MWP #2: O podejściu do zakupu gier (historia z życia wzięta)

BLOG
353V
MWP #2: O podejściu do zakupu gier (historia z życia wzięta)
Krutki52 | 22.05.2020, 00:01
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

W drugim wpisie z cyklu Małe Wypociny Pasjonata, chciałbym pokazać na swoim przykładzie, jak wraz z upływem lat zmieniły się możliwości i moje podejście w temacie kupowania gier. Zapraszam do lektury i przepraszam za chaos twórczy we wpisie...

   Urodziłem się w 1988 roku, a pierwszą maszyną do gier w moim życiu była Amiga 500. Pojawiła się ona w domu a sprawą taty, który zakupił sprzęt wraz z kilkoma grami na start od "jakiegoś" znajomego z pracy. Był to rok 1993, a jak wiadomo wtedy wszystko załatwiało się po znajomości, a dodatkową opłatą, poza ceną rynkową sprzętów była "flaszka". Amiga została podłączona do małego telewizora znajdującego się w pokoju moim i brata, a sprzęt był wykorzystywany głównie przez naszą dwójkę, bo siostra nie była zainteresowana zbytnio grami, a tata grywał okazjonalnie (nie był typem ojca z obecnych czasów, że kupuje sprzęt do gier dla siebie, a tylko pretekstem jest "że dla dzieci"). Jako, ze wychowałem się w takich a nie innych czasach na osiedlu w mieście liczącym około 35 tys mieszkańców, to dostępność do gier jak na tamte czasy była dość duża, bo na licznych straganach można było zaopatrzyć się w gry (głownie Pegasus i Amiga). Nikt wtedy nie rozumiał znaczenia słowa "piractwo", a handlarze w mentalności ludzi byli ludźmi "zaradnymi". Do tego dochodziła najpopularniejsza forma dystrybucji, czyli wymiana z kolegami tytułami, która polegała na prostej zasadzie - ja pożyczam ci tytuł X, a ty mi Y na tydzień. Do końca życia nie zapomnę sytuacji, gdy chodziłem do bloku obok do kolegi brata ze szkoły starszego o 10 lat, pukałem do drzwi i otwierającego drzwi jego rodziców witałem słowami "Dzień dobry, czy jest może Krzysiu?", który pożyczał kilkuletniemu "mi" dyskietki z moimi ulubionymi grami. W pewnym momencie w moim życiu nastąpił przełom, bo jeden z jego kolegów zafascynowany nowoczesnymi technologiami zakupił sobie sprzęt, który pozwalał mu kopiować gry. Wystarczyło jedynie dać pustą dyskietkę, oraz drugą z grą a po paru dniach w domu miało się SWOJĄ WŁASNĄ KOPIĘ GRY. Jaki to był luksus. Ciężko mi powiedzieć ile miałem gier w swojej kolekcji, ale było tego grubo ponad setka, a może i dwie. Piękne czasy, a mnogość pozycji oszałamiała i powodowała niejednokrotnie ból głowy spowodowany dylematem "W co by dziś zagrać". 

   Po zakupie pierwszego PC z rewolucyjnym, wspaniałym i nowoczesnym jak na tamte czasy i standardy Duronem 800, koledzy mi zazdrościli i niejednokrotnie przychodzili zobaczyć, jak gry wyglądają na pełnych detalach. Komputer został kupiony na koniec podstawówki i miał służyć oczywiście do nauki, bo wkraczamy w XXI wiek i teraz komputer miał być standardem w każdym domu. Mój komputer posiadał nagrywarkę CD, więc wystarczyło poprosić rodziców o parę złotych na czystą płytę, pożyczyć od kolegi grę na jeden dzień i po kilkudziesięciu minutach miało się własną kopie. Jakież to było fajne, że nie trzeba było nikogo prosić o skopiowanie gry. Nowości natomiast, lub tytuły niedostępne od kolegów, kupowałem w bloku umiejscowionym za moim, gdzie mieszkał lokalny dealer, który brał parę złotych i nie wymagał posiadania czystej płyty, bo była ona wliczona w cenę zakupu. Wtedy zaczynało pojawiać się słowo "piractwo" i zaczynało się mówić o konsekwencjach związanych z tym procederem, więc dzień w którym "zamknięto za posiadanie" tego chłopaka był dniem szczególnym. Całe osiedle zostało bez dostępu do gier, a jak później zrozumiałem całe poruszenie nie dotyczyło samego tematu gier, bo sprzedał on lepsze rzeczy, ale za młody byłem żeby wiedzieć czemu starsi koledzy szukali nowej opcji (hehe). 

   Prawdziwy przełom nastąpił w momencie, gdy na osiedlu pojawiła się firma oferująca połączenie kablami po dachach bloków, a wraz z nim dostęp do internetu. W czasach modemów podpiętych pod linię telefoniczną, posiadanie szybkiego stałego łącza internetowego w okolicach 2003 roku było hitem. Pomijając fakt wewnętrznego LANU osiedlowego i dostępu do niego poprzez progam DC++, gdzie następowała wymiana grami filmami i muzyką, poznałem system torrent. Nie ukrywam, że swego czasu w latach młodości ściągnąłem wiele gier, filmów i muzyki z sieci torrent, choć te wybitne dla mnie tytuły jednak kupowałem oryginalne, bo posiadanie oryginału dawało frajdę. Od kilku lat nie korzystam z niej wcale, gdyż stałe źródło dochodu i dojrzałość i zrozumienie pewnych spraw uzmysłowiły mi, że dzięki temu, że ja kupuje grę, ktoś ma pracę i dzięki temu mogą powstać kolejne produkcje. 

   Obecnie jestem na takim etapie życia, a rozwój branży spowodował, że wybrałem XBoxa. Wielu z czytających zapyta po co ta "reklama", właśnie dlatego, że GamePass spowodował rewolucję w moim życiu jako gracza. Nie gram już tyle co za młodych lat, bo nie ma tyle czasu, a są też inne sposoby wypełniania coraz mniejszej ilości "czasu wolnego". Nie mam potrzeby posiadania pudełkowej wersji gry, więc Wiedźmina 2 i 3 mam w wersji cyfrowej GOTY. Płacąc abonament posiadam ofertę Games with Gold, w ramach której otrzymuję co miesiąc 4 tytuły "za darmo", oraz dostęp do biblioteki GamePass. Podpiąłem kartę, płacę i żyje w zgodzie ze swoim sumieniem. Nie korzystam z możliwości robienia wielu kont, nie wymieniam się ze znajomymi kontami. Moja konsola i konto tworzą jedność. Zastanawiam się czy to ja się starzeje i rozumiem więcej, czy po prostu korzystanie z możliwości jakie dają obecne czasy i moje finanse, bo 55 zł na miesiąc i 1-2 gry rocznie na promocji to chyba nie dużo jak na hobby?

   Nie chce krytykować nikogo, ale ten wpis jest w jednym celu. Czy ja jestem wyjątkiem w tym kraju i to ja jestem głupi, że nie korzystam z opcji "kombinowania", czy może jednak te wszystkie osoby "cebulujące" konta itp są w mniejszości i nie powinno się zwracać na nie uwagi, chyba że tylko w celu piętnowania zachowań? Czy dlatego niektórzy wolą PC, bo tak na prawdę nie możliwości PC a opcja torrentów jest tą przeważająca? Czy to, że kupuje cyfrowe wydania, faktycznie oznacza że coś tracę? Nie zmienię swojego podejścia, ale ZASTANAWIA MNIE TO, a jako że (nie ma nic gorszego niż fałszywa skromność) mam trochę czytelników stałych, to do was kieruję to pytanie. Czy jestem NORMALNY? Pozdrawiam i wyjątkowo liczę, że Ci którzy wiedzą o co chodzi w tym wpisie skomentują i pogadamy na "poziomie", bez względu na firmę, której kawałek plastiku generujący klatki rozgrywki posiadacie.

Oceń bloga:
12

W jakiej formie obecnie GŁÓWNIE kupujesz gry?

Dystrybucja cyfrowa
47%
Pudełkowe wersje
47%
GAMEPASS lub PS NOW
47%
TORRENTY itp
47%
INNE (napisz w komentarzu jakie)
47%
Pokaż wyniki Głosów: 47

Komentarze (20)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper