcią zemsty. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym właśnie recenzowała soap operę czy komedię romantyczną, jednak w przypadku akcyjniaka, gdzie trup ściele się gęsto, a litry juchy wylewają się z ekranu, mam nieco mieszane uczucia... Do tego dochodzą nieprawdopodobne rozwiązania takie jak pomysły na uśmiercenie przeciwnika czy nieśmiertelne postacie, które nawet podczas wykrwawiania się są zdolne do godzinnego ostrzeliwania wroga lub walki wręcz. Tak, muszę śmiało stwierdzić, że potrzeba wiele cierpliwości, by zobaczyć wszystkie 8 odcinków 2 sezonu „Sky Rojo”, choć każdy z nich trwa tylko około 25 minut.

Ilość tych bezsensownych rozwiązań bije po oczach co kilka minut. Oczywiście, jestem już po wszystkich sezonach „Domu z papieru”, dlatego wiem, że Pina lubi czerpać garściami z podobnych strategii i nie sili się nawet na logiczne wytłumaczenie niektórych wątków. Przyznajmy jednak szczerze, że historia Profesora, Tokio i reszty przyciągała bardzo intrygującą fabułą, natomiast „Sky Rojo” już od pierwszych chwil szokuje – i konsekwentnie podąża tą ścieżką w 2. sezonie, siląc się na coraz mocniejsze i bestialskie przedstawienie przemocy. Z czasem brutalność staje się środkiem przekazu, który nie podkreśla tragicznego położenia Coral, Giny, Wendy czy Moisesa, a ma utrzymywać zainteresowanie widza. Pomimo wielu niedociągnięć scenariusza ekipa aktorska spisuje się całkiem przyzwoicie i jest bardzo przekonująca. W pierwszych odcinkach nieco z pola widzenia znika Verónica Sánchez (Coral), lecz wraz z upływem czasu ponownie staje się centralną postacią opowieści. Wydaje mi się jednak, że aktorzy poradziliby sobie jeszcze lepiej z bardziej wymagającym skryptem. Tymczasem 2. sezon „Sky Rojo” to rozrywka prosta, dobra na jeden wieczór.

Pościgi, strzelaniny i dużo przemocy to recepta na udany seans tylko dla wytrwałych. 2 sezonowi „Sky Rojo” brakuje świeżości pierwszych odcinków, scenarzyści stawiają na coraz mocniejsze zaskakiwanie widza, które z czasem nie przynosi pożądanego efektu. Zabawa w kotka i myszkę mogła już znudzić po pierwszej serii, tymczasem twórcy Netflixa poszli o krok dalej i nie zamierzają tego skończyć. A szkoda, bo historia Alexa Piny mogła się okazać znacznie ciekawszą opcją na miniserial niż tasiemiec. Pomimo intensywnej akcji seansu nie zaliczam do zbyt udanych, a czeka mnie jeszcze co najmniej jedna runda...

Atuty

  • Retrospekcje rzucają więcej światła na losy poszczególnych bohaterów
  • Alex Pina stara się, by nie było nudno
  • Kolorowe, barwne ujęcia

Wady

  • Z czasem już najbardziej efektowne akcje nudzą
  • Bezsensownie wykorzystana przemoc, by tylko utrzymać zainteresowanie widza
  • Wiele bezsensownych, nietrzymających się kupy akcji
  • Nierówne tempo
  • Historia jest przeciągana na siłę

Alex Pina konsekwentnie podąża jedną drogą i przedstawia 2. sezon „Sky Rojo”. Pokręcona, ale mało wciągająca fabuła jest jednak żadnym wabikiem na obejrzenie 8 odcinków. Polecam tylko wytrwałym.

4,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper