Ni No Kuni - recenzja anime. Animacja, która urzeka, ale zabrakło talentu Studia Ghibli

Ni No Kuni - recenzja anime. Animacja, która urzeka, ale zabrakło talentu Studia Ghibli

Senix | 26.01.2020, 14:00

Seria Ni No Kuni ma grono zagorzałych fanów, których urzekła magia dwóch jRPGów od Level 5, ale ma też grono osób, którym seria nie przypadła do gustu - anime tego nie zmieni. Jednak dla fanów gier oraz Studia Ghibli jest to pozycja obowiązkowa. 

Pierwszą styczność z serią gier Ni No Kuni mieliśmy w czasach siódmej generacji konsol. Chodzi o rok 2011 kiedy na rynku ukazało się Ni No Kuni: Wrath of the White Witch na PlayStation 3 (nie liczę tutaj wersji tej gry na Nintendo DS-a, bo nie ukazała się ona na zachodzie). Gra opowiada historię 13-letniego chłopca o imieniu Olivier, który razem ze swoją matką Allie żył w mieście Hotroit. Pewnego dnia Olivier i jego przyjaciel postanawiają przetestować skonstruowany przez nich samochód wyścigowy. Kończy się to tragicznie. Samochód razem z naszym bohaterem wpada do rzeki. Chłopiec był bliski utonięcia ale uratowała go matka. Kilka dni później kobieta umiera na tajemniczą chorobę. Zrozpaczony Olivier wypłakuje się w pluszową maskotkę, którą dostał od matki. Drippy ożywa i razem z Olivierem wyruszają do tajemniczego świata, w którym można spotkać sobowtóry osób, które żyją w świecie naszego bohatera. Okazuje się, że Allie jest potężną czarodziejką, która walczy z magiem Jabo. Dwójka naszych bohaterów postanawia ją odnaleźć by pomóc w walce ze złem oraz przywrócił matkę Oliviera do życia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Druga część Ni No Kuni ukazała się w 2018 roku na PlayStation 4 i nosi podtytuł Revenant Kingdom. Tutaj poznajemy losy młodego króla Evana Pettiwhiskera Tildruma, który w wyniku konfliktu między dwiema frakcjami – kotów i myszy – traci władzę. Myszom udaje się przeprowadzić zamach stanu, a Evan musi uciekać z Ding Dong Dell. Pomaga mu w tym mieszkaniec innego świata – Roland, który będzie miał również znaczny udział w odzyskaniu utraconego królestwa oraz uratowaniu świata.

Ni No Kuni - recenzja anime. Animacja, która urzeka, ale zabrakło talentu Studia Ghibli

Trzecie podejście do Ni No Kuni to historia dwójki przyjaciół, którzy znają się od dzieciństwa. Pierwszym z nim jest Yu – inteligentny chłopak, który w wyniku pewnych wydarzeń jeździ na wózku inwalidzkim. Drugi bohater to Haru – szkolna gwiazda koszykówki. Trafiają oni do królestwa Evermore po tym, jak ich przyjaciółka Kotona zostaje zaatakowana przez tajemniczą postać. Okazuje się, że w królestwie Evermore żyje księżniczka, która przypomina ich koleżankę. W celu odkrycia prawdy wyruszają do zamku. Okazuje się, że nie będzie to wcale łatwe zadanie, bo królestwo Evermore skrywa wielką tajemnicę.

Co do samej animacji, to jest ona bardzo dobra, ale wyczulone oko zauważy, że jednak nie jest to dzieło magików ze Studia Ghibli. Pierwsze minuty anime mogą wskazywać, że mamy do czynienia z ich produkcją (w szczególności pierwsza wizyta bohaterów w nowym świecie). Jednak później animacja traci – może nie klimat dzieł Studia Ghibli, lecz urok tej magicznej atmosfery, którą znamy z innych filmów. Drugą rzeczą, która mnie kuła w oczy były sceny walk – nudne i mało spektakularne. Możliwe, że twórcom zależało na większym realizmie, jednak tutaj trafiamy do magicznego świata, w którym magia i miecz współgrają ze sobą. Nie raz miałem wrażenie, że zabrakło budżetu na dopracowanie walk oraz wstawek CGI, które dla mnie wyglądały jak za czasów PlayStation 2.

Ni No Kuni - recenzja anime. Animacja, która urzeka, ale zabrakło talentu Studia Ghibli

Boli mnie też to, że potencjał postaci drugoplanowych nie został należycie wykorzystany. Dobrym przykładem jest Bauer Linden. Na początku wydawał mi się postacią, która odegra jakąś kluczową rolę. Pojawił się w paru scenach, w których moim zdaniem wypadł rewelacyjnie, a potem twórcy jakby o nim zapomnieli. A jak dobrze pamiętamy, to w grach postaci drugoplanowe, które mogły dołączyć do drużyny, odgrywały jednak znaczącą rolę – jak np. Tani i jej ojciec.

Dobrze, trochę ponarzekałem, a teraz trzeba pochwalić twórców za to, że animowane Ni No Kuni jest w dużej mierze ukłonem w stronę fanów gier. Osoby, które miały styczność z dwiema częściami Ni No Kuni od Level 5 od razu wyłapią smaczki, które do nich nawiązują. Nie chcę Wam tutaj zdradzać, jakie to smaczki. Ciekawi mnie tylko, czy rozpoznacie pewnego staruszka, który pojawia się w tej animacji? Sama fabuła przypadła mi do gustu – nawet pomijając słaby, niepotrzebny według mnie wątek „love story”, chociaż wiem, że niektórym może się spodobać. W końcu – ile ludzi, tyle zdań.

Źródło: własne

Atuty

  • Animacja…
  • Fabuła…
  • Nawiązania do gier…
  • Bauer Linden…
  • Muzyka

Wady

  • … która po pewnym czasie traci urok
  • … do momentu wprowadzenia „love story”
  • … które odnajdą tylko fani dwóch gier Level 5
  • … którego postać powinna być lepiej wykorzystana
  • wstawki CGI
  • sceny walk

Ni No Kuni to anime, w którym fani gier Level 5 odnajdą się rewelacyjnie. Powinno też spodobać się osobom, które nie miały z jRPG-ami styczności. Tytuł nie jest idealny jak dzieła Studia Ghibli, ale za to przyjemny w odbiorze.

6,5
cropper