Felieton: Śpieszmy się kochać gry, tak szybko odchodzą

Felieton: Śpieszmy się kochać gry, tak szybko odchodzą

Paweł Musiolik | 03.03.2014, 14:01

Wszystko się zmienia, pędzi do przodu nie oglądając się na to, co było. Postęp technologiczny ciągnie za sobą postępy w innych dziedzinach kultury i sztuki. Gry wideo należą bez wątpienia do najbardziej dynamicznie zmieniających się dziedzin rozrywki. Jednak efektem zmian są odejścia rzeczy, z którymi część osób nie jest w stanie się pogodzić

Gdyby ktoś zapytał mnie kilka lat temu o to, jakie gatunki można najczęściej znaleźć na konsolach, to prawdopodobnie odpowiedziałbym, że japońskie RPG-i, platformówki, gry przygodowe i bijatyki. Był to gatunki raczej poza zasięgiem chociażby PC-towców, którzy znowu mieli u siebie niezliczone grono gier strategicznych, ekonomicznych i symulacyjnych, a nad wszystkim królowały wymagające małpiej zręczności FPS-y. Liznąłem trochę obu światów. Mając przerwę od PlayStation, katowałem swojego pierwszego PC-ta wieloma gatunkami gier, które były niedostępne, ale z nich wszystkich zakochałem się w strategiach. Swoje piętno odcisnął także Unreal Tournament 2004 (do dzisiaj ciepło wspominam Flak Guna i Redeemera). Gra, która w dzisiejszych czasach miałaby problem wybić się sprzedażowo poza przeciętność. Powodów jest wiele, ale najpoważniejsze są takie, które dotykają całego rynku gier i wielu gatunków, niezależnie od platformy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dzisiejsi gracze to praktycznie dwie grupy. Jedna z nich dobija do trzydziestki lub ją przekroczyła. Ich najpoważniejszym problemem nie jest wcale skąd wziąć 200 złotych na grę, w którą chcą zagrać. Problemem jest jak ze swojego planu dnia wycisnąć chociaż godzinę, by siąść przy konsoli, a jeśli to zrobią – by nie odeszły ich chęci po – daj boże tylko – ośmiogodzinnym dniu pracy. Tym, którym w życiu się udało, dołożyć trzeba żonę, dzieci i czas, jaki im poświęcają. Ta grupa kilkanaście lat temu łoiła kilkanaście godzin dziennie z kumplami w , hodowali złotego Chocobo w i wyrywali kręgosłupy w Mortal Kombat, robiąc przerwy od kolejnych wyścigów w Gran Turismo. W większości ich wspomnienia krążą wokół gier, którym poświęcano kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin, nie licząc już zapaleńców spędzających kilkaset godzin z daną grą. Wspominają, bo tylko to im zostaje. Nie mają już na to czasu i, niestety, wypadają z obiegu oraz „targetu” producentów gier.

Drugą grupą jest ta głośniejsza, liczniejsza i nadająca główny kierunek, w którym podążają gry. Ta grupa cierpi na coś co określam jako notoryczne ADHD. Nie mam dzieci, więc w przypadku parolatków ciężko się wypowiadać, ale spotykam młodzież w wieku szkolnym, natrafiam na takie osoby w internecie, i widzę, że niesamowity problem ze skupieniem jest normą. Dlatego gry idą w kierunku zaspokajania takiego odbiorcy. FPS-y, w których nie liczą się umiejętności, sprawne oko i tygodnie treningu, a raczej główną rolę odgrywają perki i inne „ulepszacze”. RPG-i w których rozwój postaci został kompletnie spłycony, a fabuła jest dodatkiem do efektownej grafiki w rozległym świecie. Nie winię ludzi za to, jak zostali wychowani, czy poddają się wpływowi środowiska i popkultury.

Jedynym problemem jest to, że osoby, które wspominają granie z rozrzewnieniem, niestety nie potrafią pogodzić się z odejściem ukochanych przez nich gatunków oraz zrozumieć, że wpływ na sprzedaż konsol nie mają już kolejne, japońskie RPG-i, platformówki czy inne, aktualnie niszowe gatunki. Teraz liczy się wytworzenie potrzeby zagrania w dany tytuł. Miliony kupują kolejne tasiemce, bo są proste, przyjemne i nie potrzeba kilkunastu godzin, by sobie poradzić z wybranym tytułem. Wydawcy to widzą i po prostu kierują się biznesowym podejściem do sprawy. A gdy zdarzy się wyjątek, jak chociażby Ubisoft z Raymanem, to widzimy później komunikaty o niezadowalającej sprzedaży. A to nie jest zła gra, dla wielu jest to najlepsze, co wyszło na konsole poprzedniej generacji.

Tutaj nasuwa się pytanie co dalej? Zaryzykuję stwierdzenie, że nic, co nas zaskoczy. Pewna nisza istniała od zawsze, a teraz tylko się powiększy i nabierze na sile. Oczywiście mówię o konsolach, gdyż PC-ty to inna para kaloszy, gdzie każdy robi to, na co ma ochotę, i to jest największą siłą platformy. Chcesz zrobić grę, w którą prawdopodobnie zagra 30 osób? Rób. Nikt nie powie ci, że się nie opłaca. Z konsolami już tak kolorowo nie jest. Mimo otwarcia się na producentów niezależnych to i tak przebiją się najwięksi i najbardziej znani. Lub ci, którzy potrafią sprzedać swój pomysł, nierzadko jadąc na nostalgii, co w żadnym przypadku nie może być potępiane. Każdy z nas tęskni za beztroskimi czasami, gdzie nikt nie wymagał od nas niczego, dzięki czemu wolny czas marnowaliśmy na kolejne „głupie” gry.

Źródło: własne
Paweł Musiolik Strona autora
cropper