Temat tygodnia: Tanio, taniej, najtaniej. Czyli po co kupować gry na premierę

Temat tygodnia: Tanio, taniej, najtaniej. Czyli po co kupować gry na premierę

Paweł Musiolik | 15.12.2018, 14:03

Czy kupowanie gier w dniu premiery ma jeszcze sens? Ostatnie ruchy wydawców pokazują, że coraz mniejszy. W tym roku wyjątkowo dużo gier tak mocno wtopiło, że krótko po premierze mogliśmy je kupić za pół ceny. A w takim wypadku - po co kupować gry w dniu ich premiery?

Im taniej, tym lepiej. Ciężko ukryć fakt, że nasze hobby jest drogie. Premierowe gry dobijają do 300 złotych i jeśli ktoś chce cieszyć się grą od samego początku, musi sięgać głęboko do kieszeni. Dlatego tak uwielbiamy promocje. Z kupowania na wyprzedażach nie cieszą się za to wydawcy, którzy - co oczywiste - dostają znacznie mniejszą kwotę aniżeli za grę w premierowej cenie. Pół biedy, jeśli dokupimy do gry jakieś DLC. Ale tak dzieje się wyjątkowo rzadko (nie, badań na ten temat nie mam, oceniam na bazie obserwacji).

Dalsza część tekstu pod wideo

I co zabawne, sami wydawcy kopią sobie grób. Jeszcze parę lat temu, średnio na jakieś sensowne obniżki gier AAA musieliśmy czekać najmniej pół roku, jeśli dana gra nie była katastrofą i wszyscy chcieli się jej pozbyć - gracze, sklepy i sam wydawca. Z poprzedniej generacji parę takich gier by się nazbierało - Aliens: Colonial Marines czy Brink to dobre przykłady, pokazujące co kilka lat temu najwcześniej taniało. Były też gry Ubisoftu, ale te z reguły z ceny schodziły dopiero po kilku miesiącach.

W tej generacji stopniowo wszystko wywróciło się na głowę, a apogeum tego oglądaliśmy tej jesieni. Shadow of the Tomb Raider - przeceniony o kilkadziesiąt złotych po parunastu dniach. Battlefield 5? Miesiąc od premiery, a grę dało się kupić za pół ceny. Fallout 76 - poniżej stówki, w niecały miesiąc od premiery. Hitman 2? Pierwsze obniżki już kilkanaście dni po premierze.

Więcej na temat ostatnich przecen gier AAA:

Shadow of the Tomb Raider krytykowane za obniżkę ceny. Gracze narzekają na decyzję wydawcy

Battlefield 5 się nie sprzedaje? Gra przeceniona już o 50% w amerykańskich sklepach

Fallout 76 jeszcze taniej! Gra Bethesdy do kupienia za 89 zł

O ile tak niska cena Fallouta 76 nie powinna nikogo dziwić - to kawał sami wiecie czego, z powtykanymi zapałkami, które podpalono, tak patrząc na to, jak szybko potaniał Shadow of the Tomb Raider, Hitman 2 czy nawet Battlefield 5, nie wypada zadać sobie pytania - po co w ogóle kupować grę w dniu premiery? Rok temu mieliśmy podobną sytuację z grami Bethesdy - Prey czy Wolfenstein błyskawicznie przeceniono o połowę.

W przypadku gier dla jednego gracza, kupienie jej w dniu premiery powodowane było przede wszystkim chęcią ogrania czegoś, na co albo czekaliśmy, albo o czym wszyscy gadają i nie chcemy pozostać w tyle (znany syndrom pominięcia). Dostawaliśmy ten luksus, że mogliśmy na bieżąco dyskutować o grze, nie martwiąc się o spoilery, co dla niektórych jest bardzo problematyczne. Gry sieciowe? Gra od samego początku pozwalała nam przede wszystkim pozostawać blisko czołówki, dzięki dobrej znajomości map i taktyk, które wypracowaliśmy od premiery gry. Co w dla osób, które mocno stawiają na rywalizację w grach sieciowych jest niezwykle ważne.

Czasy się jednak zmieniają. Większość gier singlowych i tak dostaje dodatki fabularne, a w ekstremalnych przypadkach (Śródziemie: Cień Wojny), po kilku miesiącach zostają zmienione kompletnie podstawy gry, nierzadko na lepsze. Opłaca się więc czekać albo na wydanie kompletne, albo na podstawkę za stówkę lub mniej, czasami w kilka miesięcy po premierze. Gry multiplayer za to oferują coraz mniej w dniu premiery. Popatrzmy na Battlefielda 5, który debiutował wykastrowany z trybów, map, liczby dostępnych pojazdów i broni, z największą zapowiedzią - Battle Royale - odłożoną na przyszły rok. A co zabawniejsze w tym przypadku, EA oferowało wcześniejszy dostęp do gry, która kilkanaście dni i tak otrzymała pierwsze łatki balansujące grę, co de facto wywróciło ją do góry nogami, kompletnie zmieniając TTK.

Powodów by kupować grę w dniu premiery, za pełną cenę jest więc coraz mniej. W mojej opinii, jedynym powodem pozostaje chęć wsparcia danej firmy i nic ponadto. Cyfrowe wykluczenie to coś, czego nie powinniśmy się bać, a w przypadku gier sieciowych, do roku i tak wybrany tytuł dostaniemy za pół darmo, bo wydawca rozpaczliwie będzie chciał powiększyć bazę obecnych w produkcji graczy. I na tym wszystkim cierpią wydawcy. Ci sami, którzy ciągle płaczą, że produkcja gier jest za droga, a oni zarabiają na nich za mało, dlatego są z m u s z e n i dodawać do nic mikrotransakcje, lootboksy i masę innego, zbędnego contentu.

Tylko chyba nikt z nich nie pomyśli, że poza oczywistym faktem zrobienia dobrej gry, w którą ktoś chce grać, warto przestać dewaluować swój produkt, goniąc z ceną do dna, bo zamiast planowanych 10 milionów w 3 dni, sprzedaliście tylko 7 milionów w tydzień. My, gracze, chętnie zapłacimy pełną kwotę za wypakowaną zawartością i jakością grę singlową. Zapłacimy tyle za sieciowy tytuł, który nie dość, że będzie nas bawił, to zapewni nam tyle materiału, że przez pierwsze pół roku nawet nie będziemy myśleć o nudzie. A aktualnie mamy tyle, że może i strzela się fajnie w tym Battlefieldzie 5, ale zawartość w grze to 25% tego, co oferował Battlefield 3. Obietnica, że będziemy dostawali za darmo coś, co wytnie się z podstawki nijak nie zachęca.

Czy coś się zmieni? Wątpię. Patrząc na trend, będzie jeszcze gorzej. Kolejne wydmuszki, które albo jakościowo spowodują u nas zgagę, albo zawartości będzie w nich tyle, że kupno danej produkcji podejdzie pod desperację. Będą przeceny, promocje, paniczne obniżki, a na koniec płacz, że gracz nie chce kupować gier na premierę.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper