Reakcja: Street Fighter V Alpha i recenzja jako gatunek literacki

Reakcja: Street Fighter V Alpha i recenzja jako gatunek literacki

Mateusz Gołąb | 16.02.2016, 17:00

Wygląda na to, że wydawcy znaleźli nowy sposób na tłumaczenie wypuszczania na rynek niedokończonych produktów. Gra to przecież usługa, która cały czas będzie rozwijana. Wyrasta nam na oczach mocno niepokojący trend.

Do dzisiejszego tekstu zainspirował mnie komentarz użytkownika Caladean, za co serdecznie dziękuję. Pewnie w dużej mierze rozmijamy się poglądami, ale dobra dyskusja zawsze jest w cenie i pozwala nam się rozwijać nawet, jeżeli stoimy po przeciwnych stronach ringu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie potrafię zgodzić się ze stwierdzeniem, ze recenzja, jako forma, nie nadaje się do oceniania gier. Z pewnością osobiście obstaję mocno przeciwko wystawianiu not liczbowych. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę trudno jest skondensować swoje myśli w formie abstrakcyjnej cyfry, która dla każdego może mieć kompletnie odmienne znaczenie. Po drugie z tego prostego powodu, że obserwujemy dzisiaj ogólną niechęć do czytania tekstów. Wielu czytelników, niestety, biegnie wzrokiem do oceniaczki, przyswoi wyrok w formie numerycznej, a w ostateczności może przeczyta plusy i minusy. Ich brak z pewnością wymuszałby na potencjalnym odbiorcy choćby pobieżne prześledzenie tekstu, po którym powinien on wysnuć własne wnioski poprzez przyrównanie opinii recenzenta do własnych standardów.

Driveclub był marny w dniu premiery, ale po dłuższym czasie stał się jedną z najlepszych ścigałek na rynku. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Dlaczego zatem tak bardzo narzekamy na crowdfunding albo wczesny, płatny dostęp do gry? Na dobrą sprawę jest to dokładnie to samo. Za rok Street Fighter V będzie wypchany różnymi trybami, bo w końcu jest to usługa i prawdopodobnie zasłuży na uwagę graczy. Sęk w tym, że w tym momencie wydajemy w dniu premiery spory procent swojej wypłaty po to, aby dopiero za te potencjalne kilkanaście miesięcy spędzać miło czas. Bez sensu, prawda? 

Jest jeszcze druga kwestia. Jest to produkt fizyczny. To argument, który powtarzałem wielokrotnie przy okazji różnych felietonów i ma on również zastosowanie w przypadku najnowszej odsłony Ulicznego Wojownika. Jeżeli Capcom nie wypuści kiedyś kompletnej edycji gry, to za 20 lat, gdy serwery PS4 zostaną wyłączone będziemy mieli płytę z bardzo niekompletnym produktem, którego głównym motorem napędowym był kiedyś tryb sieciowy. Być może niektórzy z was pamiętają strzelaninę o nazwie MAG, która swego czasu była niezwykle rewolucyjna pod względem skali rozgrywanych meczy. Jej twórcy nie przygotowali niczego dla samotników. Aktualnie płyta może służyć mi za podstawkę pod piwo.

MAG jest oczywiście bardzo skrajnym przykładem, a Capcom nie jest jedyną firmą winną wypuszczenia niekompletnego produktu na rynek. Robi się ich coraz więcej i wyrwane z gry DLC, to jeszcze pół biedy. Gorzej w przypadku, gdy dostajemy ubogi produkt i worek obietnic za pełną cenę.

Lepiej odwrócić się plecami i poczekać aż twórcy dokończą, co powinni. Przy okazji zapłacimy za grę trochę mniej. Hype naszym wrogiem, a osiągnięcie pełnego Zen prowadzi do oświecenia

Nie jestem fanem aktualizacji recenzji, a na PPE również tego nie praktykujemy poza grami epizodycznymi. Produkt pojawiający się na rynku ma najwięcej do zwojowania w dniu premiery i to wtedy przyciąga największą rzeszę kupujących. To jest moment, w którym gra powinna na siebie zarobić, więc to tutaj musi nastąpić osąd. Niektórym może się wydawać, że osoby oceniające gry bywają złośliwe, uprzedzone, albo „chcą zabłysnąć”, co regularnie przewija się w komentarzach. Inni nawet sądzą, że wysokie oceny są opłacona przez wydawców, co jest kompletną bzdurą.

Zrecenzowanie gry to naprawdę trudna sztuka, bo zadaniem recenzenta jest nie tylko przedstawienie swoich osobistych odczuć, ale również określenie czy dany tytuł może przypasować szerokiemu gronu odbiorcy. W końcu każdy z czytelników inwestuje w swoje hobby niemałe kwoty pieniężne. To na nas leży ciężar ostrzegania „hej, nie kupuj tego, bo będziesz żałował”. Osobiście wydając pieniądze tu i teraz na Street Fightera V, jako fan serii, czułbym potężny niedosyt. Pisząc o „piątce” stoczyłem osobiście niemałą batalię między „hypem” a zdrowym rozsądkiem.

Przede wszystkim przestańmy bronić wypuszczania na rynek niekompletnych produktów. Siecią i możliwością patchowania gier można wytłumaczyć wszystko. Włącznie z lenistwem niektórych deweloperów. Tęsknię trochę za czasami, gdy nie było mowy o łatkach konsolowych i albo produkt wychodził doszlifowany, albo już na zawsze stawał się czarną owcą w repertuarze danego studia. Tak było, wydaje mi się, lepiej dla nas wszystkich – także dla samych dewów, którym wydawcy często wypychają niemal siłą produkty na rynek. Przecież się naprawi / dopracuje.

 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Street Fighter V.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper