Kącik filmowy #10

Kącik filmowy #10

Łukasz Kucharski | 11.09.2012, 23:40

Możliwe, że mamy ostatnie naprawdę ciepłe dni w tym roku, więc korzystajcie póki możecie. A wieczorem kina przyjmą Wasze pieniądze...to jest Was z szeroko otwartymi ramionami. W tym tygodniu czeka na Was Człowiek na krawędzi, Szefowie wrogowie oraz bardzo nietypowy miś Ted.

Wiadomości ze świata filmu

Dalsza część tekstu pod wideo

 

 

 

 

 

Fallout Was potrzebuje!

 

 

 

 

A właściwie to Waszych pieniędzy. W drugiej odsłonie Kącika filmowego pisałem, że trwają prace nad Fallout: Lanius - kolejnym filmem fanowskim osadzonym w świecie Fallout'a. Robienie filmów – niezależnie czy fanowskich czy wielkich produkcji – do łatwych nie należy i ten fakt się nie zmieni. Twórcy szukają funduszy poprzez platformę IndieGoGo. A o reszcie opowie Wam głównodowodzący tym projektem Wade Savage.

 

Fund Fallout: Lanius on IndieGoGo! from FalloutLanius on

 

 

***

 

 

Batman znów pomaga

 

 

 

 

Mimo, iż Christian Bale oświadczył, że nie wcieli się już w postać Mrocznego Rycerza, wciąż czuje się blisko związany z ta postacią. Ostatnio ukazał to poprzez spełnienie marzenia pewnego małego chłopca. Czteroletni Jayden drugi raz walczy z rakiem. Niestety lekarze nie widzą szans na kolejną remisję. Ostatnim marzeniem małego wojownika było spotkanie „prawdziwego” Batmana. W tym celu rozpoczęto w Youngstone (Ohio) akcję Lightning The Bat Signal for Jayden, która miała się zakończyć spotkaniem Bale'a z Jaydenem. Udało się! Najpierw jednak chłopiec miał okazję uruchomić Batsygnał i przejechać się Batmobilem. Samo spotkanie z Christianem odbyło się w Los Angeles – aktor zapewnił rodzinie transport - i razem zjedli posiłek w Disney Club 33. Tak naprawdę wszystko mi jedno czy Bale zrobił to dla wizerunku, czy po prostu równy z niego gość. Ważne, że spełnił marzenie małego chłopca i za biję mu brawo. A najlepsze jest to, że wkrótce potem okazało się, iż rak znów przegrywa z Jaydenem.

 

 

 

 

***

 

 

Gra o tron na skrzypcach

 

 

 

 

Jeśli swego czasu opanowała Was magia Skyrim, zapewne natknęliście się na utwór z gry w wykonaniu Lindsey Stirling, która notabene ma na swoim koncie jeszcze kilka growych aranżacji. Utalentowana skrzypaczka może nie wygrała America's Got Talent, ale zdobyła uznanie wśród naszej wielkiej rodziny graczy. Teraz powraca w utworze otwierającym serial Gra o tron. W całym przedsięwzięciu wspiera ją Peter Hollens.

 

 

 

 

***

 

 

Łowca androidów kończy 30 lat

 

 

 

 

W tym roku gdzie by nie spojrzeć ktoś lub coś obchodzi jakiś jubileusz. Do grona solenizantów dołącza Łowca androidów. Dzieło Ridleya Scotta być może doczeka się kontynuacji, więc warto zaznajomić się z pierwszą częścią, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście. By uczcić to wydarzenie postanowiono wydać specjalną edycję Blu-ray, której okładkę i zwiastun możecie zobaczyć poniżej.

 

Czy tylko ja mam wrażenie, że osoba projektująca okładkę wzorowała się na pewnej deszczowej grze?

 

 

 

 

***

 

 

Przyszłość według kina

 

 

 

 

Wspaniały wynalazek jakim jest kino pozwala nam oglądać różne wersje przyszłości. Czasami jednak bardzo łatwo się pogubić w tych wizjach. Teraz nie będzie to już problemem, ponieważ Tremulant Design ma dla Was takie mini kompendium wiedzy.

 

 

 

 

***

 

 

W rękach fanów

 

 

 

Harry Potter Retrospective

 

 

 

 

Kto by pomyślał, że 15 lat PSX Extreme minie tak szybko...Również Harry Potter nie jest już najmłodszy, bowiem od premiery pierwszego filmu kinowego minęło 11 lat. A w przeciwieństwie do waszego ulubionego magazynu o konsolach „ten, który przeżył” zakończył już filmową karierę – dopóki ktoś nie wpadnie by nakręcić nowy początek...Zanim jednak to nastąpi warto przypomnieć sobie jak ewoluowała ta postać dzięki retrospektywie przygotowanej przez Kees van Dijkhuizen Jr.'a.

 

(materiał zawiera elementy zdradzające fabułę)

 

 

 

 

***

 

 

Mario – Post It Life

 

 

 

 

Niepozorne, żółte, przyklejane karteczki to bardzo przydatny wynalazek. Zwłaszcza jeżeli dzięki nim tworzy się takie dzieła jak poniższy filmik stanowiący hołd dla Mario i Pac-Mana. Wystarczy tylko mieć pomysł 7000 różnokolorowych karteczek i anielską cierpliwość.

 

 

 

 

***

 

 

Super Smash Bros. Brawl

 

 

 

Nadszedł czas na prawdziwe starcie tytanów. W lewym narożniku wąsaty wielbiciel przepychania rur - kurdupel Mario! W prawym narożniku, wiecznie będący w cieniu brata chudzielec - Luigi! A wszystko to dzięki drużynie De-Pixelated.

 

 

 

 

***

 

 

Matrix Space

 

 

 

 

Matrix jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych filmów ostatnich kilkunastu lat. Z kolei komedia Życie biurowe / Office Space (1990) nie jest pozycją powszechnie znaną w naszym kraju. Teraz się to zmieni – a przynajmniej w teorii. Wszystko dzięki tej produkcji. Czas uciekać Panie Anderson.

 

 

 

***

 

 

Kino Świat prezentuje...

 

 

 

"Dla mnie ten film już wygrał" - Sonia Bohosiewicz. 80 MILIONÓW w wyścigu po Oscara!

 

 

 

 

„Dowiedziałam się dwadzieścia minut temu i jestem bardzo szczęśliwa.” - tak Sonia Bohosiewicz skomentowała informację o wyborze „80 milionów" na polskiego kandydata do Oscara. „To fantastyczny film i cieszę się, że będzie mógł zaistnieć również poza naszym krajem. Wiem, że do nominacji wciąż długa droga, ale jak dla mnie ten film już wygrał.” - dodaje gwiazda „solidarnościowego” thrillera Waldemara Krzystka, uhonorowanego na festiwalu w Gdyni nagrodą Złotego Klakiera dla najdłużej oklaskiwanego filmu.

 

 

W minioną sobotę poznaliśmy produkcję, która będzie reprezentować Polskę w wyścigu po Oscara w kategorii najlepszy film obcojęzyczny. Jest nią „80 milionów" w reżyserii zdobywcy Złotych Lwów, Waldemara Krzystka. O wyborze polskiego kandydata zdecydowała Komisja Oscarowa, w skład której weszli m.in. Juliusz Machulski, Tomasz Bagiński, Jan Komasa, Agnieszka Odorowicz i Grażyna Torbicka.

 

 

Przypomnijmy, że film Krzystka to inspirowana autentycznymi wydarzeniami, pełna suspensu i zaskakujących zwrotów akcji, sensacyjna historia wyprowadzenia z wrocławskiego banku tytułowych 80 milionów przez młodych działaczy Solidarności. W kandydaturze „80 milionów” decydującą rolę miał odegrać optymizm filmu, świetna gra aktorska i opowieść przekazana w sposób, który łatwo zrozumieją Amerykanie.

 

 

 

***

 

 

"Moją reakcją było WOW!" - Marcin Dorociński o OBŁAWIE (19 października w kinach)

 


„Moja agentka powiedziała, że ma w rękach świetny scenariusz i koniecznie muszę go przeczytać.” – mówi Marcin Dorociński, który po lekturze skryptu „Obławy” z miejsca zachwycił się projektem filmowym Marcina Krzyształowicza. „Moją reakcją było - wow!” – wspomina aktor. „Byle teraz tego nie spaprać. Byle zrobić dokładnie tak, jak zostało to opisane.”

 

 

Obawy Dorocińskiego okazały się bezpodstawne. „Obława” przeszła do historii, jako największe odkrycie tegorocznego festiwalu w Gdyni, gdzie film uhonorowano „Srebrnymi Lwami”, nagrodą za montaż i laurem Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych. Na kolejne wyróżnienie nie trzeba było długo czekać. W sierpniu obraz Krzyształowicza znalazł się w elitarnym gronie 16 najlepszych produkcji z całego świata, konkurujących – w ramach 36. Edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Montrealu – o nagrodę główną w Konkursie Międzynarodowym.

 

 

Według Dorocińskiego, laureata nagrody dla najlepszego aktora na Gdynia Film Festival (za występ w „Róży"), kluczem do sukcesu „Obławy” jest scenariusz, który bez trudu uruchomia wyobraźnię aktora: „Czytając scenariusze nieczęsto ma się to uczucie, że widzi się sam film. A tutaj moja wyobraźnia galopowała. To było tak sugestywne i świetnie napisane, że wręcz wyświetlały mi się konkretne sceny, a ja wiedziałem, jak mam je zagrać.”

 

 

***

 

 

"Chciałem trochę pobyć z Magikiem" - Leszek Dawid zdradza, jak w dekadę zostać Bogiem?

 

 

 Informujemy, że wystartowała oficjalna strona internetowa „Jesteś Bogiem”. Jej adres to: jestesbogiem.com.pl

 



Witryna zawiera informacje o filmie, materiały edukacyjne oraz bogaty dział „Do pobrania”, a w nim m.in. tapety na pulpit oraz avatary do użycia na Facebooku. Prosimy o dodanie adresu www do profilu filmu na Państwa stronach i… zachęcamy do odwiedzin.



Imponujące 728 842 odsłon zwiastuna w serwisie Youtube w zaledwie tydzień i ponad 63 000 fanów na Facebooku dają podstawy do twierdzenia, że „Jesteś Bogiem” jest najbardziej wyczekiwaną polską premierę roku. Nie wszyscy wiedzą, że od powstania scenariusza do wejścia filmu na ekrany kin, co nastąpi już 21 września, upłynęło ponad 10 lat. Reżyser Leszek Dawid zdradza, w jakich okolicznościach zainteresował się historią „paktu przy dźwiękach głośnika".



„Stałem w korku na zaśnieżonych ulicach Warszawy, a w radio Maciek Pisuk opowiadał o wydaniu scenariusza w formie książki. To było ciekawe. Zaparkowałem i wszedłem do księgarni. Okazało się, że jestem o tydzień za wcześnie... Gdy książka się ukazała, przeczytałem w niej o długiej i zawiłej drodze Maćka z poszukiwaniem producentów i próbach realizacji tego scenariusza. Ale głównie pochłonęła mnie sama historia. Dotknęła mnie.”



Leszek Dawid nie był w swojej opinii odosobniony. Po lekturze scenariusza wiele osób mówiło, że dotyka sprawy istotnej i jest materiałem na poruszające kino. Andrzej Wajda stwierdził nawet, że „Jesteś Bogiem” to najlepszy scenariusz, jaki pojawił się w Polsce od lat, a do samej historii przymierzało się kilku reżyserów, m.in. Krzysztof Krauze.

 

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 

Powiew starości...

 

Szefowie wrogowie / Horrible Bosses (2011) 

 

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Seth Gordon

 

Scenariusz: Michael Markowitz, John Francis Daley

 

Produkcja: USA

 

Czas trwania: 98 minut

 

Obsada:

 

Jason Bateman - Nick Hendricks

Jason Sudeikis - Kurt Buckman

Kevin Spacey - Dave Harken

Charlie Day - Dale Arbus

 

 

Technicznie rzecz biorąc myślę, że nie zabicie go jest złe - Kurt Buckman

 

 

Spoglądając na obsadę i osobę reżysera, który dał nam dokumentalny film The King of Kong:  A Fistful of Quarters, pełen byłem nadziei, że zobaczę przyzwoitą produkcję, która zapewni mi niezłą rozrywkę na niedzielny wieczór. Jakże się myliłem...Poprzedni film Setha Gordona – Cztery gwiazdki / Four Christmases (2008) – tez nie należał do superhipermega komedii, ale „dał się” obejrzeć. W tym przypadku ledwo wystarczyło mi cierpliwości. Po kolei jednak.

 

Początek jest całkiem niezły – poznajemy losy głównych bohaterów i ich prześladowców. Jednym z nich jest Kevin Spacey, który tradycyjnie urządza popis swych umiejętności aktorskich. Gdyby nie Colin Farrell, wiódłby palmę pierwszeństwa. Były mąż Bachledy-Curuś wygląda i zachowuje się jak 100% palant. Nie mówiąc już o tym, że dzięki charakteryzacji w stylu Toma Cruise`a w Jajach w tropikach / Tropic Thunder (2008), z żadnej strony nie wygląda jak symbol seksu. Najsłabiej wypada Jennifer Aniston, mimo, iż wygląda na ekranie świetnie. W obliczu narastającej frustracji bohaterowie postanowią zrobić to o czym marzy większość ludzi – usunąć na dobre swoich szefów. Znalezienie zawodowca nie jest takie łatwe – o czym prędko się przekonają – więc pozostanie im zabicie szefów na własną rękę.

 

Potem jednak jak na taniej wycieczce – im dalej, tym gorzej. Wygląda na to, że z dobrego pomysłu twórcy rzucili się w wir waginalno-penisowego humoru i nie mogli się wyrwać. Na szczęście widzowie mają wybór i mogą wyłączyć ten film lub całkowicie omijać go szerokim łukiem. Z trudem wytrwałem do końca, którego nie wynagrodził mi nawet najlepszy element tej produkcji, czyli wpadki z planu.

 

Wedle doniesień z planu wiele kwestii powstało wskutek jednej z najstarszych technik aktorskich – improwizacji. Jak rany, widać i słychać to niemal w każdej scenie. Nie jestem mistrzem pióra, ale sam zdołałbym napisać lepsze dialogi. Najgorsze jest to, że główni bohaterzy nie zdobywają sympatii i pod koniec filmu miałem nadzieję, że zamkną ich w więzieniu dla dobra ludzkości. Widz powinien choć trochę kibicować protagoniście, nawet jeśli jest antybohaterem, a tutaj ma się ochotę zrobić im krzywdę.

 

Taka obsada, a tak zmarnowany potencjał na niezłą komedię. Szkoda Waszego czasu, odtwarzacza i prądu.

 

 

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

 

Z nowości DVD/Blu-ray...

 

Człowiek na krawędzi / Man on a Ledge (2012)

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Asger Leth

 

Scenariusz: Pablo F. Fenjves

 

Produkcja: USA

 

Czas trwania: 102 minuty

 

Obsada:

 

Sam Worthington - Nick Cassidy

Anthony Mackie - Mike Ackerman

Jamie Bell - Joey Cassidy

Elizabeth Banks - Lydia Mercer

 

 

Na górze jest człowiek! - przechodzeń

 

 

Nick nie musiał czekać aż jego życie znajdzie się na krawędzi, uczynił to sam. Były policjant odsiadywał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Uzyskał jednak możliwość wzięcia udziału w pogrzebie swego ojca. Wykorzystał tę okazję, by uciec, a następnie stanąć na podokiennym gzymsie 21 piętra hotelu. Nick ma zamiar zakończyć swą mękę w ten czy inny sposób. Pozorna desperacja skrywa jednak plan, który go oczyści z zarzutów.

 

Od jakiegoś czasu brakowało mi filmu z intrygą, która pochłonęłaby mój umysł na tyle, bym przez cały seans zastanawiał się o co chodzi. Jak dotąd żadna produkcja nie przebiła tego co zaprezentowano w Skazanych na Shawshank / The Shawshank Redemption (1994), ale Człowiek na krawędzi poradził sobie całkiem nieźle – co nie znaczy, że nie mogło być o wiele lepiej. Dawkowanie informacji, które wpływają na szare komórki widza, wykonano precyzyjnie. A przynajmniej w pierwszej części filmu, bo w drugiej nic nie było już w stanie mnie zaskoczyć.

 

Sam Worthington wreszcie odzyskał w moich oczach po tragedii jaką okazał się Gniew Tytanów / Wrath of the Titans (2012). W tym przypadku zaserwował pełną gamę swych umiejętności aktorskich i odegrał rolę Nicka w przekonywający sposób. Z kolei Ed Harris tradycyjnie genialnie odtwarza rolę głównego łajdaka, któremu samemu chce się wymierzyć sprawiedliwość. Niestety najbardziej rozczarowuje Elizabeth Bakns. Właściwie tylko jedna scena z jej udziałem zapadła mi w pamięć (nie, nie rozbierana). Na Oskara nikt nie może liczyć, ale w końcu nie jest to taki film.

 

Zasadniczo strukturę podzielono na dwie części, ale żeby dużo nie zdradzać mogę tylko napisać, że jedna dotyczy głównego bohatera, a druga dwóch innych postaci. Wątki ukazywane są równolegle i w finale następuje klasyczne połączenie i zakończenie. Szkoda, bo przez jeden skok twórcy mogli zrobić film inny niż większość.

 

Na uwagę zasługuje to jak idealnie ukazano zwykłych ludzi, którzy od razu zaczynają tworzyć spory tłum i tylko czekają, by Nick skoczył – nawet to skandują. W krótkim czasie bohater dorabia się nawet wielu fanów. Nikogo nie interesuje kim jest, a czy zapewni im rozrywkę. Przerażająco realne podejście.

 

Jest wiele lepszych filmów tego typu, ale ostatnio jakoś nie miałem okazji na nie trafić. Tak więc dzieło Asgera Letha sprawiło mi przyjemność i nie wywołało uczucia straconego czasu.

 

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

 

W kinach...

 

Ted (2012)

 

 

 

 

 

 

 

Reżyseria: Seth MacFarlane

 

Scenariusz: Seth MacFarlane

 

Produkcja: USA

 

Czas trwania: 106 minut

 

Obsada:

 

Mark Wahlberg - John Bennett

Mila Kunis - Lori Collins

Seth MacFarlane - Ted

Joel McHale - Rex

 

 

Burzowi kumple na zawsze - Ted

 

 

We współczesnym świecie miejsca na magię i cuda już nie ma. Kiedyś jednak było inaczej, a przynajmniej w świecie w jakim żyje John Bennett. Gdy John był małym, nielubianym chłopcem, wypowiedział życzenie, które zmieniło kompletnie jego życie. Od tamtej pory jego najlepszym przyjacielem jest gadający pluszowy miś. Dziś Johnny ma już 35 lat, kiepską pracę, ale za to kochającą dziewczynę. Czy aby na pewno? Bo niby jak wytrzymać z dorosłym facetem, który zachowuje się jak dziecko, przed pójściem do pracy popala trawę i rzadko kiedy dotrzymuje obietnic. Nie mówiąc o Tedzie - klnącym jak szewc, wyrywającemu na lewo i prawo co popadnie, byłemu gwiazdorowi, którego kochała Ameryka, ale szybko o nim zapomniała? Właśnie ten zwariowany trójkąt mają podziwiać widzowie. Jak czytacie to prosta historia o wyborze między miłością do kobiety, a wieloletnią przyjaźnią.

 

Niniejszy film to debiut Setha MacFarlane'a na srebrnym ekranie. Możecie bowiem kojarzyć go z wielu kreskówek dla dużych i mniejszych dzieci. Tym razem jednak spróbował swych sił w pełnometrażowym filmie z aktorami. Jeśli Family Guy, Johnny Bravo, American Dad, Laboratorium Dextera czy The Cleveland Show nie jest Wam obcy, poczujecie się jak w domu. MacFarlane nie tylko podkładał głównemu bohaterowi głos, ale użyczył mu również ruchu poprzez technikę motion capture. Dodatkowo wymyślił całą historię i przekuł ją w scenariusz – istny człowiek orkiestra.

 

Z początku obawiałem się, że obejrzę kolejny zmarnowany potencjał jak w przypadku filmu Szefowie wrogowie / Horrible Bosses (2011), ale jak miło jest się mylić. Zazwyczaj nie lubię zbyt wulgarnego humoru, a tutaj za sprawą tego walniętego miśka jest on uzasadniony i w większości przypadków zabawny – choć często pomijany przez twórców napisów kinowych. Poza tym, nie jest elementem dominującym. Odzierając całość z przekleństw i tym podobnych, łatwo dostrzec, że rdzeń filmu oparto na tradycyjnej bajce – tylko zrobiono ją w wersji dla dorosłych. Nie zdziwiłbym się gdyby cześć widzów od razu zapragnęła mieć takiego pluszowego wariata za przyjaciela – tylko może nie w taki sposób jaki prezentuje jeden z bohaterów odtwarzany przez świetnego Giovanni Ribisiego.

 

Jest jeszcze jeden element, który sprawił mi miłą niespodziankę – ilość nawiązań do innych filmów i kultury popularnej. Momentami wygląda jakby twórcy próbowali zmieścić jak najwięcej hołdów, ale na szczęście nie poczujecie się przeładowani. Dodatkowo wkomponowano kilku aktorów, niewymienianych w napisach początkowych, w małych, ale zabawnych scenach. Błyszczy zwłaszcza jeden z nich, który nie wypowiada ani jednej kwestii – więcej nie chcę Wam zdradzać.

 

Wspaniale wykonany i „zagrany” Ted powinien mieć godnego partnera... i tak też jest. Jeśli macie Markowi Walhbergowi za złe zbeszczeszczenie postaci Maxa Payne, tym filmem może odzyskać Wasze względy. Znany niegdyś jako Marky Mark (zajrzyjcie na największy serwis z materiałami wideo) doskonale uzupełnia postać miśka i gra tak wiarygodnie jakby komputerowo wygenerowana postać była z nim na planie.

 

Warto jeszcze dodać, że narratorem jest Patrick Stewart, którego znacie chociażby – dosłownie – ze słyszenia z Castelvanii: Lords of The Shadows czy War of The Worlds. We wspaniały sposób opowiada historię i ni stąd ni zowąd wyskakuje z jakimś rozbrajającym tekstem.

 

Jeśli szukacie prostej rozrywki bazującej na tym do czego przyzwyczaił widownię MacFarlane, Ted jest dla Was. Do tej pory nie znałem jego twórczości, bo nie sposób obejrzeć wszystkiego co jest dostępne, ale teraz mam ochotę zgłębić jego pozytywnie chore pomysły. Mam też nadzieję, że plotki staną się filmem i powstanie druga część. A słysząc reakcje innych widzów podczas seansu nie jestem jedyny.

 

Ocena końcowa:

 

 

***

 

Łukasz Kucharski Strona autora
cropper