Graliśmy w Yakuza 6: The Song of Life – moc Segi jak za dawnych lat

Graliśmy w Yakuza 6: The Song of Life – moc Segi jak za dawnych lat

Roger Żochowski | 07.02.2018, 21:30

"Oficjalny pokaz Yakuza 6 w Polsce". Czytając to przecierałem oczy ze zdziwienia. To historyczny dzień, bo seria do tej pory nawet jak miała wydawcę w naszym kraju, to była srogo olewana. Dzięki Cenedze mamy pierwszą jaskółkę.

Pokaz szóstej odsłony gry, którą Japończycy cieszą się od dawna, odbył się w Warszawie w klubie Meta. Już przy wejściu witał nas ogromny baner z napisem Yakuza 6, na którym to swoją groźną twarzą straszył sam Kazuma Kiryu, bohater serii. Nieopodal ustawiono przygotowane stoiska z pierwszymi rozdziałami angielskiej wersji gry. Nic tylko siadać. Ale zaraz, tak bez podkładu? Ktoś rzucił, że przy barze dają smakołyki i poją. Procentom i pięknym kobietom nigdy nie odmawiam! Było japońskie piwo, cieplutkie sake i pyszne sushi. Z takim prowiantem można było zasiąść przy stole i zobaczyć co też wysmażyła nam Sega, dla której Yakuza to chyba ostatnia tak dopracowana seria w portfolio. Przypominająca o czasach świetności „Niebieskich”. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Gangster w pieluchach

Akcja szóstej Yakuzy rozpoczyna się dokładnie tam gdzie skończyła się piątka. Pierwsze rozdziały to istna karuzela różnych zdarzeń, w trakcie których przewijają się kolejne znane fanom postacie. Dla kogoś niezwiązanego z serią może to być problem, na szczęście już w prologu Sega sprytnie przedstawia nam głównych bohaterów. Jak? Tego Wam nie zdradzę. Nie ulega jednak wątpliwości, że osobom chcących zacząć przygodę z Yakuzą polecałbym najpierw genialną Yakuzę Zero, która nie jest obciążona bagażem masy wydarzeń i wątków ze wszystkich części gry.

Yakuza 6

Yakuza 6

Oczywiście w pierwszych rozdziałach więcej jest oglądania filmów niż grania, ale są one jak zawsze świetnie wyreżyserowane, a mimika twarzy znów daję radę budując wiarygodne postacie. Autorzy gry po raz kolejny bawią się z nami konwencją. Widzimy jak w barze Kazuma wyjmuje jakiś biały proszek, który za chwilę będzie gotował. Narkotyki? Gdzie tam. Choć Yakuza nie stroni od przemocy, dosadnego języka, seksu i jak wiele gier japońskich ma gdzieś poprawność polityczną, okazuje się, że biały proszek to mleko dla bobasa, którym opiekuje się Kazuma. Zaraz, zaraz, ale jakiego do jasnej anielki bobasa?

Kiryu po wydarzeniach z poprzedniej odsłony musiał trafić na 3 lata za kratki. W tym czasie poważnie zagrożony był sierociniec na Okinawie, którym nasz bohater się opiekował. Zagrożony ze strony wścibskich mediów, które śledziły Harukę, przybraną córkę Kazumy. Dziewczyna wyrosła na gwiazdę muzyki pop, ale przez szczerość zaczęła być wiązana z Yakuzą, a to mogło źle odbić się na dzieciakach z sierocińca. Haruka postanowiła więc na jakiś czas zniknąć. Gdy Kazuma opuszcza po 3 latach więzienie (gość jest jak wino im starszy tym ubywa mu zmarszczek), z przerażeniem odkrywa, że Haruka leży w śpiączce potrącona autem przez nieznanego sprawcę. Okazuje się jednak, że zanim doszło do tragedii urodziła dziecko, które teraz trafia w ręce przerażonego Kiryu. Żadna mafia nie ma bowiem startu do zmiany zafajdanych pieluch! NIE MA!

Mafijna telenowela

Miło jest odwiedzić sierociniec na Okinawie i zobaczyć jak duże są już dzieciaki, których wątki śledziliśmy mocno w trzeciej odsłonie gry. Yakuza 6 wydaje się jeszcze bardziej ludzka grając na naszych emocjach. Przechadzając się ulicami Tokio można z kolei spotkać fanów Haruki, którzy uwielbiają jej kawałki. Fajnie zobaczyć co słychać u Akiyamy, detektywa Date'a, „mamy” z Sereny czy rąbniętego Majimy. Zawsze fascynuje mnie jak zmienia się świat Yakuzy oraz życie głównych i pobocznych bohaterów wraz z kolejnymi częściami gry. Ale i mafijne klimaty wciąż mocno odciskają swoje piętno. Kamurocho się zmienia. W klanie Toyo, w którym niegdyś rządził Kiryu, do głosu dochodzą młode wilki, które muszą radzić sobie z chińską mafia. Kiryu nic już dla nich nie znaczy, jest melodią przeszłości. Wszystko bacznie obserwuje też policja, która czuje, że coś dużego wisi w powietrzu i szykują się przetasowania na najwyższych szczeblach przestępczej drabinki. A wszystko to wrzucone w wir znakomitej historii ze znanymi aktorami jak choćby Takeshi Kitano, gwiazda kina mafijnego w Japonii, który odgrywa rolę jednego z liderów mafijnej rodziny. Na występ załapał się też bożyszcz japońskich nastolatek – Shun Oguri – wcielający się w jednego z młodych wilczków. Jest moc!

Ta fabularna telenowela przesiąknięta jest jeszcze mocniej japońskim klimatem. Oznacza to jeszcze większą liczbę pobocznych atrakcji, questów i minigierek, w których można się rozpłynąć na grubo ponad 70 godzin. Poprawiono praktycznie każdy element - system walki daje więcej możliwości i przeróżnych finisherów, przy których kości aż trzeszczą. Więcej elementów otoczenia ulega uszkodzeniu, pękają szyby w witrynach sklepowych, sypią się banery reklamowe. Walka może teraz przenieść się z ulicy do sklepu dzięki zrezygnowaniu w wielu miejscach z loadingów pojawiających się niegdyś przy wejściu do pomieszczeń. Kazuma nieco szybciej się męczy biegając, ale z drugiej strony od starć można uciekać nawet po ich rozpoczęciu, a oprychów widzimy z daleka dzięki strzałkom nad ich głowami. Postać można wzmacniać inwestując w kilka atrybutów, zdobywać nowe techniki, a jedzenie w końcu daje wymierną korzyść, bo trzeba co jakiś czas zapełniać widoczną na ekranie ikonkę żołądka, co wpływa na naszą formę i kondycję. 

Hostessy zrzucają ubrania

Jakby tego było mało do produkcji zaimplementowano mini-grę, w której tworzymy własny klan mafijny, rekrutujemy członków, obsadzamy role, wybieramy liderów. Wydajemy też rozkazy rosnąć coraz bardziej w siłę i stająć do walki z najsilniejszymi klanami rządzącymi w Kamurocho. A to tylko jedna z wielu misji pobocznych. Co powiecie na możliwość zrobienia sobie selphie w grze i wrzucenia go na Facebooka? Na telefonie poromansujemy też z hostessami, nieodzownym elementem serii. Ba, można nawet zapisać się na siłownię korzystając z rad personalnego trenera, który będzie decydował o tym co jemy! Dla mnie seria Yakuza z każdą kolejną częścią staje się coraz bardziej rozbudowanym symulatorem życia gangstera, gdzie mordobicia to tylko część "przyjemności". Bo przecież w salonach Segi każdy szanujący się członek Yakuzy zagra w pełne wersje takich hitów jak Virtua Fightera 5, Puyo Puyo, Space Harrier czy Outrun. Gdyby przenieść się w czasie i powiedzieć fanowi "niebieskich", że kiedyś będzie mógł zagrać w te wszystkie hity w innej grze odwiedzając salon arcade złapałby się za głowę. 

Yakuza 6 to szczytowe osiągnięcie serii i choć nie jest idealna (zwolnienia animacji, słabsze tekstury niektórych obiektów, czasami archaiczne dźwięki i menusy), to jest to must have dla fanów serii, japońskiej kultury i wielbicieli dobrych, pokręconych historii. Próg wejścia jest wprawdzie wysoki, bo zbyt dużo wątków wymaga choćby częściowej znajomości poprzednich odsłon, jednak dla chcącego nic trudnego i naprawdę warto nadrobić zaległości, albo chociaż zagrać w Zero przed szóstką, by docenić jak wspaniała jest to seria mimo swej japońskości. Prawdziwy duchowy następca Shenmue.

Ocena wstępna: 9.0

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper