Nintendo Life szuka winy braku popularności dużego N w Polsce

Na łamach serwisu Nintendo Life ukazał się ciekawy artykuł, w którym autor - mieszkający we Wrocławiu pisarz sci-fi i fantasy R. J. Bruges - próbuje uchwycić przyczyny marginalnego udziału Nintendo w polskim rynku gier wideo.
Pomijając już brak oficjalnego, prężnie działającego przedstawicielstwa Ninny na naszym rynku, pierwszym grzechem jest brak lokalizacji. Swoje gry tłumaczy Sony, Microsoft, EA i Ubi. O polonizacji tytułów spod strzechy Nintendo możemy jedynie pomarzyć.
Na drugim miejscu mamy powstały w latach 90. kult marki PlayStation, które na długie lata (wciąż?) zdominował świadomość rodzimych graczy konsolowych. Tutaj znać dało zamiłowanie autora do fantastyki, bo inaczej nie da się określić słów o najnowszych BMW na ulicach, designerskich ciuchach, wszędobylskich iPhone'ach i plikach banknotów w portfelu, które tylko czekają na wydanie. Albo ja żyję w innej Polsce.
Dalej Bruges wymienia brak sentymentu do marek dużego N, wyższe ceny gier i całkowite pominięcie wersji na maszynki firmy z Kioto w materiałach promocyjnych. I to wszystko w niemal 40 mln kraju, jeżeli wierzyć gadającym głowom w TV - jednej z najszybciej rozwijających się gospodarek w Unii Europejskiej.
Całość przeczytać możecie tutaj.