Żużel (2020) – recenzja filmu [Kino Świat]. Czarny sport

Żużel (2020) – recenzja filmu [Kino Świat]. Czarny sport

Piotrek Kamiński | 15.07.2021, 23:00

Zdjęcia do filmu zostały zakończone w 2017 roku. Czemu więc premiera dopiero teraz? Czy to przez natłok skomplikowanych efektów specjalnych, przesadny perfekcjonizm, czy może istnieje jakiś mniej romantyczny powód? Sprawdźmy.

Zaznaczę od razu na wstępie, że nigdy nie byłem fanem żużlu, ani w ogóle motorów. Uważam, że to jedna z mniej ciekawych do oglądania dyscyplin. No bo ile można patrzeć jak garść chłopa jedzie w kółko w lewo?! Ciekawie robi się tylko wtedy, kiedy ktoś się wywali, ale generalnie lepiej żeby do tego typu sytuacji za często nie dochodziło, bo skutki potrafią być opłakane. W przeciwieństwie do mnie, brat jest  fanem i biegał kiedyś z noszami po zawodników. Różne rzeczy widział. Najpewniej to po prostu mi brakuje jakiegoś genu pozwalającego cieszyć się tego typu sportami razem z resztą świata. Skoki narciarskie i większość meczy piłki nożnej też mnie nudzą. Takie to wszystko powtarzalne i na jedno kopyto. Trochę jak dzisiejszy film.

Dalsza część tekstu pod wideo

Żużel (2020) – recenzja filmu [Kino Świat]. Czarny sport

Żużel (2020) – recenzja filmu [Kino Świat]. Druga strona medalu

Lowa (Tomasz Ziętek) jest świetnym żużlowcem. Wygrywa zawody za zawodami, tłumy go uwielbiają, przeciwnicy zazdroszczą. Dla nich, jego życie to istna bajka - sława, przyjaciele, młodość. Większość nie rozumie jak taka gwiazda może wciąż jeździć po mieście starym, zjeżdżonym rowerem. Nie może sobie auta kupić? Nie wiedzą, że cudowne życie Lowy kończy się wraz z opiciem zwycięstwa w kolejnym turnieju. Chłopak mieszka z wiecznie niezadowoloną, pasożytującą na nim matką (Żaneta Łabudzka) i równie chciwą, choć trochę mniej zgryźliwą siostrą (Karolina Gołębiewska). Nikt w domu nie cieszy się z jego zwycięstw. Kolejny puchar nic nie znaczy, jeśli nie da się za niego kupić czegoś do jedzenia. Sport to dla niego jedyna droga ucieczki od smutków życia codziennego. Lecz może wcale nie musi tak być? Może nieznajoma dziewczyna (Jagoda Porębska), która staje pewnego dnia na jego drodze da radę zmienić jego los? Tyle, że życie to nie jest bajka...

Scenariusz "Żużla" z jednej strony opowiada o sporcie, z drugiej o życiu głównego bohatera, lecz ostatecznie trochę o niczym. Kolejne sceny rzadko kiedy łączą się ze sobą w jakiś głębszy sposób i można by je pewnie z powodzeniem wymieszać, a i tak nikt by nie zauważył. Najpierw dostajemy akcję na torze i trzeba w tym miejscu twórcom przyznać, że całkiem zgrabnie udało im się złapać w kadr pędzące po torze motory. Kamera nie obserwuje akcji z góry, czy z boku, jak ma to miejsce w przypadku oglądania prawdziwych zmagań, lecz krąży w samym środku akcji, dostając kurzem, wymijając zawodników i samej będąc wymianą. Robi to całkiem solidne wrażenie, zwłaszcza w połączeniu z mocnym, niemalże namacalnym rykiem silników płynącym z głośników. Ale co za dużo to i świnia nie zje, więc za piątym razem ujęcia z toru już bardziej nudzą niż ekscytują. Po każdej takiej scenie następuje jedna, albo dwie, w których Lowa albo flirtuje z Romą, albo nie może znieść siedzenia w domu, albo pływa na basenie. I tak w kółko przez godzinę i czterdzieści pięć minut. Jak w żużlu!

Żużel (2020) – recenzja filmu [Kino Świat]. Nostalgiczne piękno

Niezbyt porywająca progresja scen to niestety nie jedyny mankament filmu Kędzierzawskiej. Historia Lowy, jak sympatyczną postacią by nie był (dobrze, że chociaż on, bo z resztą obsady bywa już naprawdę różnie), jest zwyczajnie mało angażująca. Gdzieś w połowie filmu umiera jeden z jego znajomych, ale widz nie czuje tego, co główny bohater, bo do tej pory ich przyjaźń miała szansę zostać pokazaną może w ze dwóch scenach. Później kolejna śmierć i kolejne "aha" ze strony widza. Bliżej końca główny bohater trochę, że tak powiem, się stacza, lecz zamiast pokazać jakieś tego następstwa, cokolwiek, obraz po prostu się kończy. I tak jest praktycznie z całym filmem. Coś się dzieje, po czym przeskakujemy zupełnie gdzie indziej i tamto jest już nieważne. Ciężko powiedzieć, czy to bardziej wina scenariusza, czy niechlujnego montażu.

Tym, czym "Żużel" mocno wybija się ponad przeciętność jest warstwa audiowizualna. Praktycznie każde jedno ujęcie zostało zaplanowane co do centymetra. Kamera w ciekawy sposób korzysta z elementów scenografii jako ram, samymi już aranżacjami sceny tworzy metafory i za ich pomocą opowiada historię. Do tego cały film pokolorowano w ciekawy, bardzo szlachetny sposób - mianowicie używając wielu odcieni złota i srebra. Całość wygląda dzięki temu bardzo staro i nostalgicznie, co na pewno nie jest przypadkiem, bo w ogóle cały "Żużel" sprawia wrażenie jakby dział się ze 30-40 lat temu, choć, jeśli się nie mylę, nigdzie nie jest to wprost powiedziane. Ścieżka dźwiękowa autorstwa Tomasza Gąssowskiego tylko dodatkowo potęguje te nostalgiczne uczucia, a piosenka Janusza Panasewicza "czarny sport" nakręca widza na motocyklowe szaleństwo. Aż trochę szkoda, że film ostatecznie nie jest celebracją sportu, a czymś w rodzaju próby ukazania jego ciemniejszej strony. Ale i to mu nie wychodzi.

Atuty

  • Pięknie wygląda i brzmi;
  • Dobrze zagrany, sympatyczny główny bohater;
  • Sceny na torze.

Wady

  • Chaotyczny, nieskupiony na żadnym konkretnym celu scenariusz;
  • Cienkie aktorstwo części obsady;
  • Mało żużla w żużlu;
  • Nijakie zakończenie.

Fani żużla być może będą zadowoleni, ale reszta widowni raczej powinna unikać.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper