Głębia strachu – recenzja filmu. Trochę nad powierzchnią mułu

Głębia strachu – recenzja filmu. Trochę nad powierzchnią mułu

Jędrzej Dudkiewicz | 01.02.2020, 21:01

Raz na jakiś czas ktoś wpada na pomysł, że można wykorzystać pomysł, który kiedyś zadziałał, trochę go zmodyfikować i bum, hit, a przynajmniej udany film rozrywkowy gotowy. Wbrew pozorom nie jest to jednak takie łatwe. Najlepszym tego dowodem jest Głębia strachu w reżyserii Williama Eubanka. Nie dziwię się, że produkcja ta praktycznie nie była w żaden większy sposób reklamowana.

W pogoni za zyskiem ludzie zawsze lubili przekraczać granice. Tym razem zbudowali wielkie podwodne stacje, których zadaniem jest wydobycie różnorakich surowców. Gdy na jednej z nich dojdzie do katastrofalnej awarii, grupka ocalałych będzie musiała przedostać się pod wodą do oddalonych o kilka kilometrów budynków i stamtąd uciec na powierzchnię. Szybko okaże się, że nie będzie to takie proste.

Dalsza część tekstu pod wideo

Głębia strachu – recenzja filmu. Trochę nad powierzchnią mułu

Głębia strachu – marna fabuła i prawie zero napięcia

Ze trzy lata temu był dość podobny film – Life, który rozgrywał się w kosmosie. Koncept jest jednak taki sam: niewielka drużyna, która przebywa w skrajnie niebezpiecznych warunkach w miejscu, z którego nie może się w żaden łatwy sposób wydostać, a do tego okazuje się, że nie są tam sami. Been there, done that, można by rzec. O ile jednak z seansu Life można było czerpać przyjemność, nawet mając świadomość, że jest to odgrzewany kotlet, o tyle Głębia strachu nie oferuje w zasadzie nic. Fabuła jest pełna absurdalnych sytuacji, na czele z końcówką – serio, dzieją się tam takie rzeczy, że aż trudno uwierzyć, że ktoś zdecydował się to wrzucić do filmu, a ktoś inny zaakceptował tę decyzję. Twórcy próbują też, głównie w napisach początkowych i końcowych oraz w jednym dialogu, przekazać chyba coś więcej: o tym, że ludzie niszczą planetę, za bardzo myślą o zysku, wszystko są gotowi zniszczyć, a wielkie korporacje to zło, masakra i horror. I pewnie jeszcze dałoby się na to wszystko machnąć ręką, gdyby chociaż Głębia strachu miała cokolwiek wspólnego z tym ostatnim słowem. Tymczasem napięcia jest tu jak na lekarstwo. Owszem, zdarzają się ze dwie, czy trzy sceny, kiedy faktycznie można poczuć ciarki na plecach, ale jak na dziewięćdziesiąt minut filmu to trochę mało.

Głębia strachu – marne postacie

Ogromnym problemem filmu są również bohaterowie, a to dlatego, że w zasadzie nic o nich nie wiadomo. Dwie osoby lubią się wzajemnie, więc się ze trzy razy do siebie uśmiechną, ktoś tam kiedyś kogoś stracił, ktoś ma córkę, ale nie ma to tak naprawdę żadnego znaczenia. W zasadzie jedynie o Paulu granym przez T.J. Millera można powiedzieć coś więcej, a mianowicie to, że jego główną funkcją w produkcji jest rzucanie co jakiś czas żartem dla rozładowania – wciąż nieistniejącego – napięcia. W takiej ekipie zawsze musi znaleźć się ktoś, kto podchodzi do wszystkiego na luzie, robi sobie jaja, ewentualnie rzuca sarkastyczne uwagi. A skoro tylko to można powiedzieć o tej postaci, to wyobraźcie sobie, jak bardzo „skomplikowane” charaktery mają pozostałe. To dość spory problem w tego typu filmie, ponieważ widz powinien móc jakkolwiek kibicować bohaterom w ich zmaganiom z przeciwnościami losu. Mi jednak było całkowicie obojętne, czy ktoś umrze, czy przeżyje, więcej frajdy może więc sprawić zgadywanie, kto w jakiej kolejności będzie żegnać się z życiem.

Głębia strachu nie jest oczywiście filmem katastrofalnie złym. Da się go obejrzeć, zapomnieć na chwilę o całym świecie, a po wyjściu z kina także o tym, co się właśnie obejrzało. Od biedy można docenić tu całkiem niezłe efekty specjalne oraz – niestety zupełnie niewykorzystaną – scenografię. Trudno jednak ukryć, że jest to po prostu zwykła strata czasu.

Atuty

  • Niezłe efekty specjalne;
  • Dobra, ale niewykorzystana scenografia;
  • Ze dwie sceny, w których udało się zbudować napięcie

Wady

  • Nudna i pełna absurdów fabuła;
  • Prawie zero okazji do strachu i napięcia;
  • Całkowicie nieinteresujące postacie bez żadnego charakteru

Głębia strachu to taki film, który wpadnie na chwilę do kin, by chwilę później zostać całkowicie zapomnianym.

4,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper