To już 125 lat z Nintendo! A wszystko zaczęło się od... karcianki

To już 125 lat z Nintendo! A wszystko zaczęło się od... karcianki

Roger Żochowski | 23.09.2014, 13:14
125 lat. Tyle właśnie czasu na rynku trzyma się Nintendo. Choć japońska firma podejmowała się już wyzwań na różnych płaszczyznach, nie zawsze związanych z grami wideo, to w dalszym ciągu trzyma się świetnie posiadając ogromne rezerwy finansowe. Z okazji okrągłej rocznicy warto przypomnieć sobie krótko jak to wszystko się zaczęło. 
 
Dalsza część tekstu pod wideo
Firmę hydraulika założył w roku 1889 Fusajiro Yamauchi i początkowo nic nie łączyło jej w jakikolwiek sposób z elektroniką. Zyski przynosiła sprzedaż kart do hanafudy, tradycyjnej japońskiej gry karcianej, która była bardzo popularna między innymi wśród członków Yakuzy. Mały biznes z biegiem czasu przerodził się w masową produkcję, a Nintendo stało się w tej dziedzinie prawdziwym potentatem, wykupując nawet stosowną licencję na wykorzystanie postaci stworzonych przez Disneya. Dziś mało kto wie, że za zarobione w ten sposób pieniądze Ninny założyło własną firmę taksówkarską, stację telewizyjną a nawet sieć "hoteli miłości", do których Japończycy udają się w wiadomym celu. 

 
Z biegiem czasu Big N zainwestowało spore środki w produkcję zabawek, i to właśnie wówczas swoim geniuszem po raz pierwszy zabłysnął Gumpei Yokoi, zatrudniony przez Nintendo w roku 1965. Jako inżynier linii montażowej skonstruował w wolnym czasie automatyczną, wysuwaną łapkę (Ultra Hand), którą podczas wizytacji fabryki zauważył prezes firmy Hiroshi Yamauchi. Dacie wiarę, że ten mało skomplikowany gadżet sprzedał się potem w ilości 1,2 miliona sztuk?

 
Niedługo potem kolejnym jego hitem stał się Love Tester: urządzenie zaprojektowane dla młodych kobiet i mężczyzn, badające ich poziom uczuć. Aby z niego skorzystać, pary łapały za metalowe, kuliste czujniki, trzymając się jednocześnie za ręce. Po krótkiej chwili licznik zamontowany w urządzeniu wyświetlał w skali od 1 do 100, "wynik miłosny". Nie trzeba chyba dodawać, że młodzi Japończycy oszaleli na jego punkcie. "Szybko rozeszła się plotka, że wskaźnik daje lepsze rezultaty, gdy chłopak pocałuje dziewczynę" - żartował nieżyjący już niestety Gumpei Yokoi. 

 
Wkrótce potem Ninny nieśmiało wkroczyło na rynek gier wideo wykupując w roku 1975 prawa do dystrybucji konsoli Magnavox Odyssey (na japońskim rynku), zaś kilka lat później stworzyło Donkey Konga, automat do gry, dzięki któremu do skarbnicy wpadły kolejne miliony dolarów. W międzyczasie podróżujący pociągiem Gumpei wpadł na pomysł stworzenia przenośnej konsoli, obserwując jakiegoś biznesmena bawiącego się z nudów kalkulatorem. "Niektórzy myślą, że to tylko legenda, ale uwierzcie mi, że tak właśnie było. Zwróćcie uwagę choćby na to, że w Game & Watch zastosowano ten sam chip, co w ówczesnych kieszonkowych kalkulatorach" - zaznacza Izushi, jeden z projektantów konsoli. 

 
To był idealny okres by spróbować wejść na rynek z takim urządzeniem. Technologia LCD była tania, a gry wideo rozwijały się w zastraszającym tempie. Do tej pory jednak branża związana była przede wszystkim z systemami stacjonarnymi bądź maszynami arcade. Wprawdzie kilka firm próbowało wejść na rynek z przenośnymi urządzeniami, ale oferowały one proste gry i były zbyt wielkie, by w ogóle móc nazwać je mobilnymi. Yokoi cały czas obserwował poczynania takich firm jak Mattel czy Tomy i postanowił wykorzystać tą wiedzę do stworzenia własnego projektu. W chwili wynalezienia Game & Watch, technologia LCD była wszędzie. Ceny za poszczególne składniki spadły tak bardzo, że stała się ona relatywnie tania. Wprawdzie niektórzy ludzie z Nintendo chcieli użyć w Game & Watch nowocześniejszych rozwiązań, ale zmniejszyły one żywotność baterii i podniosły koszty. 
 
Tymczasem Yokoi od samego początku dawał do zrozumienia, że przystępność to klucz do sukcesu, a graczom bardziej zależy na ciekawych grach niż na krzykliwej technologii. Co by nie mówić, filozofia ta doskonale sprawdziła się również w późniejszych latach, gdy Nintendo wprowadzało na rynek Game Boya, DS-a czy chociażby Wii. W tamtych czasach projektowanie konsoli różniło się jednak znacząco od tego, z czym mamy do czynienia dzisiaj. "To był czas, w którym Nintendo zatrudniało na stanowiska projektantów zaledwie kilka osób. Rekrutacja miała miejsce w okresie, gdy firma rozpoczęła prace nad Game & Watch. Utworzono nawet specjalny oddział o nazwie 'Creative Section'" - wspomina Satoru Iwata, obecny prezes Nintendo. "Nasz zespół składał się z pięciu osób. Kiedy podjęto decyzję o produkcji Game & Watch, nie było kogoś takiego jak główny projektant. To były inne czasy. W związku z tym, każdy miał swój udział we wszystkim, od tworzenia gameplayu, przez projektowanie kolejnych konsol, po dobranie koloru i opakowania" - dodaje Makoto Kano, wówczas jeden z czołowych projektantów Nintendo. Co ciekawe Game & Watch miał również swoją maskotkę, którą był niejaki Mr. Game & Watch, protoplasta Mariana, pełniący jednocześnie rolę bohatera w wielu tytułach.

 
"Uwierzycie jeśli powiem, że nadzorowaliśmy nawet prace nad reklamą telewizyjną? Raz podczas zdjęć ukryliśmy się w dużym pudle, grając przez kilka godzin na konsoli. Spędziłem tam tyle czasu, że do dziś śni mi się po nocach motyw muzyczny obecny w reklamie" – żartuje Izushi. Pierwsza fala urządzeń z serii Game & Watch zalała rynek w roku 1980 i choć nie przyniosła spektakularnych zysków, Nintendo powoli acz sukcesywnie tworzyło sobie grunt pod przyszłe sukcesy. Takie systemy jak NES, SNES czy GameBoy, oraz marki pokroju Mario, Metriod Prime, Zeldy czy Pokemonów, pozwoliły firmie przejąć pałeczkę lidera rynku gier wideo i wyprzeć takich potentatów jak Atari.

Japończycy zapisali się też w historii polskiej sceny gier wideo, choć niekoniecznie w taki sposób, jakby chcieli. Niemniej jednak to właśnie Nintendo w dużej mierze przyczyniło się do popularyzacji konsol wideo w Polsce. Chodzi oczywiście o pirackie klony NESa i przenośnych systemów. Handheldy ze wschodu produkowane przez radziecką firmę Elektronika, były swego czasu bardzo po[ppularne w kraju nad wisłą. "Ruskie jajka", "kucharzyk", "ośmiorniczka", "ścigałka", "formułka" czy "myśliwy", to terminy doskonale znane starszym stażem graczom, którzy katowali zakupione na targu konsolki. Nieco później Polska przywitała z otwartymi ramionami Pegasusa, czyli klon NESa, poznając na własnej skórze fenomen takich gier jak Mario czy Contra. 



 
Ninny od lat podąża własną ścieżką nie patrząc specjalnie na poczynania konkurencji i za to należy się Japończykom szacunek. To właśnie systemy i gry produkowane przez BiG N są gwarancją jakości oraz unikalnych doświadczeń, których próżno szukać na konsolach Sony i Microsoftu. Z okazji 125 urodzin redakcja PPE życzy japońskiej firmie kolejnych 125 lat i kontynuowania polityki, dzięki której miliony graczy na całym świecie mogą co roku cieszyć się z kolejnymi, przełomowymi produkcjami. I myślę, że i Wy, czytelnicy, zechcecie przyłączyć się do tych życzeń.  
Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper