Godless - recenzja serialu. Netflixowe Red Dead Redemption i klasyka westernów

Godless - recenzja serialu. Netflixowe Red Dead Redemption i klasyka westernów

Roger Żochowski | 04.12.2017, 19:55

Przebieracie nóżkami nie mogąc się doczekać nowego Red Dead Redemption? Na Netflixie właśnie zadebiutował serial, który skradnie Wasze serca i umili oczekiwanie na drugą odsłonę hitu Rockstar. Dla fanów szeroko pojętych westernów będzie to jedna z lepszych produkcji 2017 roku.

Z westernami jestem związany od dziecka, bowiem dorastając podglądałem z kanapy jak rodzice zasiadali weekendami by na TVP raczyć się takimi produkcjami jak „Ringo Kid”, "Dyliżans" czy „Mściciel”. Godless niemalże na każdym kroku pokazuje, że jego twórcy kochają ten gatunek i czują się w nim znakomicie. Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Dziki Zachód nie bez powodu nazywany jest dzikim, a widz jest świadkiem rzezi, jakiej dokonał w mieście Frank Griffin (grany przez Jeffa Danielsa znanego choćby z "Głupi i Głupszy") ze swoją bandą wyjętych spod prawa rzezimieszków. Sceny są bardzo mocne, miasto pachnie trupem, a powieszone na jednej z ulic dziecko pokazuje, że twórcy idą na całość. Ludzie będą ginąc, zwierzęta cierpieć, a nasza nienawiść do Griffina wzrastać z każdą minuta 7-odcinkowego miniserialu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Griffin to zresztą jeden z ciekawszych czarnych charakterów jakie miałem ostatnio okazję poznać. Łączy w sobie cechy bezwzględnego mordercy z kimś w rodzaju pastora, który bierze pod swoje skrzydła zbłąkane dusze i prawi im kazania. Od samego początku ukazany jest niemalże jak ktoś nieśmiertelny, owiany złą legendą, przed którym drżą miasta i wioski wliczając w to okolicznych szeryfów. Griffin ma własną historię, którą poznajemy wraz z rozwojem serialu, potrafi zabijać, ale i okazać akt łaski, jest nieprzewidywalny, szalony a przy tym zrównoważony w swoich poglądach. To jedna z lepszych ról Jeffa Danielsa w jego karierze i za każdym razem gdy na ekranie pojawia się Griffin ze swoją bandą, napięcie rośnie. Z jednej strony narasta w nas złość za jego kolejne zbrodnie, z drugiej chcemy go oglądać i słuchać.

Jednak to nie Griffin, a Roy Goode (gra go Jack O’Conell), jest tutaj głównym bohaterem. Mający ciężkie dzieciństwo Roy został niegdyś przygarnięty przez Griffina, jednak z czasem pojął, że nie ma serca do zabijania i okradł bandę swojego mentora czym bardzo go zranił. Ścigany przez rządnego zemsty Griffina trafia do Nowego Meksyku, a dokładnie na farmę pięknej wdowy imieniem Alice (urocza, ale i zabójczo skuteczna Michelle Dockery) mieszkającej z synem i jego babcią, starą Indianką. Bo poza strzelaniem serial nie stroni od wątków obyczajowych, które bardzo często wskakują na pierwszy plan. A jeśli dodam, że nieopodal farmy leży miasto zamieszkałe przez niemalże... same kobiety? Do tego mamy wątek lokalnego szeryfa uważanego za tchórza i starającego się udowodnić swoją wartość, jego młodego zastępcy pełnego ideałów i uwikłanego w skazany na porażkę związek (w tej roli Thomas Brodie-Sangster - "Gra o Tron", " Więzień labiryntu"), byłej prostytutki sprawdzającej się jako nauczycielka, siostry wspomnianego szeryfa (świetna Merritt Wever), która zamiast sukni woli strzelby, a zamiast mężczyzn - kobiety, czy czarnoskórych mieszkańców Ameryki, którzy po wojnie szukają miejsca dla siebie. A to tylko część historii i postaci, które przewijają się w serialu, bo nie sposób choćby nie wspomnieć o świetnej roli Kima Coatesa przedstawiciela kompani, która chce położyć łapy na złożach okolicznej kopalni, czy kreacji Sama Waterstona, prawego i ścigającego bandę Griffina marshalla ze słabością do whisky.

Muszę przyznać, że role drugoplanowe nadają kolorytu całej produkcji i praktycznie nie ma tu słabej postaci. Bieżące wydarzenia mieszają się z retrospekcjami, dzięki którym odkrywane są nowe karty związane z przeszłością Roya i Griffina oraz trudnych relacji jakie ich łączyły. To wszystko zostało znakomicie nakręcone - ujęcia kamer i zdjęcia plenerowe zachwycają (galopujące o wschodzie słońca konie w szerokim kadrze to poezja), a dialogi mają w sobie magnetyzm. Całość rozwija się niespiesznie, ale nie brakuje scen typowych dla westernów, pościgów konnych, patetycznych przemów, strzelanin w barach, legend i mitów czy specyficznego humoru. Serial napisał i wyreżyserował Scott Frank, którego możecie kojarzyć choćby ze znakomitego moim zdaniem „Logana". I choć nie da się ukryć, że od początku istnieje jasny podział na role tych dobrych i złych, a historia nie jest jakoś wybitnie oryginalna, to 7-odcinków wciąga się za jednym posiedzeniem. Może dlatego, że bohaterowie są wielowymiarowi i nawet mordercy przedstawieni zostali w ciekawy sposób, nie uciekający od skomplikowanych rysów psychologicznych. Co jednak najbardziej uderza -  ogromną rolę odgrywają tu kobiety. Te niezależne, jak i te, które tęsknią za zapachem mężczyzny, nawet jeśli miałyby znów stać się kurą domową. Z czasem widz zaczyna kibicować dziewczynom choć od początku wiadomo, że wisząca w powietrzu konfrontacja z Griffenem, którą czujemy pod skórą nieustannie, nie wszystkim wyjdzie na dobre. Nie zabraknie więc momentów, w których uronimy przysłowiową łezkę. Godless jest momentami mroczny, brutalny, skrojony pod dorosłego widza. Ale mimo scen, w których mózgi przyozdabiają okoliczne ściany nigdy nie miałem wrażenia, że przesadzono w tym elemencie. Jest dosadnie, ale przy tym poetycko momentami nawet z lekką domieszką mistycyzmu.

Dlaczego więc tylko 8? Mimo i sam finał jest bardzo widowiskowy pozostawił lekki niedosyt. Ściśnięcie wszystkich wątków w 7-odcinkowej serii również daje się momentami we znaki i chciałoby się lepiej poznać niektóre postacie. Liczę bardzo mocno na drugi sezon, choć opowiadający już inną historię w tym samym świecie. Autorom udało się stworzyć klasyczny western w nowoczesnym wydaniu, w którym co bardziej spostrzegawczy dostrzegą też problemy segregacji rasowej, wojny płci czy roli w społeczeństwie. Gorąco polecam. 

Atuty

  • Znakomity czarny charakter
  • Bardzo dobra narracja
  • Postacie drugoplanowe
  • Zdjęcia i montaż
  • Widowiskowe sceny strzelanin
  • Klasyczna konwencja westernu w nowej formie

Wady

  • Tylko 7 odcinków
  • Niektóre wątki przydałoby się rozbudować

Wspaniały serial, który pokazuje, że na klasycznych fundamentach gatunkowych można zbudować coś świeżego i oryginalnego.

8,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper