Comix Zone -Todd McFarlane z piekła rodem

Comix Zone -Todd McFarlane z piekła rodem

redakcja | 30.06.2013, 10:22

Pamiętam ten dzień, gdy ujrzałem go po raz pierwszy. Nie wiedząc wówczas jeszcze, czym tak w zasadzie jest komunia, kroczyłem dzielnie trzymając swoją rodzicielkę małą grabulą, gdy zza obładowanej prasą kioskowej szyby dostrzegł mnie właśnie on. Żarzące się zielenią, hipnotyczne ślipia nie pozwalały mi wtedy oderwać się od przepakowanej gazetami wystawy, zmuszając niepocieszoną mamę do zafundowania synowi prawdziwej wyprawy do piekła i z powrotem. 

I chociaż po świecie nie kroczy pewnie taki pedagog, który uznałby ten zakup za absolutnie odpowiedni i słuszny mojemu dotychczasowemu wiekowi, z perspektywy czasu patrząc – chyba warto było zaryzykować. Nawiązując kontakt z pierwszym zeszytem Spawna (o którym to Roger zdążył już kiedyś wspomnieć), nie tylko nie wyrosłem na żądnego krwi psychopatę i gwałciciela, ale i również otrzymałem kolejne, rajcujące moją duszę i wyobraźnię hobby. Pieniądze, które w następnej kolejności i latach już o wiele późniejszych przeznaczałem na coraz to nowsze odsłony przygód piekielnego wysłannika zapewne nakazywały ukochanej mamie myśleć zupełnie inaczej, jednak cóż mogłem w tym miejscu począć – ziarno fascynacji zostało zasiane, a diabelskiemu urokowi jednego z najpiękniejszych antybohaterów wszechświata trudno było się oprzeć.

Dalsza część tekstu pod wideo
 
Wjeżdżając tak z buta na pełnym sentymencie niechcący rozminąłem się z podstawową kwestią, jaka przyświecać miała każdemu, budującemu ten tekst uderzeniu w klawiaturę – kim Spawn w ogóle jest, kto powołał go do życia i jakim cudem wylądował on na naszym pięknym kawałku ziemi w centrum Europy? Zaczynając nietypowo, bo od drugiego z postawionych przed chwilą pytań, przenosimy się do Kanady, a więc miejsca urodzenia niejakiego Todda McFarlane. Chociaż zainspirowany i wychowany na twórczości takich person jak Frank Miller, Jack Kirby czy John Bryne, niewątpliwie lubiący sobie pobazgrać Todd początkowo wcale nie rozmyślał o zarabianiu na chleb poprzez wykorzystanie swoich artystycznych zdolności. Pomimo faktu, iż sam Spawn zrodził się na jednej z jego zeszytowych kartek w okolicach szesnastego roku życia autora, głównym marzeniem twórcy przyszłej, komiksowej ikony była kariera w pełni profesjonalnej lidze baseballu. Jak to jednak w takich historiach często bywa, mrocznego super-bohatera przed zapomnieniem ocaliła niefortunna kontuzja niedoszłego Todda-miotacza, przez co Kanadyjczyk zmuszony został do wyboru swojej drugiej miłości – rysowania.


 
I dzięki Malebolgii, bo jeszcze zanim jego „highschool’owy” pomysł na anty-herosa przybrał ostateczne i znane wszystkim komiksowym nerdom kształty, Todd zdążył zaznaczyć swoją obecność w branży maczając paluchy przy innych ikonach popkultury. Pierwsze duże hasła odnajdują swój początek w roku 1987, gdzie McFarlane zaszpanował swoim artystycznym kunsztem kreśląc takie postaci jak tytułowy bohater serii The Incredible Hulk, czy też biorąc się za bary z samym Batmanem w jego Year Two. Miłość komiksowego półświatka wywalczył sobie jednak dopiero za sprawą romansu z Peterem Parkerem, a konkretniej mówiąc, tworząc okładkę do 313 numeru The Amazing Spider-Man. Kawałek papieru z narysowanym na nim, pogryzionym przez radioaktywnego pająka nastolatkiem, w momencie swojej premiery (1989) zarobił czującemu się coraz pewniej Toddowi całe 700 dolców – 21 lat później, suma ta wywindowała się do raczej nieskromnych 71 tysięcy „zielonych”. Na bogatości, jednak cóż szczególnego odnaleźć można do dziś dzień w Spidey’u by Todd McFarlane?
 
Po pierwsze primo, Todd totalnie zmodyfikował wygląd sieci pająka. To, co wcześniej występowało pod postacią „iksów” umieszczonych pomiędzy dwoma prostymi liniami, za sprawą nieposkromionej dłoni głodnego sukcesu rysownika przybrało kształt „pajęczynowego spaghetti”, jak w 2011 roku określił to Adam Chapman z Comics and Gaming Monthly. Po drugie, i o wiele ważniejsze, dzięki przyszłemu ojcowi Spawna, Spider-Man wreszcie stał się prawdziwie… pajęczy. Parker, podczas swoich niewątpliwie licznych, podniebnych akrobacji, pod batutą McFarlane’a wreszcie wyginał śmiało ciało, przybierając coraz to dziwniejsze i niemożliwie do wykonania przez zwykłego śmiertelnika pozy. Ten spory, dygresyjny odskok zakończmy faktem, iż nowego Spider-Mana starzy fani pokochali do tego stopnia, iż wkrótce Todd otrzymał calutką i świeżutką serię z udziałem pajęczaka do własnego poprowadzenia. Z całego serca szczerze pragnący rozpocząć „coś swojego”, nowy gwiazdor komiksowej sceny nie poczuł się jednak tym faktem do końca usatysfakcjonowany, po szesnastu niezwykle popularnych numerach „Spajdiego” zostawiając ekipę Marvela i zabierając ze sobą szóstkę niezwykle utalentowanych grafików.
 
W ten oto sposób wykuto Image Comics, pod skrzydłami którego to każdy z rysowników wysmażać miał własny kawałek komiksowej historii. Znajdujące się w tej małej-nie-małej unii Todd McFarlane Productions z lotu zaatakowało rynek pierwszym numerem Spawna (1992), na którego rzuciło się prawie dwa miliony łaknących nowości komiksomaniaków. Zeszyt z miejsca stał się hitem, pozwalając swojemu ojcu na jednoczesny rozrost jak i umocnienie obmyślanej od lat marki. W dwa lata po starcie komiksowej serii na świat wydane zostało McFarlane Toys, do dziś dzień słynące z licznych serii pieczołowicie wykonanych figurek na licencjach naprawdę przeróżnej maści (od trzymającego wszystko do kupy Spawna poprzez statuetki graczy NBA, NHL, żołnierzy z Modern Warfare czy Halo), oraz McFarlane Entertainment – studio odpowiedzialne za crapowaty film z odzianym w karmazynowy płaszcz bohaterem z 1997 roku oraz cudowny serial animowany o perypetiach tego samego zakapiora, w 1999 roku ubity na wskutek rosnącej popularności Pokemonów. Życie.

 
No dobra, ale kim opisywany już od dłuższego czasu Spawn w ogóle jest? Historia tego iście tragicznego i całkiem oryginalnego antybohatera zaczyna się epicką sztampą – Al Simmons, komandos jakich mało (i paradoksalnie, wielu), dzięki licznym sukcesom i przykładnej służbie w armii Stanów Zjednoczonych pnie się po jej szczeblach jak szalony, z wzorowego reprezentanta US Marines szybko docierając do super-hiper-tajno-elitarnej jednostki, której zadaniem jest stać na straży kraju Wujka Sama zarówno na własnym podwórku, jak i interweniując we wszelkich konfliktach za granicą. Na jednej z wielu super-hiper-tajno-elitarnych misji Simmons wyprawia się jednak na ten groszy świat, w czym niewątpliwie pomaga mu członek jego własnego oddziału. W całość zamieszany jest również sam przełożony Alberta, jednak zemsta musi poczekać – za swoje występki przyszły Spawn w ekspresowym tempie wędruje na spotkanie z samym czortem, na ziemskim padole zostawiając swoją śliczną małżonkę Wandę na pastwę najbliższego przyjaciela, Terry’ego Fitgeralda. Okazuje się, że w Piekle byli komandosi to towar bardzo pożądany, albowiem Simmons otrzymuje propozycję sprzedania swojej duszy za rolę Hellspawna – generała w szatańskiej armii, którą to sądnego dnia poprowadzi przeciwko anielskim zastępom. Jako iż w ofercie Malebolgii (władcy ósmego kręgu piekieł) znajduje się również powrót na Ziemię w celu udowodnienia gotowości do powierzonej roli, Al zgadza się na ten układ bez mrugnięcia przegniłym okiem. Jako świeżo opierzony Spawn wraca na Ziemię i… tu zaczynają się kłopoty.
 
Diabeł w żadnym możliwym uniwersum nie byłby sobą, gdyby w stawianych deal’ach nie ukrywał zdań zapisanych drobnym maczkiem. Były Simmons a obecny Spawn wraca bowiem do krainy żywych, jednak nie od razu, a po pięciu latach, nie w swoim ciele, ani z pełnym zestawem posiadanych drzewiej wspomnień. Ulepiony z nekroplazmy i posiadający niemal nieograniczone zdolności Al (od standardowego „strzelania energią”, poprzez leczenie, zmianę wyglądu i teleportację) będzie odtąd desperacko starał się złożyć swoją przeszłość do kupy, kartka za kartką i komiks za komiksem szukając odpowiedzi na pytania z serii kim jestem, kto mnie zabił i co to za dziwaczny strój oraz dlaczego zdaje się być wygodniejszy, niż moja własna skóra. Szybko okaże się, że przez te pięć lat nieobecności żona dorobiła się już nie tylko męża (wspomniany wcześniej Terry), ale i również córki, której bezpłodny Al nigdy nie mógł jej dać. W okolicy pojawia się także niemiłosiernie irytujący klaun-obserwator, wysłany z piekła za Simmonsem jako szatański nadzór, oraz tajemniczy Cogliostro, rzucający w bohatera początkowo zupełnie niezrozumiałymi metaforami. Intrygi plątać będą się tutaj niczym słuchawki empetrójek upchnięte na szybko do naszych kieszeni, a samej narracji nie do końca pomoże fakt, iż niewątpliwie starający się załapać zbyt wiele srok za ogon Todd co rusz odchodzić i wracać będzie do swojego pionierskiego projektu. Jeśli jednak przełknie się te wszystkie fabularne meandry rodem z Mody na Sukces i przymknie oko na filozoficzne wywody poszczególnych postaci, nieomal każdy zeszyt Spawna stanie się niezapomnianą jazdą bez trzymanki.


 
Wszystko to przez naprawdę odjechany koncept głównego bohatera, jego wygląd i zdolności, ale i również dzięki wesołej kompanii arcyłotrów i postaci pobocznych, które będą starały się napsuć mu krwi. Trzeba wam bowiem wiedzieć, iż kostium Spawna to symbiot – żyjący własnym życiem byt trwale związany z nosicielem i broniący go przed wszelkim niebezpieczeństwem, dodatkowo z czasem przechodzący kolejne stadia „opierzenia”. Szkarłatna peleryna sama ochroni naszego bohatera przed gradem pocisków, łańcuchy rzucą się na wroga roztrzaskując mu szczękę, a pełen komplet zapewni swobodną metamorfozę w dowolną postać. Okiełznanie posiadanego kostiumu szybko okaże się dla Spawna kluczowe, albowiem każda nadprzyrodzona akcja (łącznie z leczeniem czy strzałem wiązką piekielnej energii), wiązać będzie się z niemiłym ubytkiem posiadanej nekroplazmy – w momencie całkowitego wyczerpania przygoda na Ziemi dobiega końca, a Simmons na dobre wróci do  gorejącej otchłani. Powrót na stare śmieci nie wchodzi oczywiście w grę, a plan zemsty na mordercach i opieki nad żoną skutecznie utrudniać będzie para kręcących się po zamieszkiwanych przez Spawna zaułkach detektywów (przegenialni Sam i Twitch), jak i wszelkie zło, które ten będzie do siebie przyciągać.
 
Chociaż z czasem gwiazda Spawna zaczęła lśnić nieco słabiej, stworzona przez Todda postać już na stałe wpisała się w kanon najbardziej charakterystycznych postaci żyjących w świecie komiksowych kadrów. Niesamowitej atmosfery i stylu budowanego przez brudną i niepokojącą kreskę McFarlane’a (a później przez jego zastępcę, Grega Capullo) próżno jest szukać gdzie indziej, a poruszana przez serię problematyka (wiara, rasizm, bezdomność) wyróżnia ją na tle innych, często standardowo ckliwych i umownych uniwersów. Moja polska codzienność wypełniała się po brzegi lubiącym sterczeć na wieżach bohaterem dzięki TM-Semic, o którym Piotr Rozbicki wspomniał już co nieco przy okazji jego Pudła z klasykami, jak i za sprawną działalności wydawnictwa Mandragora – niestety, w obydwóch przypadkach już świętej pamięci. Gdzieś tam, hen za oceanem, Spawn wydawany jest oczywiście dalej, zarówno w jego głównej serii, jak i licznych spin-offach. I pomimo faktu, iż w zasadzie nigdy nie dowiem się, jak historia oszukanego przez diabła komandosa się w zasadzie skończy, jestem wdzięczny naszym rodzimym wydawcom za udostępnienie mi chociaż ułamka jego historii – ten ułamek to i tak spora część mojego dzieciństwa.

 
Poniżej, jako bonus, garstka ciekawostek związanych zarówno z samym Spawnem, jak i jego twórcą.
- Bezpośrednią inspiracją do postaci Spawna jest Prowler – super-bohater super-złoczyńca, swój pierwszy występ zaliczający w 78 numerze The Amazing Spider-Mana i trwale związany z tym uniwersum.
- Spawn po raz pierwszy pokazał się światu w 13 numerze Malibu Sun – bezpłatnym magazynie wydawnictwa Malibu, promującym swoje własne serie i linie wydawnicze.
- Spawn wylądował na 60 miejscu w rankingu 200 Najlepszych Komiksowych Postaci Wszechczasów według magazynu Wizzard, na 36 pozycji w 100 Najlepszych Komiksowych Postaci okiem IGN oraz na ostatniej pozycji w 50 Najwspanialszych Komiksowych Bohaterów według magazynu Empire.
- Wiele postaci pojawiających się na stronach kolejnych komiksów ze Spawnem doczekało się swoich odrębnych mini-serii. Szczerze zachęcam do zapoznania się z wydanym na terenie naszego kraju Samem i Twitchem – parą niezwykle charyzmatycznych detektywów. Warty uwagi jest również wręcz ociekający klimatem Cy-Gor – historia powstania nasłanego na Spawna cybernetycznego goryla, w całości przedstawiona… z jego perspektywy.


 
- W Polsce dostępny jest również świetny cross-over, w którym Spawn spotyka się z samym Bruce’em Waynem. Lekturę ponownie polecam, bo numer ten w dużej mierze oddany został w ręce mistrza Franka Millera.  
- Al Simmons nie jest jedynym Spawnem w historii – entuzjaści tematu dokopać mogą się do takich postaci jak Sir John of York, a więc Spawn z czasów średniowiecza, Thomas Coran, czyli Spawn Pierwszej Wojny Światowej czy Jeremy Winston – Spawn-rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu. 
- W portfolio McFarlane Entertainment odnajdziemy nie tylko słabą ekranizację komiksu z 1997 roku jak i jego świetny, animowany odpowiednik, ale i również pełne wykonanie takich teledysków jak „Do the Evolution” zespołu Pearl Jam, „Freak on a Leash” Korna oraz „Land of Confusion” zespołu Disturbed. 
- „Maskotka” zespołu Disturbed, The Guy, również stanowi ich dzieło – kreska silnie inspirowana samym Spawnem widoczna jest tam zresztą jak na dłoni.
- Pomimo kontuzji, miłość McFarlane’a do baseballu nigdy nie umarła. Rysownik słynie ze swojej kolekcji rekordowych piłek, które przez lata tworzyły historię tego sportu jak i odpowiedzialny jest za wykonanie logo drużyny Edmonton Oilers.
- W 2004 roku światło dzienne ujrzał McFarlane’s Evil Prophecy – tytuł wydany przez Konami na konsolę PlayStation 2, w którym gracz staje do walki z serią potworów, inspirowanych serią figurek samego Todda.

Opracował: Robert Matuszak
Źródło: własne
redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper