Takiego miesiąca w kinach dawno nie było! Oto największe kinowe hity października

Takiego miesiąca w kinach dawno nie było! Oto największe kinowe hity października

Dawid Ilnicki | 11.09.2021, 10:00

Październik będzie niezwykle intensywnym miesiącem dla każdego kinomana. To właśnie wtedy na ekrany wchodzi bowiem wiele nowości z przeróżnych gatunków. Będą to zarówno wielkie blockbustery, jak i niszowe propozycje, skierowane do fanów określonych filmowych podgatunków, po których jednak spodziewać się można wiele

Branża filmowa powoli, acz konsekwentnie wychodzi z wielkiego kryzysu, spowodowanego pandemią koronawirusa. Masowe zamykanie kin na całym świecie poskutkowało przesunięciem premier wielkich, światowych hitów, które nadal czekają na swe pierwsze pokazy. Do multipleksów sukcesywnie powracają również widzowie, o czym świadczą świetne wyniki finansowe nowego filmu Marvela “Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni”, a hitami były już nie tylko inny obraz MCU “Czarna Wdowa”, ale również zdecydowanie mniej znane i reklamowane “Candyman” czy też “Free Guy”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Decyzja o przesunięciu premier wielkich hitów filmowych może się zatem okazać strzałem w dziesiątkę, bo dzięki niej niektóre wielkie tytuły nie podzielą losu “Teneta”. Widowiskowe dzieło Christophera Nolana zostało wypuszczone do kin jeszcze w sierpniu zeszłego roku i kompletnie tam poległo. Oczywiście jednak jak zwykle medal ma dwie strony, co dobrze widać w październiku, w którym kina w danym tygodniu uraczą nas często nawet trzema - czterema wielkimi filmowymi hitami, które będą ze sobą rywalizowały o uwagę widza. W gąszczu najróżniejszych informacji łatwo się pogubić, dlatego przygotowaliśmy swoisty przewodnik po tym niezwykle intensywnym okresie, w którym wskazujemy zarówno na wielkie widowiska, jak i filmy dużo skromniejsze, które mogą się jednak okazać prawdziwymi perłami.

Ostatni taki Bond i starcie na Arrakis 

Z pewnością nie takiego obrotu sprawy spodziewali się twórcy i dystrybutorzy nowego, już 25. filmu o przygodach Jamesa Bonda, zatytułowanego “Nie czas umierać”. Film w reżyserii Cary Joji Fukunagi miał być godnym pożegnaniem z rolą agenta 007 Daniela Craiga, który niewątpliwie odcisnął na niej swoje piętno, nawet jeśli obok wielkich fanów ma również zdeklarowanych przeciwników. Premierę filmu przekładano już kilkukrotnie, a w pewnym momencie pojawiły się doniesienia o tym, że widowisko akcji ma wylądować od razu na streamingu. Ostatecznie nic takiego jednak nie miało miejsca i tajny szpieg Jej Królewskiej Mości ostatecznie zawita na ekrany kin 8 października.

Zarówno zdeklarowani fani serii o agencie 007, jak i ci, którzy chcieliby po prostu zobaczyć w kinie wartką akcję, powinni się szykować na ciekawe widowisko. Film od początku przyciągał świetną obsadą, bo do znanych wcześniej Lei Seydoux, Christophera Waltza, Ralpha Fiennesa czy Jeffreya Wrighta dołączyli - grający przeciwnika Bonda, Safina - Rami Malek, a także dwie aktorki: Ana de Armas i Lashana Lynch, które mają wspierać głównego bohatera. Sam Craig powinien natomiast godnie pożegnać się ze swoją rolą, która głównie za sprawą występu w dwóch świetnych odcinkach cyklu: “Casino Royale” i “Skyfall” zapewne zostanie zapamiętana jako jedna z najlepszych w historii: obok Seana Connery i Rogera Moore’a.

Podobnie jak na świeżą odsłonę przygód Jamesa Bonda widownia czeka również na nowy film Denisa Villeneuve’a, który po niezwykle udanej realizacji swoistego sequela do “Blade Runnera” wziął się za bary z inną legendą. O właściwej ekranizacji powieści Franka Herberta mówiło się już od wielu lat. Choć bowiem wielu jest kinomanów, którzy mają duży sentyment do wersji Davida Lyncha z 1984 roku, nie udała się ona w stopniu zadowalającym nie tylko dystrybutorów, ale również twórców i w żadnym stopniu nie oddała ona skomplikowanego świata, opisywanego na kartach niejednej przecież powieści amerykańskiego pisarza.

Denis Villeneuve nieraz jednak pokazał już, że jest niezwykle sprawnym twórcą wielkich widowisk, na jakie zapowiada się jego najnowszy film. Pierwsze recenzje, pokazywanego już na festiwalu w Wenecji filmu, są niezwykle entuzjastyczne, choć jednocześnie pojawiają się głosy mówiące o tym, że kanadyjskiemu reżyserowi nie udało się w pełni zapanować nad materiałem książkowym, a obraz zdaje się dopiero początkiem wielkiej serii, której dalsza realizacja zależy zapewne od tego czy film okaże się wielkim, kasowym sukcesem. Moment na to jest idealny: w świecie filmowej fantastyki mamy bowiem obecnie do czynienia ze sporą luką. Po rozczarowujących zakończeniach ostatniej trylogii Star Wars, a także serialu “Gra o Tron” widownia łaknie świeżych doznań, które może jej przynieść właśnie “Diuna”.

Odprysk MCU i powrót starych, dobrych znajomych 

Trudne zadanie rywalizowania z wielkim hitem w reżyserii Denisa Villeneuve’a będzie miał  “Venom 2: Carnage”, sequel do filmu z 2018 roku, w reżyserii Rubena Fleischera, który okazał się całkiem sporym sukcesem kasowym, jednocześnie jednak zebrał bardzo różne oceny widzów. O tym jednak, że od początku planowano do niego sequel przekonuje scena tuż po zakończeniu filmu, niejako przedstawiająca przeciwnika głównego bohatera, a wybór Andy Serkisa na reżysera drugiego obrazu wywołał spory entuzjazm. Dotychczasowe trailera sugerują, że możemy mieć do czynienia z produkcją mroczniejszą, zbudowaną wokół interesującej konfrontacji dwóch mocnych charakterów. Oby tylko, będący niezwykle istotnym elementem całej serii, humor był tym razem trochę lepszy niż w przypadku “jedynki”.

Pod koniec miesiąca do kin powinien trafić, długo wyczekiwany przez fanów serialu, prequel do “Rodziny Soprano”, wyreżyserowany przez Alana Taylora. Choć powroty do wielkich produkcji z przeszłości zazwyczaj narażają się na krytykę, często przeradzającą się w złośliwe komentarze na temat odcinania kuponów, akurat “Wszyscy Święci New Jersey” mają kilka niebagatelnych atutów. Pierwszym z nich jest obecność, wśród realizującej obraz ekipy, samego Davida Chase’a, pomysłodawcy i głównego twórcy serii HBO. Poza tym młodego Tony’ego Soprano ma zagrać syn, przedwcześnie zmarłego w wieku 52 lat Jamesa Gandolfiniego, Michael. Pojawi się również wiele postaci, o których wcześniej tylko wspominano, jak choćby legendarny Dickie Moltisanti, odtwarzany przez Alessandro Nivolę. Osobiście najbardziej interesuje mnie jak w roli młodej Livii Soprano sprawdzi się Vera Farmiga.

Największą niespodzianką rodzimej kinematografii jest zaś powrót “Wesela” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Po 17 latach od swojego pełnometrażowego, kinowego debiutu twórca, który ma już na swoim koncie kilka kasowych hitów, powraca do pomysłu pokazywania narodowych przywar na rodzinnej uroczystości, na której zobaczymy postacie grane m.in. przez Roberta Więckiewicza, Agatę Kuleszę, Michalinę Łabacz, Mariana Dziędziela czy Andrzeja Chyrę. Najnowsza produkcja nie zostanie pokazana na festiwalu polskich filmów fabularnych w Gdyni, od razu pojawi się za to w kinach. Nazwisko twórcy powinno przyciągnąć do kin spore grono widzów, zwłaszcza po wielkim kasowym sukcesie “Kleru” z 2018 roku. 

Młodzi gniewni, starzy wkurzeni

Zaskakująco dużo ludzi czeka na nowy obraz Wesa Andersona, co jest dowodem na to, że ten 52-letni dziś twórca wyrobił sobie markę wśród kinomanów, mimo tego że nadal wierny jest swemu, stuprocentowo autorskiemu stylowi filmowemu. A być może działa tutaj po prostu magia nazwisk, bo jak zwykle u niego w najnowszej produkcji gra mnóstwo uznanych gwiazd ekranu, takich jak Adrien Brody, Tilda Swinton, Frances McDormand, Benicio del Toro, Jeffrey Wright, Lea Seydoux, Elizabeth Moss, Timothee Chalamet, Edward Norton, Willem Defoe czy Saoirse Ronan. Już sam, długi tytuł “Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” pokazuje, że mamy do czynienia z prawdziwym oryginałem, który tym razem zabierze widza do fikcyjnego francuskiego miasta XX wieku.

Nie mniejsze zainteresowanie budzi nowy film Edgara Wrighta, który wyrobił sobie nazwisko dzięki takim filmom jak “Baby Driver”, “Wysyp żywych trupów” czy też “Scott Pilgrim kontra Świat”. Jego najnowsza produkcja “Ostatniej nocy w Soho”, w której grają znana choćby z “Gambitu Królowej” Anya Taylor Joy i Thomasin McKenzie, zaklasyfikowana została jako horror i opowiada o bohaterce, która przenosi się w świat Londynu lat 60., w którym poznaje swoją idolkę, młodą, początkującą piosenkarkę. Wiele wskazuje na to, że twórcom udało się odtworzyć atmosferę panującą w tej dekadzie, a sam film może być niespodziewanym hitem końcówki tego roku. 

Do swego starego pomysłu niespodziewanie powraca Ridley Scott. Dla 83-letniego reżysera ostatnie miesiące były zresztą niezwykle pracowite, bowiem obok wspominanego tutaj “Ostatniego pojedynku” w tym roku wchodzi do kin również “House of Gucci”. Obie produkcje łączy Adam Driver, grający w nich główne role, ale “The Last Duel” w pewien sposób nawiązuje do obrazu Scotta z 1980 roku, w którym grani przez Harveya Keitela i Keitha Carradine’a żołnierze czasów napoleońskich uwikłani są w niekończący się spór. O ile jednak scenariusz tamtego obrazu został oparty na powieści Josepha Conrada, o tyle najnowszy korzysta z książki Erica Jagera, umieszczając akcję w średniowiecznej Francji. Pojedynkujących grają wspomniany wcześniej Driver i Matt Damon, a bardzo ważną rolę w tej historii pełni, grana przez Jodie Comer, żona jednego z nich. 

Wejście w niszę

Oprócz wielkich widowisk warto zwrócić uwagę także na kilka interesujących, niszowych obrazów, przede wszystkim należących do kina grozy. Niezwykle ciekawie prezentuje się przede wszystkim “Poroże” Scotta Coopera, z duetem znanym głównie z seriali: Keri Russell (“The Americans”) i kojarzony z “Breaking Bad” Jesse Plemons. Magnesem przyciągającym do tej produkcji jest jednak przede wszystkim zaprezentowanie kompletnie nowej istoty, z rzadka pojawiającej się w kulturze popularnej. Mowa o Wendigo, czyli stworze człekopodobnym, według legend zamieszkującym lasy Quebecu i północnej części Stanów Zjednoczonych. Wspomniany reżyser ma już na koncie kilka niezłych filmów, łącznie z ciekawym westernem “Hostiles” z 2017 roku. 

Drugim filmem z tego gatunku, pokazywanym już na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty, jest brytyjski “Censor” w reżyserii młodej twórczyni Prano Bailey-Bond. I w tym wypadku interesujące wydaje się samo zawiązanie akcji: fabuła obrazu dotyczy bowiem tzw. video nasties, wydawanych na kasetach VHS brutalnych filmach nurtu exploitation, które były mocno na cenzurowanym w latach 80. w Wielkiej Brytanii i to dosłownie. Główną bohaterką filmu jest bowiem cenzorka, odpowiedzialna za ocenianie wspomnianych produkcji, na którą bardzo szybko zaczynają oddziaływać oglądane przez nią obrazy. Film gdzieniegdzie porównywano do dzieła Petera Stricklanda “Berberian Sound Studio”, które opowiadało o popadającym w szaleństwo inżynierze dźwięku. 

Na koniec kilka mniej znanych tytułów. “Nowy porządek” Michela Franco to ciekawy dystopijny thriller z zeszłego roku, który opowiada o weselu, w którym uczestniczą ludzie należący do wyższej klasy społecznej w Meksyku. Zabawa zostaje nagle brutalnie przerwana przez grupkę terrorystów. Z kolei “Pleasure” Ninjy Thyberg to kolejna próba zajrzenia za kulisy przemysłu pornograficznego. Główną bohaterką jest bowiem młoda dwudziestolatka, która postanawia wyjechać do Stanów Zjednoczonych, by tam poszukać szczęścia w branży filmów dla dorosłych. Zaskakująco dobre oceny zgarnia również “Furioza”, w reżyserii Cypriana Olenckiego, o której pisaliśmy już tutaj.
 

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper