Największe marki filmowe, do których wracano. Przypominamy sequele, na które czekaliśmy latami

Największe marki filmowe, do których wracano. Przypominamy sequele, na które czekaliśmy latami

Kajetan Węsierski | 08.11.2020, 16:00

Niejednokrotnie przyszło nam czekać na jakąś kampanię filmową latami, czasem zdarza się jednak, że wszystko przeciąga się wręcz do dekad. Rzućcie okiem, jakich sequeli wyglądaliśmy wyjątkowo długo.

W branży filmowej (choć może powinienem pisać o całej, szerokiej popkulturze) panuje zasada, która zdaje się już mocno zakorzeniona - „Business is business”, jak się zwykło mawiać. Tak więc, gdy film się udaje, tworzy się jego kontynuację. Czasem wykorzystuje się falę popularności i powraca po kilku krótkich latach, a innym razem używa się siły tytułu, by podbić sobie słupki oglądalności po paru dekadach. W obu przypadkach najczęściej działa.

Dalsza część tekstu pod wideo

I o ile kontynuacja wydana po kilkunastu miesiącach już nikogo nie dziwi, o tyle w przypadku 2-3 dziesięcioleci robi się już bardzo głośno. Warto odświeżyć sobie największe powroty, na które musieliśmy czekać przez długie lata. Wielkie wydarzenia dla kin i dla wszystkich fanów, albowiem zazwyczaj mowa tu o wyjątkowo znanych tytułach.

Jeśli macie swoje propozycje, które nie zmieściły się w poniższym zestawieniu, wspomnijcie o nich w komentarzach pod spodem. Chętnie poznamy Waszych faworytów w tym aspekcie i dowiemy się, na jakie filmy Wam przyszło czekać przez wiele lat. Może wciąż wyczekujecie jakiejś kontynuacji (Avatar, na Ciebie patrzę...)? Piszcie śmiało, a tymczasem przejdźmy do rzeczy!

Iniemamocni 2 (2018)

Zestawienie otwiera nam kontynuacja, na którą fani musieli czekać prawie 1.5 dekady. Doskonale pamiętam, gdy na premierę oglądałem zwariowaną rodzinkę superbohaterów. Bawiłem się przednio, choć miałem zaledwie kilka lat. Gdy 14 wiosen po tamtym wydarzeniu do kin puszczono sequel, byłem wniebowzięty. Choć nie czerpałem z  całości już tyle frajdy co wcześniej, to wciąż uważam, że twórcy zrobili kawał dobrej roboty przy tym tytule.

Iniemamocni 2

Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo – Epizod 1 (1999)

Szesnaście lat . Tyle fani Gwiezdnych Wojen musieli czekać na pierwszy film z Trylogii Prequeli. Przedstawienie historii Anakina Skywalkera było różnie odbierane i z dużym przekonaniem można stwierdzić, że zostało przyjęte przez wielu raczej negatywnie. Niemniej, to wciąż „kontynuacja”, którą obejrzał prawdopodobnie każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia ze Star Wars. Osobiście nie jestem największym fanem marki, ale seans tej części zaliczyłem kilkukrotnie.

Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo – Epizod 1

Rocky Balboa (2006)

Na kontynuację bokserskich zmagań Sylvestra Stallone’a przyszło nam czekać nieco ponad 1.5 dekady, albowiem 16 lat. Biorąc pod uwagę odbiór filmu „Rocky V”, nie jestem zaskoczony takim obrotem spraw. Niestety cały zamysł się tam rozmył. Aktor (i reżyser) potrafił sobie jednak doskonale z tym poradzić i choć musieliśmy wytrzymać wyjątkowo długo, to doskonale sprowadził całość na dobrą drogę i stworzył genialne zakończenie dla całej serii o jednym z najbardziej popularnych pięściarzy w Hollywood. 

Rocky Balboa

Ojciec Chrzestny III (1990)

Coś chyba jest z tą szesnastką... Tyle samo lat musieli czekać także fani mafijnych porachunków na domknięcie trylogii „Ojca Chrzestnego”. Co ciekawe, trzyczęściowa opowieść ukazywała się na przestrzeni 18 lat – na drugą wyczekiwaliśmy zaledwie 24 miesiące. Francis Ford Coppola zrobił jednak doskonałą robotę i pokazał, że przez miniony czas nie zdążył zapomnieć, jak najlepiej wykreować akcje z Alem Pacino.

Ojciec Chrzestny III

Wall Street: Pieniądz nie śpi (2010)

To niestety jeden z tych przykładów, gdzie wyczekiwany sequel okazał się klapą. Pierwszy film z 1987 roku genialnie bawił się konwencją maklerstwa i pokazywał brudy branży finansowej. Gdy Gordon Gekko powrócił po 23 latach, wszystko było zupełnie inne. Można odnieść wrażenie, że dramat obyczajowy poszedł zdecydowanie bardziej w stronę drugiego członu nazwy gatunku. Cóż, fani spodziewali się czegoś znacznie lepszego. Miejmy nadzieję, że próba ratowania marki nie będzie podejmowana kolejny raz.

Wall Street: Pieniądz nie śpi

Kolor pieniędzy (1986)

Choć wydawać się może, że XXI wiek stoi powrotami, to nic bardziej mylnego! Już lata temu decydowano się na tego typu zagrywki. Jednym z takich jest film „The Color of Money”, który debiutując w 1986 roku, okazał się jednym z najdłużej wyczekiwanych sequeli. Od pierwszej odsłony minęło bowiem 25 lat! Fundamentalnym elementem produkcji ponownie była gra w bilard, a świetnym smaczkiem dla wielu okazał się bez wątpienia fakt, że prócz bohatera z pierwszej odsłony, na ekranie można oglądać także Toma Cruise’a.

Kolor pieniędzy

TRON: Dziedzictwo (2010)

Mam dziwne wrażenie, że w przypadku tej produkcji od Josepha Kosinskiego, chciano po prostu za bardzo. Film z 2010 roku obrał sobie za cel coś wyjątkowo trudnego – kontynuować genialną historię z istnej klasyki kina sci-fi, a więc projektu „TRON” z 1982 roku. I choć cała kinematografia poszła mocno do przodu, to „TRON: Legacy” jest najlepszym dowodem na to, że bez świetnej fabuły, nie ma czego szukać – nawet, jeśli efekty specjalne są genialnie zrealizowane.

Tron: Legacy

Mad Max: Fury Road (2015)

Aż ciężko pomyśleć, że debiutująca w 2015 roku produkcja to już czwarta odsłona serii! Prawdopodobnie mocno utrudnia to fakt, że w gruncie rzeczy cała wcześniejsza trylogia debiutowała w kinie na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Najnowszy film od poprzedniczki (Mad Max: Pod Kopułą Gromu) dzieli aż 30 lat, co może robić niemałe wrażenie. Świetna seria filmów post-apo i dowód na to, że nawet po tak długim czasie można doskonale utrzymać klimat poprzednich produkcji.

Mad Max: Fury Road

Blade Runner 2049 (2017)

Trzydzieści pięć lat musieli czekać fani pierwszego, cyberpunkowego dzieła od Ridleya Scotta, aż ktoś podejmie się stworzenia kontynuacji na miarę naszych czasów (choć pierwsza część wciąż się genialnie trzyma). Zadaniu postanowił sprostać Denis Villeneuve i chyba można śmiało powiedzieć, że wyszło mu to całkiem nieźle. Świetnie wypadł także dobór aktorów, gdzie prócz ściągnięcia Harrisona Forda, aby ponownie wcielił się w Ricka Deckarda, zaangażowano także Ryana Goslinga. Obaj panownie doskonale zazębiali się na planie, co sprawiło, że dostaliśmy prawdziwy hit.

Blade Runner 2049

Mary Poppins Powraca (2018)

Pani Poppins jest prawdziwą rekordzistką. Na sequel przyszło nam bowiem czekać ponad pół wieku i jestem przekonany, że przerwa ta była dłuższa, niż życia większości z nas. Niestety fani Disneya nie dostali czegoś, co ponownie mogłoby skraść ich serca. Powrót kultowej niani i pomoc rodzinie Banksów były ciekawą próbą pójścia w nieco innym kierunku, jeśli chodzi o sequele, ale okazało się to zbyt małą zmianą. Mogło być lepiej, ale sam fakt ponownego debiutu po 54 latach warto docenić.

Mary Poppins powraca

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper