Przegląd Eroge #46 Yoru ga Kuru! Square of the Moon Remastered czyli Persona 3 przed Personą 3 [+18]

Jest wilgotno, uważajcie na siebie. Blog tylko dla dorosłych.
Producent: Alicesoft
Wydawca: Kagura Games
Gatunek: Visual Novel/jRPG
Czas gry: koło 30h
Gdzie kupić: Kagura Games, Steam (wymagany patch ze strony wydawcy przywracający całą zawartość gry).
Wstęp:
Zapowiedź angielskiego wydania tej gry, była dla mnie wielką niespodzianką. Z dwóch powodów, pierwszy to przede wszystkim to, że zrobili to dosyć szybko po zapowiedzi japońskiej wersji remastera, a drugie, że wydawcą zostało Kagura Games, czyli cóż, ludzie znani przede wszystkim z tandetnych gier w RPG Makerze, gdzie dobre gry, to wydawać im się tylko zdażało (np. świetnego jRPG w postaci Demons Roots, czy grę w którą moja młodsza siostra uwielbia z mną grać czyli Living With Sister: Monochrome Fantasy).
Dlatego też tak mnie zdziwiło, że tym razem wzięli się za współpracę z Alicesoft, czyli było nie było, jednymi z najważniejszych producentów eroge w branży. Może nigdy nie przebili się do mainstreamu, a na zachodzie nie odnieśli większych sukcesów, to jednak swój wpływ na japońską branżę gier, a także anime, mang i light novel mieli (serią Rance i innymi ich tytułami w końcu inspirowali się twórcy takich dzieł, jak Nekopara, Re:Zero, Mushoku Tensei czy Konosuba). Nie inaczej było (prawdopodobnie) z Yoru ga Kuru, grze oryginalnie wydanej w 2001 roku. W skrócie, gra polega na przeżywaniu szkolnego życia za dnia i walce z potworami w nocy. Brzmi znajomo? Trudno mi jednoznacznie potwierdzić, ale wielce prawdopodobnym jest, że wydana 5 lat później w 2006 roku Persona 3 mogła trochę zainspirować się tym tytułem. To nie materiał porównawczy, ale jeżeli graliście w którąś z Persona od trójki w górę, możecie wychwycić parę podobieństw w opisywanej przeze mnie grze.
Ten op, to jest banger.
Fabuła:
Pewnego dnia na nocnym niebie rozbłysł drugi księżyc, cały na niebiesko. Nikt nie wiedział jak się tam znalazł, a wedle badań naukowców on tak naprawdę nie istniał, jednak każdy go widział, nikomu on się nie przyśnił. I z jakiegoś powodu, w mózgach każdego człowieka oczywistym była jego nazwa, "True Moon", Prawdziwy Księżyc. Od tego czasu na świecie zaczęły dziać się różne dziwy. Niezwykle wzrosła przestępczość.
Ta historia jednak ogranicza się tylko do jednego miasta, a dokładniej do małej grupki przyjaciół z Klubu Astronomicznego. Protagonistą opowieści, jest Ryou (postać można nazwać, ale domyślnie, to Ryou), który od urodzenia miał dosyć nietypową umiejętność, potrafił przewidywać wszelakie niebezpieczeństwa, co często mu się przydawało, ale było także dla niego początkiem koszmaru w podstawówce. Szybko okazuje się, że nie jest jedynym, i więcej osób posiada różne nadprzyrodzone zdolności, dziękim którym to będą mogli bronić miasta przed złem nazywanym Light Hunters, potworami karmiącymi się ludzkimi marzeniami. Jaki cel mają te potwory, skąd wziął się drugi księżyc, kto jest tym, który tak potwornie mąci? Tego, dowiecie się sami, jak tylko zagracie w grę.
no jest trochę thicc
Historia, to coś świeżego... no, było czymś świeżym, kiedy gra wychodziła. Tak oto grupa nastolatków, wiodących normalne szkolne życie i mających swoje własne problemy, poświęca się, aby rozwikłać tajemnicę i bronić niczemu nieświadomych ludzi przed złem.
Fabuła gry rozpoczyna się od dosyć typowego, ale jakże efektywnego zabiegu. Ryou ucieka, goni go ktoś niebezpieczny. Biegnie co sił w nogach, aż nagle na swej drodze napotyka tajemniczą kobietę o czerwonych oczach. No i nagle przenosimy się do wydarzeń z dnia następnego. Krótka scenka, ale od razu przykuwa uwagę i w połączeniu ze wspaniałą muzyką nadaje klimatu całej produkcji.
Szybko okazuje się jednak, że tą tajemniczą kobietą była nie kto inna, a uczennica tej samej szkoły. Do tego nie jest takim zwykłym człowiekiem, a jest członkinią tajemniczego rodu, częścią "Firefolk", osób mających szczególne zdolności pomagające im walczyć ze złem z Prawdziwego Księżyca. Przede wszystkim, to może ich w ogóle dostrzec, bo inni ludzie nie są w stanie nawet tego zrobić. Potrzebne są im do tego specjalne medaliony.
Gameplay:
O ile Yoru ga Kuru, to bardzo dobra Visual Novela, tak jRPG z niej dosyć przeciętny i trzeba mi o tym wspomnieć już na starcie. To jest PRZEDEWSZYSTKIM Visual Novela, a sam gameplay, to bardziej dodatek, ale po kolei.
W grze mamy kalendarz, wiecie, dni mijają, jest najpierw poniedziałek, a tydzień kończy się na niedzieli. Podczas tygodnia roboczego, przyjdzie nam trenować, tu musimy wybrać, w jakie statystyki chcemy zainwestować, wiecie siła, szybkość, zręczność i umysł. Ja szedłem w siłę, gra jest prosta tak dodam.
Wszystko zmienia się od soboty, w ten dzień wybieramy sobie partnera do sparingu, każdy daje od razu parę punktów rozwoju, ale też i tak rozwija się statystykę "Bond" i tu pojawia się mój problem. Chcecie obejrzeć wszystkie eventy w grze? Musicie kompletnie zignorować swych męskich kompanów i skupić się na dziewojach, a tu i tak trzeba przejść grę jeszcze parę razy, aby każdą z nich odpowiednio w sobie rozkochać i dostać pełnię jej eventów. Gra kompletnie nie tłumaczy jak to działa, ale wygląda na to, że aby zdobyć "bond" trzeba wybrać postać podczas wspólnego treningu, wtedy też dostaniemy z nimi parę różnych eventów, no i odlokujemy kolejne podczas innych dni tygodnia.
Kolejny sposób na zdobywanie "bond", to wybieranie naszych kobitek podczas wizyty w "Riftach" tzn. "dungeonach". Trafiamy do nich w każdą niedzielę, one (chyba) są losowo generowane. Generalnie mamy limit 1000 kroków/akcji i po tym wracamy do bazy i czekamy na nowy tydzień. Wszystkie te rifty polegają na tym samym, tzn. eksplorujemy je, zdobywamy jakieś przedmioty, walutę i rozwalamy potwory, aby zdobyć expa. Dosłowne minimum, aby móc nazwać grę mianem JoteRPeGa.
Sama walka, to też jest coś niezbyt skomplikowanego. Wiecie, takie klikadło, aby zabić czas. Nie mam praktycznie żadnego wpływu na rozwój postaci innych niż nas protagonista, możemy dać im jakieś przedmioty lekko zwiększające ich statystyki, ale to tyle. Wszystkie umiejętności zdobywać będą wraz z kolejnymi poziomami i... Gra w sumie nawet nie informuje nas, kiedy postać uczy się jakiejś nowej zdolności, po prostu nagle może jej użyć. Nie zrozumcie mnie źle, lubię ten gameplay, to taki prosty jRPG, dający te minimum przyjemności z levelowania i zabijania kolejnych potworów, ale chciałoby się więcej... albo mniej. Tak, trochę wolałbym coś w stylu Utawarerumono, gdzie autorzy nie bali się dawać trwających po kilka godzin segmentów "Visual Novel", aby nagle rzucić nam 5 minutami gameplayu i znowu powrót do dialogów.
Warto tu też nadmienić, ale nie mamy tutaj statystyk "many", a zamiast tego umiejętności kosztują nasze postacie zdrowie... Wyjątkiem jest Ryou, bo on nie ma zdolności, on może tylko atakować. No, w remasterze dodali taki patent, że jego "umiejętności", to inne bronie, jakie mu scraftujemy. Bo da się to robić, ale to tak prosty system, że nawet go nie będę tłumaczył.
Spory plus, w zależności jakie postaci wybierzemy do drużyny, dostać możemy inne dialogi. Tu jest to istotne zwłaszcza w tych "fabularnych" lochach, których to jest zaledwie kilka w grze, ale jako jedyne nie są losowo generowane. Do tych fabularnych lochów trafiać będziemy w dni tygodnia inne niż niedziela i nie możemy z nich wyjść. Tu warto wspomnieć, w "new game+" możemy pomijać te wszystkie rifty w niedziele, ale nie te fabularne. Jednak nasza postać wtedy jest już tak dowalona, że to i tak jest tylko krótki spacerek.
Postacie (Remastered additional content <- w sensie zedytowałem i dodałem ten fragment do bloga):
Jak to często bywa w Visual Novela, a zwłaszcza w tym pięknym gatunku eroge/bishoujo, najważniejsze są postacie, a dokładniej słodkie dziewczyny (no chłopy też się zdażą). W YgK jest raczej kurcze nie inaczej i bardziej niż sama fabuła, to relacje między postaciami były dla mnie motorem napędowym, powodem dlaczego dalej brnąłem w ten tytuł.
Dobra, zacznijmy od tych najmniej istotnych czyli mężczyzn. Ryou to protagonista, tutaj dosyć typowy "self-insert", ale za to jego ziomy, to już nawet ciekawe osobistości, choć ich wątki w tego typu grze nie mogły być zbyt rozwinięte (wiedzieliście, że jednym z największych "wad" wedle fanów w Rance IX było zbyt wiele rozmów "między samymi chłopami bez żadnych fajnych babeczek w pobliżu?", ach, eroge rządzą się swoimi prawami). Shinkai, to taki dosyć typowy mięśniak, jego mocą jest "super siła" i niech nie zmyli was nazwa, bo ona przecież nie musi mieć związku z stanem faktycznym... Tak, jest super silny. Lubi też wrestling, to taki typ miłego gościa, ciągle myślącego o treningu, ale jednocześnie mającego dobre serce i troszczącego się o kolegów. Hoshikawa zaś, to troche bęcwał i kobieciarz, zdażyło mu się nawet spartolić robotę, bo wolał pogadać z ładną panienką niż walczyć z wrogiem. Momose, przezywany Momo, jest ostatnim chłopem w teamie. To trochę taki cwaniaczek zawadiaka, poznajemy go z przefarbowanymi na blond włosami, co w japońskiej kulturze symbolizuje często buntowniczego łobuza. Gość jest dosyć agresywny, ale w głębi duszy, to miły ziomek.
Dobra, pora na lasencje.
Izumi Kagura, to nasza główna heroina, co widać już na pierwszy rzut oka na logo gry. To przywódczyni, założycielka klubu astonomicznego i członkini rodziny Firefolk, którzy to od lat walczą z Light Hunterami. Jest miła, to bardzo urocza dziewoja o nieco chłopięcej urodzie (głównie przez fryz). U mnie poszła na pierwszy ogień, jeżeli chodzi o wybór waifu. Nie wiem, jak nazwać ten archetyp postaci, ale jest ona bardzo miła i troskliwa.
Kyouka Nanagi, to trochę taka tsundere (♫ona jest dere, tsun tsun dere♫). Potrafi czytać umysły, dlatego więc postanowiła zawsze być jak najbardziej bezpośrednia z innymi. Można powiedzieć, że jest w pewien sposób niemiła czy agresywna, ale i tak ją kocham.
Manami Miwasaka, to taki słodki głuptasek. Jest niezwykle utalentowana aktorsko, ale przy tym jest z niej taka trochę dziecinna gapa. Do tego jest zakochana w serialach typu tokusatsu, wiecie, Power Rangers (Super Sentai), Kamen Rider, Ultraman i więcej nie znam. Lubie ją.
Makoto Keduin, to silna baba, idealna dla fanów umięśnionych i silnych kobiet. Ja wole loli.
To oczywiście nie wszystkie postaci, ale po co miałbym przedstawiać wszystkie?
Aspekty erotyczne:
Nie ma tego tu wiele. Przez jakieś około 30godzin gry (jedno podejście) uświadczymy 4 scenki erotyczne (jedna to tak niezbyt, bo skończyło się na pokazaniu stanika), które razem trwają może z 20minut. Jednakże wisienką na torcie będzie nasza wybranka serca, która to zawsze pod niemalże sam koniec gry dostaje całkiem długą, bogatą w treść i dobrze napisaną scenę (w sumie to 3-4 pod rząd, bo tyle jest obrazków).
I powiem tak, ta gra równie dobrze mogłaby być zwykłym jRPG, a nie eroge, bo tak niewielki wpływ na fabułę mają tu sceny seksu (znaczy, jest tu taka baba, która uwodzi mężczyzn i potem im niemiłe rzeczy robi, to może jednak nie).
Generalnie wracając do statystyki "bond" z tego co rozumiem, działa to tak, że jeden księżyc (niebieski) odblokowuje nam wszystkie "family friendly" eventy postaci, a potem w pewnym momencie gra wczytuje, która to postać miała z nami najwięcej tej statystyki, wtedy też księżyc zmienia się na żółty, a my wchodzimy wtedy w typową dla visual noveli "ścieżkę postaci", ale tu mogę się mylić. Nie znalazłem w necie wytłumaczenia, jak to dokładnie działa.
Podsumowanie:
Dobra, a może i nawet bardzo dobra Visual Novela.
Ale dosyć przeciętny jRPG. Dla fabuły i postaci warto zagrać, dla gameplayu już nieszczególnie.
absolute cinema
I znowu długo nie pisałem tych blogów. Szczerze mówiąc, średnio mi się już to chce robić, ale jak pojawia się taka niezła gierka (do tego od Alicesoft) to już musiałem się zmusić. Spodziewajcie się jeszcze czegoś o Nekopara After, bo wychodzi za niedługo. Miała być już dwa tygodnie temu, ale Steam, to Steam i robi problemy. Tak w ogóle, ostatnio wziąłem się za czytanie mang, parę klasyków przeczytałem, jak np. Akira, a teraz jestem w trakcie lektury Monstera, świetne dzieła. Z grami też było spoko, obecnie ogrywam Project Warlock 2, świetny FPS, choć ma sporo problemów, a w następnym tygodniu chyba wleci Stellar Blade (ale nie wiem, bo jest drogi tak, jak wielką moc ma minerał Fiutta).
Ten blog to early access, tzn. że mogę coś tu dodać (literówki też poprawię). Ewentualnie walnę wam DLC, $4,99 za jedno zdanie.
#CrossoverDLC
No to macie pierwsze DLC, jako ciekawostke przypomniałem sobie, że Alicesoft (twórcy tej gry) kiedyś dodali na Steam darmową produkcję o nazwie eee アリスのハニハニクラッシュ!czyli Arisu no hanihanikurasshu!, google translate tłumaczy to jako "Miodowe, miodowe zauroczenie Alicji" ale, że ja jestem ekspertem, to się domyślam, że to znaczy bardziej Alice's Hanny Crashing czy coś (Hanny to takie gliniane posążki, w uniwersum Alicesoftu to takie istoty debile bez mózgu lubiący męczyć kobiety w okularach i są też reprezentacją byłego CEO tej firmy o pseudonimie TADA (ciekawy gość, dosyć aktywny na twitterze, chłop jest na emeryturze, a i tak czasem ogrywa swoje stare gry i jeszcze robi do nich patche, ciekawy człowiek).
W każdym razie, gra jest w stylu Vampire Survivors, ale jest darmowa i niezwykle uboga w treści. W godzinke zrobiłem 100% achivmentów (dosłownie równe 60minut mam). Jest też tylko po japońsku, ale to nie problem.
Następne DLC już niebawem.