Rycerze Zodiaku - recenzja anime od Netflixa. Jest poprawnie, ale może być jeszcze lepiej

Rycerze Zodiaku - recenzja anime od Netflixa. Jest poprawnie, ale może być jeszcze lepiej

Senix | 16.02.2020, 16:00

Nigdy wielkim fanem Rycerzy Zodiaku nie byłem. Nie zmienia to faktu, że jest to jedno z kultowych anime, jakie dane było mi oglądać w dzieciństwie. Obok takich serii jak Czarodziejka z Księżyca, Yattaman czy też Tygrysia Maska był to dla mnie tytuł obowiązkowy. Tytuł, który uczył mnie, czym jest japońska animacja. A teraz dzięki Netflixowi mogę Wam zrecenzować jej nową wersję.

Oryginalni Rycerze Zodiaku to manga autorstwa Masamiego Kurumady, która ukazywała się od stycznia 1986 do grudnia 1990 roku. Liczy 28 tomów, na bazie których powstało anime emitowane w latach 90. w naszym kraju dzięki telewizji RTL 7. Teraz nastąpi krótki zarys fabularny. Tytułowi rycerze to grupa sierot, wysłana w różne zakątki świata. Mają odbyć trening, który umożliwi im zdobycie legendarnych Zbroi z Brązu. Z ich pomocą mają chronić kolejne wcielenie bogini Ateny. Anime, jak i sama manga, czerpią bardzo dużo z mitologii greckiej, która została przerobiona aby pasować czasowo do wydarzeń. Pojawiają się również odniesienia do innych religii takich jak: chrześcijaństwo, buddyzm czy mitologia nordycka.

Dalsza część tekstu pod wideo

A jak nam to wszystko przedstawia Netflix? Muszę się przyznać w tym miejscu, że po aktorskim Death Note naprawdę obawiałem się ich wersji Rycerzy Zodiaku. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, wyszło dobrze – nie rewelacyjnie, a po prostu dobrze. Ale zacznijmy po kolei. Fabuła w głównej mierze skupia się na oryginalnej wersji anime i mangi. Poznajemy w niej młodego Seiyę, który w dzieciństwie traci starszą siostrę – zostaje porwana przez człowieka odzianego w złotą zbroję. Seiya trafia do sierocińca. Pewnego dnia okazuje się, że skrywa moc, która pozwala mu wyjść obronną ręką z nieprzyjemnych sytuacji. Jednak w dzisiejszych czasach niczego nie da się ukryć i jego awantura z chuliganami trafia do Internetu. Zostaje potem porwany przez ludzi Kido. Ten stara się wytłumaczyć Seiyi, że jest on jednym z rycerzy zodiaku. Jego zadaniem jest chronić przybraną wnuczkę Kido, która jest kolejnym wcieleniem bogini Ateny. Oczywiście, młody Seiya nie chce w to uwierzyć – do czasu, gdy słyszy, że może odnaleźć swoją zaginioną siostrę. W aspekcie fabularnym Netflix wiele nie namieszał, a tylko trochę uwspółcześnił historię.

Rycerze Zodiaku - recenzja anime od Netflixa. Jest poprawnie, ale może być jeszcze lepiej

Pierwszy sezon w głównej mierze skupia się na początku historii i mogę tutaj napisać, że jest dobrym wprowadzeniem. W sześciu odcinkach twórcy zmieścili kluczowe wydarzenia takie jak: trening Seiyi, który odbywa się pod okiem Marin, zdobycie zbroi Pegaza, wyruszenie na turniej, w którym biorą udział inni rycerze z brązu oraz walka z rycerzem Feniksa. Drugi sezon to rozwinięcie pierwszego, w którym powolutku poznajemy głównego antagonistę ukrywającego się w Sanktuarium. Zobaczymy też walki ze Srebrnymi Rycerzami, którzy zostają wysłani w celu zabicia Ateny oraz jej obrońców. Poznamy też trójkę Złotych Rycerzy – w tym mojego ulubionego – Rycerza Panny (ale nie ma to nic wspólnego z tym, że mam taki znak zodiaku – nic z tych rzeczy). I oczywiście finałem będzie pokonanie głównego antagonisty tych dwóch sezonów w postaci Vandera Guraada.

Jedyne, co może Wam się nie spodobać to fakt, że przez te dwa sezony główną rolę odgrywa tutaj Seiya, a rola i historia reszty rycerzy jest marginalna. Chociaż jestem pewny, że w dużym stopniu ten wątek zostanie rozwinięty w Sanktuarium w czasie walki ze Złotymi Rycerzami w kolejnych sezonach.

Rycerze Zodiaku - recenzja anime od Netflixa. Jest poprawnie, ale może być jeszcze lepiej

Animacja będzie największą bolączką recenzentów i fanów oryginalnej kreski z anime. Mi osobiście przypadła do gustu, a sam nie jestem fanem takich zmian. CGI w tym wypadku prezentuje się bardzo dobrze. Szczególnie można to zauważyć w trakcie walk, które są płynne i dynamiczne. Dodatkowo sam design postaci idealnie odzwierciedla ich oryginalne wersje – nie da się ich pomylić, a zbroje są bardzo szczegółowo wykonane. Widać na nich trudy walk – rysy czy ubrudzenia oraz zniszczenia.

Netflix ma dziwną tendencje do zmian pewnych szczegółów – przykładem jest L z Death Note, ale o tym już pisałem w swojej recenzji tej adaptacji. Rycerze Zodiaku nie obyli się bez zmian i imiona kilku kluczowych postaci zostały tutaj zmienione. Saori to Sienna, Shiryu to Long, Hyoga to Magnus, a Ikki to z kolei Nero. Oczywiście nie jest to jakaś drastyczna zmiana, a bardziej wyjście w kierunku amerykańskiej widowni. Mi to nie przeszkadza, ale nie mogę wybaczyć jednego. Kiedy Seiya zwraca się do Sienny, w japońskim dubbingu nie usłyszycie tego imienia, a jej oryginalne imię – Saori. Trochę psuje to odbiór całości, gdy w napisach masz Sienna, a słyszysz Saori. Co do polskiego tłumaczenia to jest rewelacyjne i nie spotkałem się z żadnymi rażącymi błędami.

Rycerze Zodiaku - recenzja anime od Netflixa. Jest poprawnie, ale może być jeszcze lepiej

Drugą rzeczą, która wywoła kontrowersje jest zmiana płci rycerza Andromedy. Shuna nie jest już mężczyzną, a kobietą o imieniu Shaun. Spotkałem się z wieloma krytycznymi opiniami na ten temat i nie mogę się z nimi zgodzić. Jako osoba, która za małolata oglądała Rycerzy Zodiaku nie przeszkadza mi taki manewr. Dodam, że nowe wcielenie bardzo mi się podoba. Znajdą się oczywiście głosy, że jest to wymuszona poprawność polityczna i nie zmienia się czegoś, co istniało od dawna. Okej, każdy prawo do własnego zdania. Ja jednak zadam takim osobom jedno pytanie – dlaczego kobieta nie może być rycerzem? Zgodzę się, że zmiana jest dość kontrowersyjna, ale nie psuje ona dla mnie odbioru postaci. A może jest to po prostu równouprawnienie? Nie słyszałem wielu negatywnych opinii o tym, że w takim Fate/Stay Night wcieleniem króla Artura jest kobieta. Tutaj nie ma poprawności?

Trzecią i ostatnia sprawą, która może nie podobać się fanom oryginału jest to, że akcja w tej adaptacji dzieje się bardzo szybko, że przeskakujemy z jednego wydarzenia do drugiego. Chociaż dzięki temu nie jest to przegadane i rozciągnięte na siłę anime. Jeśli dobrze pamiętam to oryginalna seria liczy sobie 114 odcinków – jak skłamałem, to poprawcie mnie.

Mogę z czystym sumieniem napisać, że pierwszy sezon jest dobrym wprowadzeniem do historii, które oceniam na 6/10. Drugi sezon jest dobrym rozwinięciem, które poprawiło trochę poziom pierwszego – stąd ocena 7. Całość po dwóch sezonach oceniam na 6,5/10 (sumując oceny). Chociaż najbardziej boli mnie to, że Netflix dawkuje tak mało odcinków na sezon, a ja chciałbym więcej.

 

Atuty

  • Animacja: CGI, design postaci
  • Tempo akcji …
  • Rycerz Andromedy i odwaga Netflixa w zmianie jego płci ...
  • Dynamizm i sceny walk
  • Polskie tłumaczenie

Wady

  • Animacja, która może nie spodobać się fanom oryginalnej wersji
  • … które może być za szybkie dla fanów oryginału
  • … która wywoła dużo kontrowersji wśród fanów
  • Napisy (Sienna) względem japońskiego dubbingu (Saori)
  • Mało odcinków w danym sezonie

Rycerze Zodiaku wywołają wojnę, podzielą fanów, ale nie zmienia to faktu, że jest to najlepsza interpretacja anime i mangi w wykonaniu Netflixa – nie liczę Castlevani, bo ona jest adaptacją gry.

6,5
cropper