Dying Light: The Beast nie należy traktować zbyt poważnie. Dla twórców najważniejsza jest dobra zabawa

Dying Light: The Beast ma być wielkim powrotem do korzeni serii. Jednak mimo tego, że gra ma być mroczniejsza od poprzednika, nie należy oczekiwać, że będzie w pełni poważna. Zdaniem twórców, nie taka jest jej rola.
Obecnie Techland tak bardzo dba o to, by o Dying Light: The Beast było głośno, że już niektórzy mieli okazję pograć i zapoznać się z zaplanowaną na 22 sierpnia produkcją. Playtesty nie ujawniły jednak wszystkiego, gdyż oferowały dostęp do 4-godzinnego fragmentu. Dlatego twórcy wciąż mieli przestrzeń do zagospodarowania.
Dyrektor Tymon Smektała nie ukrywa, że chociaż gra się znacząco rozrosła i nie mogła już być dodatkiem do drugiej części serii. Mimo to kampania ma być skonstruowana tak, by nie nadużywać czasu wolnego graczy. Jednocześnie ma ona spore ambicje, gdyż ma nie tylko przedstawić dalsze losy Kyle'a Crane'a, ale i przywrócić do serii poważniejszy nastrój.




Jednakże kierownik marki w rozmowie z GamesRadar+ zapewnił, że nowa historia nie sprawiła, że fabuła stała się ważniejsza od rozgrywki.
Jest nam znacznie łatwiej – i w pewnym sensie bardziej sensownie – rozwijać się i rosnąć po stronie rozgrywki. Nie sądzę, że musimy być najbardziej ambitną serią pod względem narracyjnym. Myślę, że to, co musimy zrobić, to dostarczyć odjechane postacie, które stawiają czoła trudnym wyzwaniom, gdzie fabuła ma swoje zwroty akcji, ale naprawdę nie musimy być przesadnie filozoficzni.
Dla twórców wciąż najważniejszy jest gameplay i to, by gracze czerpali z niego frajdę, a nie szukali drugiego dna w kampanii Dying Light: The Beast.
Naprawdę nie musimy pytać graczy o moralność i wszystkie te rzeczy. Tworzymy gry, które przede wszystkim stawiają na naprawdę fajną rozgrywkę, fajne postacie. Myślę, że zbyt poważne podejście nie sprawdzi się w przypadku Dying Light jako serii, więc myślę, że będziemy dalej podążać tą drogą. Uważam, że to ma dla nas większy sens.