Z łezką w oku... odcinek nr 7

W zeszłym tygodniu "Z łezką w oku..." wspominałem platformówkę na NES-a, której bohaterem był James Bond Jr. Dziś pora na kilka słów na temat innej produkcji o ratowaniu świata. Odcinek numer 7, godzina 7:07, więc i agent oznaczony numerem 007 - tym razem w odsłonie na Game Boya.
W zeszłym tygodniu "Z łezką w oku..." wspominałem platformówkę na NES-a, której bohaterem był James Bond Jr. Dziś pora na kilka słów na temat innej produkcji o ratowaniu świata. Odcinek numer 7, godzina 7:07, więc i agent oznaczony numerem 007 - tym razem w odsłonie na Game Boya.




James Bond 007
Platforma: Game Boy
Wydawca: Nintendo
Producent: Saffire
Data premiery: 1998
James Bond 007 to reprezentant gier z rodziny "zeldowatych", w których rozgrywka prezentowana jest z lotu ptaka. W tym przypadku jednak bohater zamienił zielony strój elfa na gustowny garnitur, a zamiast miecza w pewnym momencie wyciąga maczetę. Gadżetów od Q też nie zabraknie.
Zadaniem tytułowego bohatera jest zbadanie okoliczności zaginięcia i odnalezienie agenta 008, który był w trakcie odbywania jednej z misji. 007 na początku trafi do Chin, a później okrąży niemal cały glob, szukając śladów między innymi w Kurdystanie oraz Tybecie. Na różnorodność nie można narzekać.
Sama rozgrywka przypomina tę z przygód Linka - przemieszczamy się po danej lokacji, zbieramy i wymieniamy przedmioty i eliminujemy wrogów. W przeciwieństwie jednak do wspomnianej wcześniej Zeldy, nie możemy liczyć na backtracking - z małym wyjątkiem, ale nie chciałbym nic więcej zdradzić w kwestii fabuły. Dodam tylko, że w trakcie przechodzenia gry trafimy do kasyna, w którym będziemy mogli zagrać w kilka gier karcianych. Te mini-gry dostępne są również poza główną rozgrywką - aby włączyć jedną z nich należy rozpocząć nową grę i jako imię podać jedno z trzech haseł.
Jak przystało na Jamesa Bonda, nie może się obejść bez broni i gadżetów. Te pierwsze są reprezentowane przez kilka pukawek, raczej standardowych. Z kolei dzięki Q wejdziemy w posiadanie między innymi wybuchowego zegarka czy specjalnego breloczka pod napięciem, których jednak będziemy mogli użyć tylko w określonych sytuacjach.
Nie zabrakło również innych motywów znanych z przygód agenta 007. Na swojej drodze spotkamy na przykład Odd Joba - masywnego azjatę, który spróbuje ukrócić nas o głowę przy użyciu śmiercionośnego kapelusza. Oczywiście przez całą rozgrywkę towarzyszy nam znany motyw muzyczny (Bond ma swój odpowiednik dźwięku odkrycia czegoś - odpowiednik tego, który słyszymy w Zeldzie).
Mimo tego, że - z oczywistych względów - grafikę z Game Boya od dzisiejszych standardów (nawet tych kieszokonsolkowych) dzielą lata świetlne, ta zastosowana w opisywanej grze nie zastarzała się tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Podobnie jest zresztą z dźwiękiem - coś tam sobie plumka, coś tam pika z głośniczków, ale odgłosy nie katują naszych uszu.
James Bond 007 to gra na kilka godzin, czasem na kilkanaście - wszystko zależy od podejścia. Jeśli chcecie iść konsekwentnie z punktu A do punktu B bez wgłębiania się w dodatkową zawartość, powinniście napisy końcowe ujrzeć po kilku godzinach zabawy (przy czym zakończenia są dwa i rozchodzi się tu o to, czy jesteśmy w posiadaniu pewnego przedmiotu). Jeśli jednak chcecie przeżyć ten tytuł w pełni, polecam rozmawianie ze wszystkimi osobami i szukanie smaczków oraz sekretów. Jeden z nich jest tak "sekretny", że nie został w całości wycięty z ostatecznej wersji gry i należy traktować go jako smaczek. To jednak nic w porównaniu do moich doświadczeń z James Bond 007 (jak najbardziej autentycznych). Gdy grałem na starusieńkim Game Boyu (tym na 4 paluszki), James Bond zaserwował mi swoistego easter-egga - w trakcie sekwencji kończącej grę mój handheld został pozbawiony szybki - ta w magiczny sposób odpadła i od tamtego czasu (konsolę mam do dziś) Game Boy co jakiś czas zaprzyjaźnia się z nowymi paskami taśmy klejącej.
James Bond 007 - Gameboy Gameplay